Blog chwilowo zawieszony. Doczeka się jednak ukończenia.

poniedziałek, 8 września 2014

Czajnik zaczął piszczeć, kiedy woda była już wystarczająco gorąca. Nie miałem ochoty wstać od stołu, pochłonięty do reszty grą na PSP Momo, które zostało w kuchni. Tak, pożyczyłem je sobie na chwilę. Jedynym, co mnie denerwowało był fakt, że większość z gier była po angielsku. Nie wszystko rozumiałem.
- Fajnie, że ci się podoba. - piszczenie ustało, a ja dostałem przez łeb gazetą. Brunetka wzięła do ręki czajnik i odniosłem mylne wrażenie, że zaleje moją herbatę. Ona jednak wyciągnęła z szafki swój fioletowy kubek, postawiła go z głuchym stuknięciem na blacie, po czym wrzuciła do niego torebkę muffinkowej herbaty i zalała ją gorącą wodą. Zauważywszy, że coś zostało na dnie, zdecydowała się zrobić herbaty także dla Momo. Wyszła z kuchni bez słowa, zabierając napoje. Odstawiłem grę na jej miejsce i wstawiłem nową porcję wody do gotowania. Tym razem przypilnowałem, żeby ją wyłączyć na czas. Znając ją, to przyszłaby tu znowu i znowu zakosiłaby mi herbatkę. Takie to małe, upierdliwe i okropne. Wyciągnąłem z szafki dużą, szklaną butelkę soku malinowego i nalałem trochę do swojej herbaty. Torebkę wyrzuciłem uprzednio do kosza, żeby to się za mocno nie zaparzyła. Odstawiłem butelkę na brzeg blatu (no, bo komu się chce utrzymywać porządek, nie?), a z kubkiem wróciłem do stolika, gdzie dalej okupowałem konsolę dziewczyny. W międzyczasie do kuchni przywitał tata na kolację, parę razy jeszcze zajrzały dziewczyny, ale to tylko na krótką chwilę. Uzupełnić zapas słodyczy na przykład. Trzeba zabrać, co moje, bo skończy się an tym, że wszystko wyjedzą. Czy one mają czarną dziurę zamiast żołądka? Znak kubka leniwie unosiła się para tworząc zawiłe wzory w powietrzu. W całym pomieszczeniu czuć było słodką woń napoju. Niestety był jeszcze za gorący do spożycia. Moja komórka zaczęła wibrować. Kto jest na tyle popieprzony, żeby pisać do mnie sms'y o tej porze? Wysunąłem urządzenie z ciasnej kieszeni i otwarłem klapkę. No kto, kto, mogłem się domyślić! "Okno". Kurde, to żeś się wysilił. A jakbym nie zrozumiał o co jełopowi chodzi? Hm? Już jedno zdanie mógłby sklecić, a nie samymi rzeczownikami rzuca. Wcisnąłem urządzenie z powrotem, zabrałem kubek i wymaszerowałem do siebie. Naczynie z piciem odstawiłem na biurko, potem poszedłem otworzyć okno. Po drugiej stronie wystawał ze swojego blondyn. Już umyty, w różowej piżamce i ręczniku na głowie. Szybko mu poszło.
- Wiesz... - zaczął drapiąc się koniuszkiem palca wskazującego po brodzie. - Świetnie się dzisiaj z tobą bawiłem, cieszę się, że jest już okej. - uśmiechnął się szeroko w moją stronę. Ręcznik przesunął się nieznacznie w bok.
- Tyle? Tylko po to mnie wołasz? - burknąłem podpierając się na łokciu.
- Jezu, trochę romantyzmu, a  nie - marudzisz ciągle jak emerytka! - ostro się na mnie oburzył.
- Dziękuję ci za ten wspaniały dzień. Gdybym tylko mógł powtórzyłbym go tysiące, jeśli nie miliony razy. - powiedziałem ironicznym głosem, wzdychając następnie ciężko i odwróciłem się, po czym zamknąłem okno. Opuściłem rolety w dół, po drugiej stronie słychać było jeszcze zniekształcone wrzaski zdenerwowanego blondyna. Na mojej twarzy wykwitł radosny uśmiech.
*
Otworzyłem swoje dzisiejsze bento i ze zdziwieniem spojrzałem do środka. Moja kochana siostra zrobiła mi dango! Pewnie nie nadaje się do spożycia.
- Jakie doobre~! - piskliwy głos dotarł moich uszu. Podniosłem oczy i ujrzałem po drugiej stronie dziewczynę chodzącą ze mną do klasy. Noemi... Naomi! Tak, to Naomi. Najsłodsza osoba w klasie oraz najbardziej rozchwytywana dziewczyna w szkole. Jasnobrązowe, zdrowe fale loków sięgające ładnego biustu - ni to za dużego, ni za małego -, radosne, ciemne oczy oraz perlisty uśmiech. Cera bez skazy, jak u pań z okładki. Dłonie zadbane, gładkie, średniej długości paznokcie muśnięte lakierem nabłyszczającym. Bladoróżowy sweter miał nieco za długie rękawy, które sięgały jej połowy kciuka.
- Produkcja siostry, jak coś ci się stanie, to nie ponoszę odpowiedzialności. - mruknąłem lustrując ją spojrzeniem. Ta tylko zaśmiała się cicho biorąc kolejną kuleczkę. A niech je, na zdrowie.
