Blog chwilowo zawieszony. Doczeka się jednak ukończenia.

czwartek, 26 czerwca 2014

Ścieranie tej jakże dokładnej i misternej pracy zajęło mi strasznie dużo czasu. Ten idiota znowu coś wywinął. Jak nie biega z okna do okna albo całuje mnie po pijaku, to musi wymalować mi twarz. Kiedy skończyłem moja twarz była okropnie czerwona od tego ciągłego tarcia. Westchnąłem zrezygnowany i wszedłem pod prysznic, puszczając gorącą wodę. Niestety, za gorącą. Odskoczyłem jak oparzony i zakręciłem wodę. Moje biedne ciało, pali. Spróbowałem drugi raz, tym razem nie szalejąc z temperaturą. Na szczęście teraz była odpowiednia. Szybko zrobiłem, co musiałem i poszedłem spać.
Musnąłem lekko ustami odpowiedniki blondyna. 
- mój ty śliczny. - westchnąłem. 
- A czyj niby? - zachichotał i oddał pocałunek. Działałem na niego jak nikt inny. Zamruczałem cicho i pogłębiłem pocałunek przyciągając go do siebie bardziej. Blondynek całował coraz bardziej namiętnie, nie mógł się mną nasycić. Złapałem go za pośladki i uniosłem go, tak, żeby objął mnie swoimi chudymi udami w pasie. Cały czas nie przerywaliśmy naszego pocałunku. Nariko lekko się o mnie otarł. Całował mnie całkowicie bez opamiętania. Wciąż chciał więcej i więcej. Napalone, niewyżyte dziecko. Żeby było mi łatwiej go trzymać oparłem go plecami o ścianę. Całowałem pewnie, czasem lekko przygryzając jego blade wargi. Blondynek wzdychał rozkosznie w moich ramionach. Widok go podnieconego był czymś nie do opisania. Pomyśleć, że taki niewinny chłopczyk może wyglądać tak.  
- Haururu... - szepnął błogo. 
- Hmn? - zsunąłem się z moimi pocałunkami na jego wrażliwą szyję. Zacząłem gładzić jej skórę swoimi ustami. Nariko jęknął przeciągle. Uwielbiał, kiedy jego szyja była w centrum uwagi. Takie pieszczoty sprawiały mu niewyobrażalną przyjemność.  Zacząłem powolnie masować dłońmi jego pośladki, co jakiś czas przejeżdżając między nimi palcami. Blondyn zarumienił się jeszcze bardziej, ale pozwolił na dotykanie się tam.  Zacząłem delikatnie pocierać jego wejście, całując przy tym Nariko w usta. Ten zareagował na to łagodnymi ruchami bioder. Nie widząc żadnych obiekcji wjechałem w niego pierwszym palcem.
Usiadłem gwałtownie krzycząc:
- To poszło za daleko! - rozejrzałem się dookoła. Siedziałem w swoim pokoju. Było grubo po trzeciej. Zamknąłem oczy i spuściłem głowę oddychając ciężko. To sen... tylko sen... Wcale do niczego między nami nie doszło, wcale nie macałem go w dziwnych miejscach i wcale nie penetrowałem jego wnętrza palcami! Matko... jak mi gorąco. Zrzuciłem z siebie mokrą piżamę i ubrałem jakiś luźny t-shirt i bokserki. Sarłem pot z czoła i poszedłem otworzyć okno. Zimne powietrze owionęło moją osobę. Tak, wiem, że głupio robię i pewnie się przeziębię. Przez tenże pieprzony sen w mojej niezbyt mądrej głowie narodziło się pytanie. Mianowicie: czy byłbym w stanie faktycznie coś poczuć do Nariko. Znamy się... w praktyce od zawsze, jesteśmy zżyci,  wiemy o sobie sporo, rozumiemy się i wspieramy w trudnych chwilach. Czyli taka tradycyjna, szablonowa przyjaźń. Nie mogłoby z tego nic wyniknąć, nie? Zamknąłem oczy i rozmasowałem je palcami. Po takim fanserwisie to ja się będę bał zasnąć. Sprawdziłem, czy na pewno ustawiłem budzik, pokręciłem się trochę po domu (zaglądając przy tym do kuchni i zwinąłem herbatniki) aż wreszcie zrezygnowany znów walnąłem się na materac. Zamknąłem oczy i nakryłem się kołdrą. Jakieś pięć - może nawet mniej - minut potem zmieniłem pozycję. Wierciłem się i wierciłem, nie mogąc zasnąć. Wreszcie zdenerwowany wyciągnąłem z etażerki słuchawki, które podłączyłem do komórki i jakoś słuchając muzyki wreszcie zasnąłem (minęło pewnie sporo czasu, nim to nastąpiło. Przesłuchałem chyba z 1/3 mojej biblioteki!).
~~~
- Rany!~- jęknął Nariko. - czemu dzisiejszy obiad nie może być jadalny, coo? - warknął patrząc na dziwną papkę, która znalazła się na talerzu. To chyba miało przypominać gulasz.
- Chcesz moje bento? - zapytałem podsuwając mu pudełko.
- Skoro nalegasz... Znaczy... nie wiem, czy mogę, ale... - jojczył tak jeszcze przez chwilę, ale już dawno zajął się jedzeniem. Zbyt przekonujący to on nie jest.  Cholera, nienawidzę swoich snów. Przez to coś nie mogę teraz normalnie na niego spojrzeć. Fuj, fuj, fuj, ten sen był taki zboczony, obleśne... Na samą myśl zbiera mi się na wymioty.
- Czo ty taki blady dzisiaj? Stołówkowe żarcie ci szkodzi? - zapytał opychając się moimi onigiri. Twarz miał całą w ryżu. Je jak prosie.
- Być może, kto wie.. To pewnie przez pogodę. - wzruszyłem ramionami usprawiedliwiając się.
- Ach taak... Rozumiem. - powiedział wzdychając ciężko. Moje spojrzenie zawisło przez chwilę na jego szyi i zacząłem poważnie się nad czymś zastanawiać. Dla chłopaka najwyraźniej moje wgapianie się nie było komfortowe. Zerkał co chwilę w moją stronę, aż wreszcie syknął i zapytał o powód moich obserwacji.
- Masz wrażliwą szyję? - zapytałem odruchowo dźgając ją palcem. Ten wzdrygnął się i odtrącił moją rękę. O, ma.
- Być może... Dziwny jesteś. - wzruszył ramionami. Po zakończeniu lekcji niestety nie wracałem do domu z chłopakiem. Przyjechali po niego rodzice, pierwszy raz od dawien dawna widziałem ich razem. Musieli pojechać z nim na wizytę do lekarza. Blondynek przeprosił mnie i myknął do samochodu, gdzie czekała na niego jego dystyngowana blondwłosa matka oraz barczysty ojciec. Oboje w ubraniach z najdroższych marek - jak na biznesmenów przystało. Wyciągnąłem z kieszeni mojej puchatej kurteczki słuchawki i zacząłem je rozplątywać. Ciekawe, czy przed dojściem do domu zdążę. Na dworze zaczyna się robić cieplej. To oznacza... będę musiał przestać nosić moją kurteczkę! Niee, tylko nie to, proszę. Ja ją tak uwielbiam. Nie lubię jak jest za ciepło. Panie boże, ześlij nam siarczyste mrozy! Albo nie... wtedy będzie za zimno na kurtkę przejściową. I tak źle, i tak nie dobrze. O! Udało mi się wreszcie rozplątać czarny kabelek. Podłączyłem zestaw słuchawkowy do komórki (przedpotopowej dodam. Muszę sprawić sobie nową) i zacząłem przeglądać moją bibliotekę muzyczną. Po chwili w moich uszach rozległa się muzyka, Sakasama no chou. Nawet nie zauważyłem, jak zacząłem bujać się w rytm piosenki i cicho ją nucić pod nosem. Jeszcze czysto błękitne przed chwilą niebo zaczęło się chmurzyć. Och? Będzie padać? Powoli podniósł się wiatr, a na ziemię spadły pierwsze kropelki. Będzie. Skręciłem w prawo i już na wstępie się z kimś zderzyłem. Ja, jak i osoba poszkodowana upadliśmy tyłkiem na zimny i mokry chodnik, a dookoła posypały się kartony, z których wypadły mangi. Usłyszałem jęk rozpaczy. Natychmiast zacząłem zbierać to, co przeze mnie wypadło.
- Haruka senpai? - podniosłem wzrok i spojrzałem na moją ofiarę. To była Masae. Tyle, że... dziś miała na sobie okulary. Takie zwyczajne, w czarnych, cienkich oprawkach. Ale i tak wygląda nieco inaczej.
- Masae-chan, heej! - podrapałem się niemrawo po karku odwracając wzrok. - przepraszam. - powiedziałem podnosząc zapakowany już karton oraz pomogłem jej wstać.
- Gdzie tak lecisz z tymi kartonami? - zapytałem biorąc do ręki kolejny. Przewróciłem ją, to jej pomogę z noszeniem. Pokuta musi być. Masae opowiedziała mi o tym, że jej rodzice dostali nową pracę tutaj, oraz, że z niewiadomego powodu nie pozwalają jej zostać w tamtym mieście samej do ukończenia liceum i w następnym roku dołączy do jednego z tutejszych. Zaoferowałem się w pomaganiu noszenia tych bagaży. Być może zrobiłem źle, ponieważ... Mieszka na ostatnim piętrze kamienicy, nie ma windy. Mmm, brawo! I taszcz se teraz to wszystko na szczyt. Nowe mieszkanie dziewczyny było małe, ale skoro najwyraźniej od teraz ona i jej rodzice mają mieć osobne mieszkania, to jest ono wystarczające. Kuchnia była jeszcze nie do końca pomalowana i wyremontowana. Reszta zaś stała już w pełnej gotowości, z szafkami i resztą wyposażenia. Wystarczy tylko wypakować walizki i można mieszkać. Kiedy skończyliśmy brunetka uparła się, że chociaż soczkiem musi wynagrodzić moją pracę i zmusiła mnie do zostania u niej. Przysiadłem sobie w pół białej, pół jasnopomarańczowej kuchni na odwróconym wiadrze. Naprzeciw mnie było wielkie okno, przez które promienie słoneczne rzucały światło na to małe pomieszczenie. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu. Licealistka rzuciła w moją stronę puszkę coli, którą o dziwo udało mi się złapać. Brawo ja! Sama wzięła sobie herbatę z miodem w turkusowej puszce. W radiu tymczasem minął czas reklam i pokój wypełniła skoczna, k-popowa piosenka artystki zwanej Hyuną Kim. Masae po chwili zaczęła się bujać i przestępować z nogi, na nogę w rytm muzyki. Widocznie lubi kawałki tego typu, ponieważ na jej twarz wkroczył błogi uśmiech.
- Do jakiej szkoły pójdziesz? - zapytałem, a ta ocknęła się i przestała bujać. Odparła po chwili zastanowienia, że w sumie nie wie, a potem zaczęła z ożywieniem mówić o tym, jak bardzo denerwuje się tą zmianą szkoły, i że czasem ma ochotę zasztyletować rodziców za to, co jej zrobili. Wyjawiła mi wszystkie swoje lęki z tym związane, a ja słuchałem, co chwila przytakując, bądź potwierdzając słowami: "oczywiście", "masz rację" bądź "ach tak!", co oznaczało, że słucham jej uważnie. Kiedy już się wkręciła w to opowiadanie, to trudno mi było za nią nadążyć. Mówiła strasznie szybko i niezrozumiale, słowa zlepiały się w jedność. Przez każde zdanie przewijały się przeróżne emocje. Od ekscytacji, po złość albo nawet melancholię.
- Ha ha, pewnie już cię zanudziłam tak, że zastanawiasz się jak stosownie się z tego wszystkiego wykręcić, nie? - przystopowała na chwilę, po czym pociągnęła łyk arizony.
- No co ty. - parsknąłem śmiechem. - wcale nie. Wolę dy ktoś nawija bez przerwy, niżeli ma być grobowa cisza. - zgniotłem pustą puszkę i rzuciłem ją w stronę kosza. Ups, tym razem wylądowała obok. Zakląłem   pod nosem. Ja mam zeza, czy coś? Innej choroby też raczej nie mam, żeby tak okropnie odległości mylić.
- Chyba, że tak. W sumie, to chciałabym z tobą chodzić... - powiedziała patrząc w okno. Po chwili przemyślała swoje słowa i dodała pośpiesznie, a jej uszy zrobiły się czysto purpurowe. - do klasy oczywiście. - poczęła nerwowo stukać palcami o puszkę, a stopą zataczała kółka, jak przy rozciąganiu przed biegiem. Wybuchnąłem śmiechem widząc jej zakłopotanie i natychmiast uspokoiłem, że wiem, o co jej chodziło. Potem jeszcze długo rozmawialiśmy, a za oknem słońce dawno już zaszło. Nasze rozmowy były strasznie chaotyczne. Rozmawiając na jeden temat, potrafiliśmy przejść w drugi i trzeci, a potem jeszcze inny. Na szczęście już biernie nie słuchałem i przytakiwałem, a na prawdę uczestniczyłem w tym dialogu. Późnym już wieczorem, kiedy słońce chowało się za horyzontem, a miasto spowite było w ostatnich jego oranżowych promieniach ruszyłem do domu.
Przepraszam najmocniej za długość.

sobota, 14 czerwca 2014

Rano obudziłem się w zasadzie wcześniej niżeli powinienem. Po prost nie potrafię długo spać w czyimś towarzystwie. Na wycieczkach i tym podobnych - zawsze budzę się jako pierwszy. Ziewnąłem przeciągle i lekko się podniosłem patrząc na swoją lewą stronę. Skulony przy ścianie, z lekko rozchylonymi ustami spał Nariko w swojej różowej piżamie. Włosy były porozrzucane w nieładzie. Odgarnąłem kołdrę i poszedłem się ubrać oraz zrobić nam obu bento, bo wątpię, że ten się sam wyrobi. Ugotowałem ryż oraz odgrzałem kurczaczki. Oprócz tego nałożyłem nam trochę zieleniny i owoców.
- Ha~ru~ka. Idź mi do domu po rzeczy, bo mi się nie... - ziew. - nie chce. - powiedział przecierając oczy. Dopiero zauważyłem, że stoi w drzwiach kuchni. Portki od piżamy ciut zjeżdżały z jego wyjątkowo wąskich bioder.
- Nie dość, że mi włazisz przez okno, śpisz w moim łóżku jak swoim to jeszcze mam ci po ubrania chodzić? Co ja służąca? - parsknąłem podając mu w międzyczasie przygotowaną herbatę. Blondwłosy wziął ją delikatnie w swoje chude dłonie, podmuchał, po czym upił łyka krzywiąc się przy tym nieznacznie. Napój bowiem był jeszcze gorący.
- mogę dzisiaj po szkole też przyjść? - zapytał totalnie ignorując moje pytanie.
- I tak byś się wprosił. - wzruszyłem ramionami. - rodzice w domu, taak?
- Nie, masz tu klucz. - wyjął z kieszeni swoich spodni mały, srebrny kluczyk. Kłamca. Gdybym wiedział to bym go do domu wychrzanił, w podskokach by leciał. Ten ohydny człowiek tylko patrzył się na mnie niewinnie swoimi różowymi oczyma dokładnie śledząc każdy krok i analizując każdy ruch, czy też drgnięcie kącika ust. Przyglądał się mi tak intensywnie, że powoli zaczynałem czuć się nieswojo. Naprawdę.
- To czemuś wczoraj nie polazł? - westchnąłem opuszczając ramiona ze zrezygnowaniem. Naprawdę nie rozumiem go. Już, cholera, kobiety są bardziej zrozumiałe od niego! Może on nie jest człowiekiem? Co jeśli to kosmita, który ma za zadanie mnie porwać na swój statek, gdzie inne zielone ludki będą eksperymentować na moim ciele?
- Bo jest tam pusto. I smutno... - zakręcił kosmyk włosów na palec wywracając oczyma. W pewnym momencie ścisnęło mi serce. Już od lat jego rodzice nie zajmują się nim i nie poświęcają mu czasu. Wychowuje się sam. Tak jest od dawien dawna.