- Wiesz, pewnie się postarała. Nie powinieneś tego lekceważyć. - mówiąc to posunęła z kuleczką w stronę moich ust.
- To nie tanie romansidło, ludzie patrzą. - odtrąciłem jej dłoń. Tymczasem obok przeszły trzy inne dziewczyny patrząc na nią pogardliwie i rzucając niemiłe komentarze.
- Kolejnego próbuje uwieść? Który to już z kolei? - prychnęła czarnowłosa mrużąc oczy, Długie włosy odgarnęła za siebie i odeszła z eskortą koleżanek, a te oczywiście poparły jej słowa i dorzuciły swoje trzy grosze. Naomi posmutniała.
- Nimi się przejmujesz? Zazdroszczą ci i tyle. - pocieszyłem ją. Wziąłem pałeczki do ręki i przełamałem je z cichym trzaskiem, po czym zająłem się jedzeniem. - Jak ci smakują, to możesz zjeść jeszcze. - brązowowłosa podziękowała mi z uśmiechem i wzięła sobie kolejną kuleczkę. O ile Naomi jest rozchwytywana przez chłopaków, to nie wygląda, aby dziewczyny ją lubiły. Hej, no nic dziwnego. Między "płcią piękną" wiecznie prowadzone są jakieś spory. Kieruje nimi zawiść i inne uczucia, które na pewno nie są "piękne". A najgorzej mają te naprawdę fajne i urocze. Jak się ktoś na nie uweźmie, to już do końca mają przerypane. Współczuję jej. Dziwię się tylko, że dziewczyna się im nie odgryza. Dlaczego nie reaguje na ich komentowanie niczym innym jak spuszczeniem głowy i milczeniem? Mogłaby im wygarnąć, jakie są naprawdę. Może by coś do ich pustych łbów dotarło.
- Haaaaruuuuu~! - oczy wszystkich zwróciły się w stronę Nariko, który właśnie wrócił ze sklepiku obładowany drożdżówkami, słodkimi paluszkami, sokami i chrupkami. Patrzył na mnie, jakbym był co najmniej jakąś zjawą.
- No. - chrząknął podchodząc do ławki. - wyjdę na chwilę, a ty zaczynasz flirtować?! Tak to jest, tak?! - spojrzał na mnie "srogo", a po chwili się roześmiał, siadając na swoje krzesło. - Hejcia, Naomi. - podał jej dłoń. Uścisnęła ją z uśmiechem.
- A może zamiast jego śniadania spróbujesz tę oto słodką bułeczkę, którą sam cię nakarmię? - ujął jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy, drugą dłonią podsuwając nadziewaną bułkę.
- A ty co, Casanova? - zachichotała odsuwając się. - a bułcię chętnie zjem. - urwała sobie kawałek miękkiego ciasta i wsunęła do buzi. Przez tę krótką przerwę zdążyłem naprawdę ją polubić. Może zbyt szybko zaczynam uważać ludzi za godnych zaufania i dobrych. Ale kiedy ona wydaje się taka zabawna i naturalna. Słodka w całej okazałości.
*
- Dzisiaj też wracamy razem? – zagadałem siedzącego po mojej lewej blondyna.
- Niee. – jęknął cierpiętniczo. – Wakeshima wciągnęła mnie w jakiś konkurs dla amatorskich skrzypków i każe mi zostać na „ćwiczeniach”. – wywrócił oczyma.
- O, to świetna szansa, żebyś się wykazał. W końcu starsi wysyłali cię do szkoły muzycznej tyle lat, nie może to pójść na marne! – poklepałem go po ramieniu, a potem wybuchnąłem donośnym śmiechem widząc jego minę. Z takim wyrazem twarzy, to mógłby w Halloween  bez specjalnego przebrania chodzić. I tak by się go dzieciaki bały.
- Skrzypce są dla nuuudziarzy! – wyciągnął się, ziewając głęboko. Mnie samemu także zachciało się ziewnąć. Może to prawda, że ziewanie jest zaraźliwe? – A poza tym, to i tak nie mam talentu i „gówno przyjdzie”. – prychnął niezadowolony. 
- Nie uczyli cię, że "żeby wygrać, trzeba grać"? Nie spróbujesz, nie dowiesz się, czy faktycznie "gówno przyjdzie". - Kiedy zacząłem go pouczać zatkał sobie uszy palcami i zacisnął powieki. Nie miał najmniejszego zamiaru słuchać mojego zrzędzenia, brzmiącego jak wypowiedziane z ust przemądrzałego dorosłego.
- Dooobra! Pójdę już! - stęknął. - Tak w ogóle, daj odpisać matmę. - zwinął mi sprzed nosa gruby zeszyt z twardą okładką i otworzył go w miejscu, gdzie zapisałem pracę domową. Pasożyt jeden. Jego dług wdzięczności wobec mnie jest dłuższy niż sobie wyobrażacie. Z racji, że jeszcze nie było lekcji postanowiłem posłuchać muzyki. Słuchawki rozplątały się z niewiarygodną łatwością i po chwili siedziały już w uszach. Z mojej playlisty wybrałem Unravel i rozkoszowałem się słuchaniem kochanego utworu.