- Więc, mój dom zawsze otwarty. Czy też okno... - uśmiechnąłem się pokrzepiająco, an co on spojrzał na mnie z niemałą wdzięcznością również się szczerząc. Poszedłem do jego mieszkania zabrać mu plecak oraz rzeczy, o które prosił. Blondynek szybko załatwił swoje sprawy i mogliśmy wyjść do szkoły. Drogę przemierzaliśmy w milczeniu. Słychać było tylko szuranie naszych butów, śpiew ptaków oraz szum drzew, których gałęzie poruszane były przez wiatr. Gdy doszliśmy do "alejki bzu" chłopak automatycznie zwolnił, aby jak najdłużej cieszyć się zapachem roślin. Skręciliśmy dalej. Niedługo potem naszym oczom ukazał się budynek szkolny. Kolejny dzień nauki. Jak ten weekend szybko minął. Nawet nie zauważyłem kiedy się zaczął. Haha, tak już jest. Kiedy ma się co robić czas pędzi jak z bicza strzelił. Zmieniliśmy obuwie oraz zostawiliśmy kurtki w naszej szatni i poszliśmy na lekcje. Pierwszą był język niemiecki, na którym miałem pisać poprawę. Czy się bardzo stresowałem? Szczerze to myślałem, że zemdleję. W brzuchu mi się skręcało, nogi miałem jak z waty. Jeszcze nauczyciel miał z tego testu odpytywać ustnie. Matko boska, pytanie przy tablicy jest najgorszym, co może być. Przecież test to bym napisał, ale to... Nariko przysiadł sobie w pierwszej ławce i patrzył się na mnie ciekawsko, niczym kot na właściciela. Na początku nauczyciel kazał mi wymienić nazwy sportów. Mniej więcej mi poszło nie licząc tego, kiedy się bardzo zestresowałem i zamiast powiedzieć Fußall, powiedziałem jakieś jękliwe "f-f-fufuball". Potem miałem wytłumaczyć po niemiecku drogę dojazdu do kina, a na koniec zdania z man.  Ogółem poszło jak na moje możliwości wybitnie i dostałem piątkę z minusem. 
- Wiedziałem, że ci się uda. - poklepał mnie po ramieniu blondyn. - Ale to "f-f-f-fufuballl!" było świetne! - zaczął dusić się ze śmiechu i udając mnie szeptał wystraszonym głosikiem właśnie tę moją pomyłkę. 
- Zamknij się już, błagam. - jęknąłem. - I... dziękuję za "korki". Jesteś świeeetny! - uśmiechnąłem się asymetrycznie pokładając na ławce. 
- n-nie ma za co. Ta ocena to w większości twoja zasługa, w końcu ty się kułeś! - zarumienił się nieco pod wpływem komplementu. Po chwili się "ogarnął" i wrócił do dawnego "ja". - Każdy wie, że jestem świetny. Żadna panienka mi się nie oprze! Chyba, że twoja siostra... Bo ona to nie człowiek. To diabeł w ciele dziewczynki! - och? czego on też nie powie. Nie domyśliłbym się sam.
~~ 
Większość uczniów na przerwach hasała sobie już wesoło po boisku. Niestety, ale nam niespecjalnie podobało się aktywne spędzanie czasu. Zamiast tego wędrowaliśmy korytarzami w tę i we w tę, rozmawiając na przeróżne tematy. Od wczorajszego spotkania Masae zaczynając po rozmyślaniach dlaczego pierogi są niesmaczne kończąc. Skręciliśmy w lewo do korytarza gdzie mieściły się się sale chemiczne, biologiczne oraz techniczne. Tam też zauważyłem "mojego uległego" - Jun'a Kisaragiego. Szedł z jakąś dziewczyną i podnieconym głosem coś szeptał. Nagle stanął jak wryty, wskazał na mnie i krzyknął "to on, to on!". Odwróciłem się chcąc sprawdzić, czy ktoś jeszcze tu idzie. Niestety, ale byliśmy sami. Chodziło o mnie. 
- Tak bardzo pragnę go na dominującego, ooch!~ - zaczął się wiercić cały czerwony na polikach. 
- Przestań, zbiera mi się na wymioty. Wiesz, że nie toleruję tego. - burknęła dziewczyna o włosach w odcieniu orzechowym. 
- Ara, ara, a ze mną to się przyjaźnisz! - założył ręce na biodra.
- Mam korzyści... Tylko dlatego. 
- Och, ale ja wiem, nie wstydź się... Wiem, że po 15 latach przyjaźni nie byłabyś w stanie mnie zostawić misiuuuu~. - przytulił ją. Zaraz jednak stanął prosto i kontynuował rozmowę: - więc, moja droga. To tutaj nazywa się Haruka Ichinose, będzie moim dominującym, którego każdego wieczoru z chęcią będę zadowalał. - zamrugałem kilkakrotnie oczyma. To się robiło dziwne. Kiedy tylko jego znajoma zaczęła go wyzywać ulotniłem się nie zwracając uwagi na całą tą sytuację. Mój przyjaciel zaś był wyraźnie rozbawiony tym wszystkim. Potem długo tłumaczył mi kim jest dominujący i uległy. Fe, o to chodziło? To ohydne! Okropne! Niemoralne! Ohyda. Jak mówiła tamta dziewczyna "zbiera mi się na wymioty". Powstrzymałem tenże silny odruch i poszliśmy pod kolejną klasę. Następną lekcją była sztuka, na której dowiedzieliśmy się, że nasza klasa na dniach otwartych będzie robiła przedstawienie. Padło u nas na "Śnieżkę". Przez większą część lekcji rozdzielane były role oraz wybierano osoby odpowiedzialne za stroje, oświetlenie, dodatki oraz muzykę. Niby nic takie przedstawienie, a każdy z nas będzie musiał sporo włożyć. Mi - jako, że uczęszczam na kółko teatralne - dostała się jedna z dłuższych ról, mianowicie księcia. Dostałem swój plik kartek i poszedłem je przeglądać do stolika. Blondyn dostał jakże wyczerpującą rolę drzewa. Zawiedziony ciskał we wszystkich swoim piorunującym spojrzeniem, usiadł prychając obok mnie i nadął policzki. Miałem ochotę zacząć się z niego śmiać. Oburzenie sięgało teraz w nim zenitu. Gdyby występował w mandze zapewne fruwałyby wokół niego onomatopeje wyrażające wkurzenie i głęboką irytację, a przy skroni te śmieszne kreski. Nauczyciel sztuki nadal rozdawał rolę i objaśniał różne kwestie z ludźmi odpowiedzialnymi za aspekty techniczne. 
- Oprócz prób na lekcjach musicie tak sobie zagospodarować czas, żeby przyjść tu w środę i czwartek na 16.  - powiedziała brązowowłosa pani profesor w kwiecie wieku, poprawiając swoje ogromne okulary.Po klasie rozniosły się jęki i prośby. Nie dość, że każdy miał pełno zajęć, potem dodatkowe, to jeszcze jakieś przedstawienia. Nikt się na to nie pisał z własnej woli, dlatego też taki opór.
- Oj… nie przesadzajcie! – machnęła dłońmi. – raz na ruski rok można się trochę poświęcić, nie?... nie? – skuliła się widząc morderczy wzrok uczniów. Och, cudowna nauczycielka. Panuje nad uczniami, że ho ho.
- Skoro nauczycielka tak powiedziała, to tak będzie. Nic nie poradzicie. – powiedziałem. Parę osób zwróciło się w moją stronę i wbiła we mnie zimne spojrzenie. – źle mówię? Godzina, czy dwie was nie zbawią. – westchnąłem bazgrząc coś po okładce.   zeszytu. Ich zachowanie czasem jest iście dobijające. W klasie zapadła niezręczna cisza. Na całe szczęście przerwał ją dzwonek oznajmiający nadejście końca lekcji. Profesorka jeszcze raz przypomniała o środzie i czwartku.
Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Nariko zaraz za mną. Pokierowaliśmy się do stołówki, gdzie czekał na nas bardziej lub mniej jadalny obiad. Stanęliśmy z Nariko w kolejce po... w sumie jeszcze nie wiem po co.
- A ty co, zabujałeś się w Norazaki, że ją tak przed uczniami bronisz? - dźgnął mnie łokciem w bok.
- Jakby nie patrzeć nie, nie wyrywam na lewo i prawo jak ty,  nie patrząc dodatkowo na wiek. - wzruszyłem ramionami przesuwając się w stronę okienka.
- Patrzę przecież. Takiej niesprawnej po 50-ce nie wezmę. Ani 9 latki. Chyba, że to byłaby taka cudowna dziewięciolatka! O. - powiedział.
- Ho, ho,  taki z ciebie pedofil? Wiesz co, może ja jednak się gdzieś wyprowadzę z Futari… - nadeszła moja kolej. Kucharka nałożyła mi frytek i ryby na talerz, a do tego jakiejś surówki. Do picia wziąłem sobie klasycznie mleko. Nariko wybrał zaś sok. Nic nie może równać się z potęgą mleka, czy on tego nie rozumie…? Zajęliśmy pierwszy lepszy stolik i zaczęliśmy jeść. Blondyn raz dwa wsunął swoje frytki i rybę.
- Matko, jakie to pysznee… Czemu tego tak mało?! – oburzył się. Patrzył kątem oka na mój talerz z niemałym pożądaniem.
- Chcesz moje? Nietknięte, zjadłem tylko trochę surówki. – podsunąłem mu swoją porcję. Patrzył na nią z powątpieniem. Znowu mu daję swój przydział jedzenia. Przebiegł oczami między talerzem, a mną parę razy i wziął sobie frytki. Ja zaś wypiłem swoje cudowne mleko. Mógłbym do końca życia pić tylko to. Jest takie smaczne i słodkie… Ach, nie rozumiem ludzi, którzy nie lubią tego białego napoju.
- Uch, chyba już się nie podniosę… - jęknął opadając ciężko na oparcie.  No tak, zjadł dwie porcje. On jest na coś chory, czy co? Pochłania tyle jedzenia, a jest chudy jak anorektyk.
- Nosić cię spaślaku nie będę. – zaśmiałem się biorąc nasze tacki i odniosłem je do okienka. Wróciłem po blondyna i wyszliśmy ze stołówki. Kolejne lekcje nie były za ciekawe. Dostaliśmy niezbyt piękne oceny, a i nauczyciele wydawali się być dziś nie w humorze. Oczywiście wyżywali się na uczniach kartkówkami i pytaniem ustnym. Raany, cóż za męczarnia. Mamusiu ja chcę do domku, błagam cię zabierz mnie stąd, dobrze? Więc jakoś przeżyliśmy do końca szkolnego dnia.  Potem było już z górki. Chłopak, jak zapowiedział rano, wpadł do mnie od razu po szkole.  Obejrzeliśmy razem jakiś film, a potem musieliśmy wpaść do niego, zabrać Gumi i wyprowadzić ją na spacer. Mała suczka cały czas biegała wokół moich nóg i nieraz prawie się przez nią przewróciłem, co bardzo odpowiadało zazdrosnemu o uwagę psa chłopakowi.
- Mogę z nią przyjść do ciebie, czy nie bardzo będzie ci odpowiadało towarzystwo natrętnego psa w domu? –zapytał splatając dłonie na karku i pstrząc do góry, gdzie spokojnie płynęły sobie chmurki. Małe, puchate chmureczki.
- O ile nie zdemoluje mi domu, to proszę bardzo. – odparłem.
- Wracamy? – przeniósł wzrok na mnie. Skinąłem lekko głową  i zawróciliśmy.  Niecałe pięć minut drogi potem byliśmy z powrotem w moim domu, gdzie Nariko puścił pieska luzem. Ten znalazł sobie wygodne siedzisko na kolanach Futari, która siedziała w salonie. Najpierw spojrzała na psa zdziwiona, no bo skąd miałoby się u nas wziąć zwierzę? Potem zaś jej spojrzenie powędrowało na nas i wszystko sobie uzmysłowiła. Odłożyła trzymaną w dłoni gazetę i zaczęła bawić się z maleństwem. My zaszyliśmy się u mnie.
- Masz najnowszy tom Devils and Realist? – zapytał opadając na mój skórzany fotel stojący przy biurku. Pokiwałem głową i podałem mu z półki mangę. Sam zaś zmęczony położyłem się na łóżku i prawie przysypiałem. Blondyn pochłonął się w lekturze, a ja niedługo potem usnąłem. Obudziłem się późnym wieczorem, Nariko był już prawdopodobnie u siebie, nie było słychać tu ani jego, ani jego psa. Wstałem ociężały i przypomniałem sobie o lekcjach. Odrobiłem je możliwie najszybciej, jak tylko się dało. Szczerze to nadal miałem ochotę spać. I pewnie zaraz znów usnę przy tym wypracowaniu. Że też jej się chciało to zadawać. Pani zlituj się nad nami. Serio, kupię jej czekoladki, misia, cokolwiek, ale niech nam tyle tego szajsu nie zadaje, bo z tym do następnego miesiąca nie wyjdę, o. Z trudem dokończyłem wypracowanie. Znaki mi się już myliły i nieraz musiałem zacząć przepisywanie całkowicie od początku. Jedna, głupia kreseczka, a potrafi zmienić sens całego zdania. Czemu nie możemy mieć normalnego alfabetu jak Anglicy chociażby? Niee, my musimy mieć trzy alfabety, a w tym ostatnim sryliard znaków, po 20 kresek, nie? Odstawiłem kartki na bok i jeszcze raz przejrzałem, czy na pewno nie zapomniałem nic zrobić. Upewniwszy się, że tak było poszedłem się umyć. To, co zobaczyłem w lustrze nie dość, że mnie przeraziło, to jeszcze centralnie i dogłębnie zdenerwowało. Ba, wkurzyło jak nie wiem. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wystukałem numer.
- Wiesz, że zaraz umrzesz? – zapytałem przez aparat.
- to groźba? Może powinienem z tym pójść na policję…? – udawał niewiniątko,  jakby niczemu nie był winien. Cholera, no… Pisakami? Jak ja mam to teraz zmyć?
- Nie zdążysz. – warknąłem do telefonu i zacząłem jedną dłonią zmywać moją pomalowaną przez tego idiotę twarz. Ja przy nim więcej nie zasypiam! No raany, co za głupek.
- N-n-nie podoba ci się zrobiony przeze mnie makijaż? A ja tak bardzo się starałem! – udał, że płacze i wydawał z siebie donośne „bu”. 
- Ty cierpisz na jakieś niedojebanie mózgowe, nie? - westchnąłem rozłączając się i powróciłem do zmywania tegoż dzieła sztuki z mojej twarzy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Dziś pierwszy raz od siedmiu dni wstałem całkiem wypoczęty i pełen sił. No dobra, to dodatkowe 15 minut nie zaszkodzi. Na powrót zamknąłem oczy, ale w moim dosypianiu przeszkodził mi dźwięk tłuczonego szkła. Cholera, znowu Futari? Odrzuciłem kołdrę i zeskoczyłem ze swojego łóżka, po czym szybkim krokiem pomaszerowałem do kuchni, sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła.
- Nie powinnaś brać szklanych rzeczy sama. - mruknąłem wchodząc do pomieszczenia, gdzie dziewczyna zaczęła już zbierać odłamki szkła. - zostaw bo się... - nawet nie dokończyłem, ponieważ brunetka już zdążyła się zaciąć. - mówiłem. Idź przemyj, zaraz przyjdę. - poleciłem jej pochylając się i sam zacząłem sprzątać odłamki stłuczonej szklanki. Ta tylko bez słowa pokiwała głową i poszła wykonać to, co jej kazałem. Grubsze kawałki zebrałem ręcznie, a te drobne zmiotłem na szufelkę i wyrzuciłem do kosza. Sprawdziłem, czy nic nie zostało i poszedłem do siostry. Z wysokiej półki, do której nie dosięgała wyciągnąłem plastry. Wziąłem jeden, po czym odkleiłem od niego papierki i owinąłem nim palec dziewczyny.
- Ale z tym dam sobie radę sama, wiesz? - zabrała dłoń i wyszła z kuchni. Ech... A ostatnio było tak fajnie. Teraz znowu będzie marudzić, że jest bezużyteczna, bo wszystko wypuszcza, źle ocenia odległości, przewraca się i tak dalej, i tak dalej. Wyciągnąłem z szafki nową szklankę oraz talerzyk. Przygotowałem kakao oraz ciasteczka maślane, których zostało nam jeszcze trochę, po czym zaniosłem je do pokoju siostry. Zamknęła na klucz. Głupia, myśli, że swojego nie mam? Odstawiłem tackę z jedzeniem przy drzwiach, po czym poszedłem po mój zapasowy klucz.
- Nie udało ci się... - zanuciłem z podłym uśmieszkiem, kiedy wszedłem do jej pokoju.
- Wredny jesteś. - warknęła. Rozejrzałem się po pokoju nigdzie jej nie widząc. Dopiero po dluższej chwili uzmysłowiłem sobie, że leży calutka zakryta kołdrą. Odstawiłem tackę na jej biurko i do niej podszedłem.
- Akuku. - zdarłem jej z głowy kołdrę. Odwróciła się ode mnie wtulona w pluszowego królika. - Wstajemy i nie śpimyyyy! - odgarnąłem kosmyk jej włosów i krzyknąłem prosto do ucha. Westchnąłem ciężko, kiedy nie dało to efektów. - Ora, ora, bo powiem tacie o yai.
- to jest yaoi, a nie "yai". - zaśmiała się, ale nadal nie patrzyła w moją stronę. Pociągnąłem w dół za spodenki jej piżamy. Poskutkowało. Wyskoczyła jak z procy i zaczęła mnie okładać pięściami.
- Ale masz czerwoną gębę! - zachichotałem.
- Żebym ja ciebie nie zaczęła rozbierać głupku! - powaliłem ją i nasza pozycja się zmieniła. Teraz to ja klęczałem nad nią.
- Mrrr, chętnie. Kazirodcze seksy? Ała, ał, cholera! - zaklnąłem, kiedy kopnęła mnie w brzuch. Podniosłem się do siadu i objąłem dłońmi, po czym zacząłem kaszleć. W gratisie dostałem jeszcze standardowo z liścia oraz zostałem okrzyknięty pedofilem.
- Jak ksiądz normalnie! - burknęła opadając na czarne, skórzane krzesło obrotowe, po czym zajęła się ciastkami i kakao. Ja zaś podniosłem się i wymaszerowałem z pokoju, zabierając po drodze oba klucze. Nie umknęło to jej uwadze, ale nie miała już siły się ze mną droczyć. Po prostu spojrzała na mnie srogo, a ja wiedziałem, że i tak później oderwę. Mój brzuch, moja twarz. Matko boska. Czyżby szatan wkroczył na ziemię pod postacią małej dziewczynki? Pewnie Lucek miał dosyć siedzenia tam w tym skwarze i opętał ciało pierwszej lepszej dziewoi. Skoro już wstałem to pójdę się umyć. I tak bym już nie zasnął. po odbyciu swojej porannej toalety zrobiłem dla taty i siebie śniadanie. Z racji tego, że kiedy ja już skończyłem, a on jeszcze spał, zawinąłem jego talerz folią aluminiową i włożyłem do mikrofali. Wróciłem do siebie i postanowiłem zalegać cały dzień przed komputerem. Jednakże... brakowało czegoś. Mam, jedzenia brakuje. Odstawiłem urządzenie i poszedłem po paluszki. No co, lubię sobie coś pogryzać przy oglądaniu, zabronicie? Na dworze tymczasem rozszalała się burza. Mało jednak obchodziło mnie to, że może się coś stać. Anime ważniejsze. Gdzieś w międzyczasie jeszcze tata wyjechał do kina z Momo i Futari. Kiedy już opróżniłem do czysta paczkę, poszedłem po jakiś napój. Suszy mnie. W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Och? Nariko wrócił wcześniej? Poczłapałem jeszcze całkowicie w sosie otworzyć drzwi, wiecie, piżameczka jeszcze do popołudnia, niedziela w końcu nie? Jednakże przed drzwiami nie stał mój przyjaciel, a ta dziewczyna od gitary ze wczoraj. Natychmiast pożałowałem, że otworzyłem te cholerne drzwi w takim stroju. Brązowooka była cała przemoczona. Wręcz z niej ciekło. Mundurek opinał się na niej, a mokry materiał prześwitywał (WTF, jak w hentai'u normalnie) stanik wyraźnie się odznaczał.
- Oo, hej. Co cię tu sprowadza? - zapytałem cały czerwony na twarzy. No cóż, uczesałem się przynajmniej. Czarnowłosa wyglądała na równie zawstydzoną tą całą sytuacją. Wodziła wzrokiem wszędzie, byleby tylko nie patrzeć na mnie.
- Mogę skorzystać z telefonu? Mój się roztrzaskał i nie mam jak zadzwonić po starszych, żeby przyjechali. No zobacz. - wykonała zamaszysty ruch dłońmi pokazując swoją mokrą osobę.
- Jasne, wchodź. P-przepraszam za mój strój. - odwróciłem głowę drapiąc się po łokciu.
- A ja za najście. - wzruszyła ramionami wchodząc do przedpokoju.  Wziąłem komórkę z komody i podałem dziewczynie.
- Hah, jaka męska tapeta. - poklepała mnie po ramieniu, po czym wykręciła numer do jednego ze swoich rodziców. Chwilę z nim rozmawiała, podała mu mój adres i się rozłączyła. Cała rozmowa trwała bardzo krótko. Czarnowłosa zatrzasnęła klapkę i oddała mi telefon, pytając się przy tym, czy nie będzie problemem przetrzymanie mnie tutaj jakieś 15 minut, no może maksymalnie pół godzinki. Z chęcią się zgodziłem.  Zrobiłem dziewczynie herbatkę oraz dałem ręcznik, żeby wytarła sobie włoski.
- Przepraszam, że nie dam ci nic do przebrania, ale widzisz. Moje ubranie byłoby sporo za duże, a młodszej siostry siostry opięte. - zwłaszcza na niektórych częściach ciała. Dodałem w myślach. Nie dało się zaprzeczyć, że dziewczyna miała niemałe krągłości. (Haru zboczeńcu, przestań.)
- Samo to, że mogę przeczekać w ciepłym domu, zamiast na dworze jest wystarczająco uprzejme z twojej strony... - mruknęła popijając łyk zielonej herbaty.
- Jak masz na imię?
- Masae, a ty?
- Haruka. - powiedziałem opierając się o oparcie kanapy.
- Imię równie męskie, co tapeta. - parsknęła śmiechem. Potem jeszcze dłuuugo rozmawialiśmy, aż przyjechali jej rodzice. Kolejny raz mi podziękowała, kłaniając się pod kątem 45 stopni, czyli bardzo oficjalnie. Głębszy ukłon to już ten na kolanach. Pożegnałem się z Masae i wróciłem do przerwanego wcześniej zajęcia, czyli komputera.
~~
Spałem już dobrych parę godzin. Jednakże coś przerwało mi tę kochaną czynność. Do moich uszu dotarł dźwięk zamykanego okna. Hę? Podniosłem leniwie jedną powiekę i spojrzałem w tamtą stronę.  Nariko właśnie stał przy oknie i otrzepywał swoje spodnie.
- Ugh, ubrudziłem je o parapet! - jęknął.
- Czy ja mam urojenia, czy serio tu stoisz idioto? - podniosłem się do siadu.
- Jestem, jestem. Wygodnie tak chodzić, przez okno. - mruknął udając się w stronę drzwi od mojego pokoju. Na przyszłość będę zamykał okno na noc. Ale... on jest do reszty popierdolony. Dziwniejszego osobnika chyba nie widziałem. No, nie licząc tego o włosach w kolorze sałaty w szkole.
- Po co przyszedłeś? - udawajmy, że wchodzenie do przyjaciół przez okno jest normalne. Przecież każdy tak robi, nie? Do was też znajomi przychodzą w nocy przez przypadkiem zostawione otwarte okno, na pewno.
- Nie ma w domu mleka. - burknął zawiedziony.
- Serio? - nie wiem już, mam się śmiać, czy też płakać? A może obie te czynności wykonywać naraz? To chyba najtrafniejsze wyjście w tejże dziwnej sytuacji, w jakiej aktualnie jestem.
- Nie. Miałem nadzieję na przywiązanie cię do łóżka i ostre gwałty. - odwrócił się w moją stronę z dziwnym uśmiechem i zmrużonymi oczyma, po czym przejechał językiem po dolnej wardze. Fuuj. Ohydny jest. Ale śmieszny. Nawet nie poszedłem za nim do kuchni. Chwilkę potem wrócił z ciastkiem w ustach i butelką mleka w ręce. Otworzył okno i już wlazł na parapet ale warknąłem na niego, żeby nie szedł.
- Wiesz, że jakbyś spadł, to możesz się nieźle połamać? - prychnąłem zamykając okno.
- Wiem, dlatego to takie ekscytujące! - szepnął podniecony.
- Chodź, wyjdziesz drzwiami jak człowiek. - powiedziałem ciągnąc go za rękaw jego za długiej piżamy w kolorze... Ekhem, on am różową... Co. A na mnie Masae mówiła, że jestem mało męski! Nariko w tym kolorze jeszcze bardziej przypomina dziewczynę. Deskę, ale dziewczynę. Włosy ma już ciut za długie. Ale w sumie... niech ich nie obcina. Wygląda ślicznie.
- Nie mam kluczy od domu. Upsi daisy! - zaśmiał się wskakując na moje łóżko. Głupek.
- Znowu mam spać na futonie? - mruknąłem gotowy wyciągnąć to cholerstwo z szafy. Najlepiej to niech się ta blondynka tutaj wprowadzi!
- Z przyjacielem się wstydzisz, taak? - ziewnął. - miejsca starczy, więc klapaj! - powiedział, jakby łóżko należało do niego. Chwilę się wahałem. Dodał więc: - kiedy byliśmy mali ci to nie przeszkadzało, więc czemu? - uległem i położyłem się obok niego. Burknąłem srogim tonem, że ma się nie rozpychać, bo dostanie w mordę. Na to tylko się zaśmiał i objął mnie od tyłu, dłonie kładąc na mojej klatce piersiowej. To ja jednak wybieram futon. Ale nie będzie to dziwnie wyglądać jak teraz spierniczę? Lepiej tu zostać? Ale jeśli zostanę, będzie to wyglądało na to, że podoba mi się ta sytuacja. Co robić? Ugh... Matko, jak ja nie lubię takiego tulenia. Nie wytrzymałem i odepchnąłem od siebie chłopaka.
- Łaj? - burknął niezadowolony.
- Gorąco. - westchnąłem zatapiając twarz w poduszce.

Nariko kontynuował jedzenie jajecznicy, a ja wziąłem sobie z lodówki małą, szklaną butelkę mleka z jakimś śmiesznym człowieczkiem na etykietce. Na powrót usiadłem przy blondynie i powoli piłem pyszny napój. Podczas posiłku dużo rozmawialiśmy. O bardziej i mniej ważnych rzeczach. Tak, jak to z przyjaciółmi.
- Powiedz, nie wariowałem wczoraj za bardzo? - zapytał wycierając usta serwetką.
- Umm... W sumie to nie. I dobrze, bo sprałbym ci tyłek. - wzruszyłem ramionami z uśmiechem zabierając jego talerz, po czym włożyłem go do zlewu, w którym już nazbierał się spory stosik naczyń. Trzeba pozmywać, jak ja tego nie lubię... Trzeba czymś przekupić siostrę. O tak, za pieniądze i pocky to ona by góry przenosiła.
- Haruś?
- Hmn?
- Wie viel Milch trinken in deine Hause? - Boże nie. Proszę tylko nie to. Musi zaczynać od rana? Zmarszczyłem brwi i zacząłem myśleć nad odpowiedzią. Po chwili podniosłem wzrok i nieco pytającym tonem rzekłem do niego:
- In meine Hause trinkt man viel Milch...? 
- Brawo ułomie! - zaśmiał się klaszcząc w dłonie. - może tak źle nie będzie. Czyli rozumiesz man? - pokiwałem powoli i nieco z powątpieniem głową. - to potem poćwiczymy słówka. Wychodzimy gdzieś? - zapytał wstając od stołu, po czym polazł do łazienki zakosić mi szczotkę do włosów. Poczłapałem za nim i stanąłem w drzwiach patrząc jak układa sobie włosy.
- możemy wyjść w sumie. - powiedziałem ziewając, a oczy zaszły mi łzami.
- To jeszcze na chwilkę do mnie, bo chcę się przebrać, okie? - wyminął mnie i wyszedł z łazienki rozpoczynając poszukiwania swoich butów. Zaczął klnąć na cały głos, ponieważ nie mógł ich znaleźć. Ech... Dźgnąłem go palcem w ramię, a drugą dłonią wskazałem na środek salonu.
- Tego szukasz?
- Ach, tak! Dziękuję ci, mój wybawco! - zaśmiał się i pobiegł je ubrać. Jak to możliwe? Najpierw marudzi i wygląda jakby miał kogoś zamordować, a chwilę potem śmieje się jak dziecko, w zasadzie z niczego. Ciekawy człowiek. Również ubrałem swoje buty oraz kurteczkę i wyszliśmy, aby za chwilę znaleźć się w mieszkaniu obok. Nabrałem już powietrza do ust i miałem zamiar wypowiedzieć słowa "dzień dobry", jednakże różowooki mnie uciszył, każąc się nie łudzić, że jego rodzice są w domu. Znowu? Praktycznie zawsze kiedy przychodzę, to ich nie ma. A to delegacja, a to praca, innym razem jeszcze jeżdżą sobie w świat. To zupełnie...
- Jakbym mieszkał sam, nie? - zaśmiał się smętnie wchodząc po schodach, które prowadziły do piętra, na którym znajdował się pokój oraz łazienka chłopaka. - Ma to swoje plusy... w końcu... można przyprowadzać laski na noc i się nie krępować, nie, nie? - poruszył sugestywnie brwiami i spojrzał na mnie oczami godnymi pedofila. Mam uciekać?
- żadnej nie masz i nie miałeś. - Uśmiechnąłem się asymetrycznie rozwalając na kanapie w saloniku. Natychmiast podbiegł do mnie jego mały, kudłaty piesek i wskoczył mi na kolana. Była tu suczka rasy King Charles Cocker Spaniel. Urocze stworzonko nazwane Gumi po bohaterce jakiejś książki, którą w dzieciństwie ubóstwiał chłopak. Podrapałem małą za uszkiem, na co szczeknęła wesoło i zaczęła lizać mnie po ręce.
- A mnie to nie przyszłaś przywitać, co? - burknął blondyn, przechodząc przez salon. W ustach miał szczoteczkę do zębów i cały umazany był pastą. Zabrał coś z szafki i polazł kończyć poranną toaletę. Włączyłem sobie telewizję i czekałem aż skończy. Ze znudzeniem przeskakiwałem pilotem po kanałach. Jak nie głupkowate reklamy, to anime dla niewyżytych nastolatek albo mało inteligentne programy o urodzie. Raany. Gumi przeskoczyła na oparcie, a potem przeszła za moją głowę, aby za chwilę oprzeć się na niej i zaczęła skubać łapkami moje kasztanowe włosy. Nie żeby ból sprawiało mi wyrywanie ich, wcaale. Nariko wrócił już przebrany. Miał  na sobie pomarańczową koszulkę i czarne rurki. Bluzka nieco na nim wisiała, zresztą na niego wiele rzeczy było za dużych. Nosił XS'ki, a czasem nawet musiał je zanosić do przerabiania. Zabrał czarną kurtkę z wieszaka, po czym wyszliśmy z domu. Po krótkiej rozmowie uzgodniliśmy, żeby iść do parku, chociaż on nadal upierał się nad kinem. Ja jakoś nie miałem ochoty, a że jestem uparty, to mu się nie udało. Upsi daisy! Po drodze kupiliśmy sobie lody, um~ Nie śmiejcie się, że chodzimy w kurtach i jemy lody. To całkiem codzienny widok, no! Zajadając się naszymi przysmakami kierowaliśmy się do wschodniego wejścia do parku. Do naszych uszu dobiegły dźwięki gitary. Po chwili dowiedziałem się skąd one są. Na środku parku, zaraz przy fontannie siedziała młoda japonka pogrywająca na gitarze. Proste czarne włosy sięgały jej do biustu, grzywka sięgała jej kawałek za brwi. Miała na sobie mundurek Kodony, czyli białą, krótką bluzkę z beżowym kołnierzykiem w marynarskim stylu oraz czerwoną chustką, do tego plisowana spódniczka sięgająca połowy łydek, również w odcieniu beżu.  Przechodnie co jakiś czas rzucali do jej futerału pieniądze, niektórzy przystawali na chwilę, aby posłuchać.
- Zobacz. - dźgnąłem blondyna w ramię i wskazałem mu brodą dziewczynę.
- No ładna dupa. Niestety nie dla ciebie. - wzruszył ramionami i dostał ode mnie przez łeb.
- Czy ty pomyślisz czasem w innych kryteriach? - westchnąłem. Podszedłem do dziewczyny i wrzuciłem jej 1500 jenów (nie mylić ze złotówkami ;-;' około 50 złotych, trochę mniej), Nariko nie mogąc być gorszym wrzucił jej nieco więcej. Hojny panicz będzie teraz podrywał jak zgadnę.
- Jeju dziękuję, nie musicie tyle dawać. Z 200 jenów byłabym zadowolona, dzięki. - powiedziała kończąc grę i odgarnęła swoje włosy za ucho. Jej brązowe oczy patrzyły na nas wdzięcznie.
- nie ma za co... - zacząłem drapiąc się po karku i odwróciłem wzrok.
- Ależ dla takiej piękności wszystko. - skłonił się chłopak i wziąwszy opaloną dłoń dziewczyny, ucałował ją lekko. Ta nieco się zarumieniła.
- Popatrz, nie myślałem, że twoje tanie teksty działają. - westchnąłem. Licealistka zaśmiała się i znów zaczęła grać.
- Długo grasz? - zapytałem patrząc jak jej sprawne palce przemieszczają się po strunach, leciutko za nie szarpiąc.
- Na poważnie to jakoś od... 5 podstawowej. Wcześniej brzdękoliłam na gitarze taty. - uśmiechnęła się pod nosem dalej wygrywając melodię.
- Hoo, długo. Ale jak widać się opłaca, bo grasz świetnie. - zacząłem komplementować czarnowłosą.
- Ty mi nie podrywaj jej, nooo. - burknął Nariko łapiąc mnie za rękaw. - na tę chwilę żegnamy, lecz Nadal wierzę, że w sierpniu za dziesięć lat będę mógł ponownie ujrzeć Cię. - zgrał się z tekstem piosenki i lekko ukłonił, po czym poszliśmy.
~
Około godziny siedemnastej wróciliśmy do mnie zająć się niemieckim. Blondyn chciał dopilnować, że dziś się nauczę, ponieważ jutro nie będzie go w mieście, a wie, że sam nie dam rady. Metodą "kija i marchewki" męczyliśmy słówka. Za każdą błędną odpowiedź dostawałem książką, a za poprawną chłopak dawał mi pocky. O dziwo działało. Po n-tym razie, kiedy dostałem książką w łeb zacząłem bardziej się przykładać.
- Zobacz jak pięknie ci idzie, myślę, że uda ci się na poniedziałkowej poprawie! - uśmiechnął się lekko poprawiając pozycję.
- Naprawdę?
- Jak nie spieprzysz i nie zapomnisz, to masz szansę. Ale spróbuj coś zjebać, to po tobie. - pogłębił uśmiech i strzelił kostkami w palcach patrząc na mnie jak psychopata na swoją ofiarę.
- Rozumiem...? - odsunąłem się od niego z przerażoną miną. Po chwili zaczęliśmy się z siebie śmiać.
- Więc lecę, a ty jeszcze sobie powtórz. - zabrał kurtkę z oparcia łóżka i poszedł pod drzwi. Leniwie się podniosłem i poszedłem za nim, żeby otworzyć mojej blondynce drzwi. Pożegnałem się z nim uściskiem, a potem polazł do siebie. Ja jeszcze zajrzałem, czy siostra zrobiła lekcje oraz się umyła, po czym sam poszedłem pod prysznic. W tym czasie do domu wrócił zmęczony tata, z którym nawet nie zdążyłem się przywitać, ponieważ od razu zasnął wyczerpany pracą. Całe szczęście, że jutro ma wolne. Tatusiek nie znosi popołudniówek, a akurat w drugiej połowie tygodnia zawsze idzie na 12. Po kąpieli poszedłem do lodówki po kolejną butelkę mleka i z laptopem pod pachą poszedłem po pokoju, gdzie obejrzałem kolejny odcinek koreańskiej dramy. Kiedy skończyłem byłem już mocno śpiący i szybko zasnąłem.

niedziela, 8 czerwca 2014

- Nariko zaraz przyjdzie, więc spierniczać od mojego laptopa. - zabrałem go dziewczynom z rąk, po czym zobaczywszy, co oglądają zatrzasnąłem go. Trauma do końca życia, nie chcecie tego widzieć... Przekierowałem swoje spojrzenie na nie. Te siedziały niewzruszone. No, może Futari była nieco oburzona, że zabrałem jej laptopa.
- Co wy za mongolskie porno kolorowanki czytacie? gejowskie w dodatku, raaany. Czy na świecie nie ma normalnych dziewczyn? - jęknąłem. - doczytajcie to cholerstwo do końca, ale potem już tego nie tykać. I uprzedzajcie mnie, zanim zajrzę, co robicie! Ja nie chciałem tego widzieć! - naciągnąłem palcami dolne powieki, robiąc przy tym straszną minę. Serio, mam ochotę wydłubać sobie oczy. Oddałem laptopa i poszedłem otworzyć drzwi przyjacielowi.
- Co ty taki blady?... - zapytał wchodząc. Ale miał puchate włoski teraz. Umm, pewnie są cudowne w dotyku.
- Nawet nie pytaj... - zamknąłem za nim drzwi.
- Po prostu gej-porno go przeraziło... - mruknęła Momo-chan nie odrywając głowy znad urządzenia. Jej bladofioletowe włosy opadły na twarz, przysłaniając tym samym oczy. Nariko zastygł w miejscu. Chwilę patrzył to na mnie, to na nie.
- Aaa, yaoi? Dacie poczytać? - klasnął w dłonie przeskakując do nich przez oparcie kanapy. Czy on właśnie się ich zapytał, czy pozwolą mu oglądać...? Fuj! - Och, Love Stage~. Back Stage czytałyście? Też jest uroczaśne! - pisnął.
- Braciszku, on jest straszny. Rajcuje się pedałami. I zachowuje jak słodka idiotka. Już mu alkohol dałeś? - westchnęła moje siostra odgarniając gęste włosy do tyłu. Podszedłem do kanapy i wyciągnąłem z niej przyjaciela za włosy, przepraszając przy tym dziewczyny. Blondyn zaczął mnie drapać i szczypać. Wreszcie, gdy byliśmy w bezpiecznej odległości od dziewczyn, puściłem go.
- Wiesz, że to boli głupku? - zapytał patrząc na mnie z wyrzutem, w kącikach jego oczu lśniły łzy.
- Bicie książką także... - burknąłem. - drinka czy samą? - zapytałem stając na palcach przed szafką, aby wyciągnąć nam szklanki.
- Ja się w drinki nie bawię. - zachichotał. Pożałuje tego. To pewne. Znowu będzie rano jojczeć, a jak się uchleje, to zrobi mi w domu trzecią wojnę światową.
- Jak chcesz. Ale jak mi zarzygasz dywan, to będziesz go wylizywał do czysta, zrozumiano? - zmierzyłem blondynka wzrokiem. Pokiwał głową ze zrozumieniem. Nalałem mu do kieliszka, a sobie zmieszałem z coca colą. Podałem mu kieliszek do dłoni.
- Na zdrowie.
- Za pomyślną naukę niemieckiego! - zaśmiał się upijając łyk.
                                                               ~***~
- gorąco. - stęknął blondyn odpinając guziki swojej koszulki. - ne, ne, Haururu-chan? - przysunął się do mnie na kanapie.
- Czego pijaku? - zapytałem patrząc na jego czerwoną twarz.
- Haurururu... - wkradł mi się na kolana. Dłonie położył mi na ramionach. - Haurururururu~ruuuuu... - bąknął z niezbyt ciekawym wyrazem twarzy. - ja cię... ja cię kocham. Uprawiajmy gejozę, Haururu! - poczułem na swoich ustach jego miękkie odpowiedniki. Całował mnie słodko i z uczuciem. Dopiero po chwili zrozumiałem co się dzieje. Odepchnąłem go od siebie.
- Uchlałeś się.
- Nyah. Ja się nie upi~iłem, Haururu. Ja cię zawsze kochałem, nyaa~- zaczął mi się wiercić na kolanach. Objął mnie swoimi chudymi ramionami i mocno się we mnie wtulił, chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Zaczął muskać ją swoim nosem. Po chwili przejechał po niej językiem. - smaczny Haururu... - po tych słowach zmorzył go sen. I na jego szczęście. Za chwilę to bym mu przywalił w splot słoneczny tak, że już by się nie podniósł. Co alkohol robi z ludźmi. Zaniosłem go na swoje łóżko i okryłem kołdrą. Muszę jednak przyznać, że to doznanie nie było wyjątkowo ohydne. Wręcz... czułem pewną przyjemność? Nie, nieważne. Odwala mi po mongolskich gej-porno kolorowankach siostry. Zabrałem swoje rzeczy i poszedłem się umyć. Czynność nie trwała zbyt długo, ponieważ byłem trochę zmęczony. Po kąpieli zajrzałem jeszcze do dziewczyn. Siedziały od jakiegoś czasu znowu z moim komputerem i oglądały anime.
- Potrzebujecie czegoś? - zapytałem ziewając.
- Przyniesiesz pocky? - zapytała ledwie słyszalnie Momo.
- Jasne. Coś jeszcze chcecie?
- Nie trzeba. - odparła niebieskooka. Poszedłem do kuchni po słodycze, żeby potem je im wręczyć i dodać, że nie powinny tak długo zalegać przy komputerze, bo to niezdrowo. Potem poszedłem do siebie, gdzie rozłożyłem sobie futon. W miarę szybko oddałem się objęciom Morfeusza. I dobrze, bo gdybym nie mógł spać zapewne myślałbym o tym, co zaszło.
Następnego dnia na szczęście okazało się, że ten głupek o niczym nie pamięta. Możemy zostawić więc ten nieszczęsny wypadek w oddali, prawda? Ciekawe tylko, czy było to zwykłe jojczenie jak zawsze, czy to co czuł po prostu wyszło pod wpływem alkoholu. Mam nadzieję na pierwszą opcję. A jeśli to w ogóle nie było prawdą tylko jakimś głupim urojeniem? Umm, jeszcze lepiej.
- Łeb mnie boli, wszystko mnie boli, rzygać mi się chce, fuj. - usłyszałem nad sobą jęczenie przyjaciela. Oho, wstało mu się.
- Tabletki w szafce, nie przestrasz dziewczyn. - mruknąłem.
- aa, tak. - powiedział po chwili masując swoje skronie. Ziewnął głośno, po czym ruszył przed siebie. Niestety nieuważny idiota potknął się o brzeg mojego futonu i wylądował prosto na mnie. Syknąłem z bólu czując jak jego łokieć niemiłosiernie wbija mi się w bok. Co do... Chłopak zsunął się ze mnie i niemrawo przeprosił. Przewróciłem się na plecy i utkwiłem w nim swoje zdenerwowane spojrzenie.
- Jestem niewidzialny, czy jak? - prychnąłem masując obolałe miejsce.
- Być może, kto wie, kto wie! - wzruszył ramionami, a jego głos przybrał dramatyczny ton. Parsknąłem śmiechem widząc jego minę. Podniosłem się na łokciach do pozycji półsiedzącej.
- Idziesz po te tabletki, czy mam ci je panienko do łóżka donieść?
- Ale fajnieee... Jestę panienkę! - zrobił podekscytowaną minę. Otworzył szeroko oczy, z ust wykonał "o" i zakrył je dłonią. - idę przecież. - burknął wstając i nieco chwiejnie udał się do wyjścia z mojego pokoju. Ja tymczasem wstałem, sprzątnąłem swój materac i pościeliłem łóżko temu niewdzięcznikowi, który nawet nie podziękował. Dupa, dupa, dupa, mogłem go na podłodze zostawić, albo przed dom wyrzucić. Ooo tak, spałby na wycieraczce. Obiecuję, a wy mi świadkami, że następnym razem tak zrobię! Podszedłem do drzwi i zamknąłem je na klucz, żeby ktoś przypadkiem mi nie wlazł i zacząłem się przebierać. Z szafy wygrzebałem spodnie w wyblakłym kolorze ciemnej zieleni oraz czarną bluzkę z nadrukiem przedstawiającym czaskę w fantazyjne wzory. Poszedłem umyć zęby oraz się uczesać, a potem poczłapałem na dół do "niewdzięcznika".
- Skorzystałem z kuchni i jajek. - poinformował słysząc jak wchodzę.
- Okie. - powiedziałem, a moje oczy prawie wyszły z orbit, kiedy chłopak postawił przede mną talerz z jajecznicą. - Sam, z własnej woli robisz i podajesz mi śniadanie... Chcesz mnie otruć, tak? - uniosłem jedną brew ku górze. Blondyn zaśmiał się złowrogo po czym przysunąwszy się do mnie powiedział równie srogim tonem:
- Ależ owszem. Umarnę cię, a potem porwę twoją słodką siostrę i uczynię ją swoją kochanką... Ała! - jego wyjaśnienia zostały przerwane głośnym uderzeniem, a Nariko upadł na podłogę. Nad nim z założonymi rękoma stała moja słodka siostrzyczka w swojej szaro-różowej piżamie w Hello Kitty bez rękawków oraz z krótkimi spodenkami. Między brązowymi, idealnie wydepilowanymi brwiami pojawiła się zmarszczka, a jej lodowate oczy przewiercały na wskroś chłopaka.
- Braciszku Nariko, masz jakieś nieczyste myśli wobec mnie? - powiedziała słodkim do bólu zębów głosem, który nijak pasował do jej pozy.
- N-nie. - mruknął wstając. - czymże ty mnie walnęłaś? Boli jak nie wiem co... - stęknął i podszedł do zamrażarki, żeby wyciągnąć sobie worek z lodem, który przyłożył do głowy, piszcząc przy tym, że zimne. No a czego się spodziewałeś chłopie? Lód ciepły raczej nie jest, nie?
- Zakonem Feniksa. - wzruszyła ramionami i zabrała sobie jego porcję jajecznicy, po czym poszła na górę. Tymczasem ja wybuchnąłem duszonym w sobie śmiechem. Złapałem się za brzuch i śmiałem wniebogłosy. To wyglądało tak komicznie, że powinienem to nagrać!
- Wybacz... - powiedziałem ocierając swoje łzy. Nariko był wielce oburzony. Wyglądał jak mały dzieciak. Wydął policzki i odwrócił się w bok. - Zjedz tą porcję, co mi dałeś, jest nietknięta. - podsunąłem mu swój talerz. Z lekkim oporem wziął widelec i zaczął pałaszować.
- Raaany, nie byłem świadom, że moja jajecznica jest taka pyszna!
- Skromność to twoje drugie imię. - zażartowałem sobie z niego.
- No, ale zobacz. - nabrał trochę na widelec i podał mi do ust. Faktycznie, niby zwykła jajecznica, a pyszna. Wolno przeżułem kawałek delektując się smakiem jak najdłużej.
- Wyśmienite. - potwierdziłem. - jeszcze jakieś talenty przede mną ukrywasz? - chłopak pokiwał znacząco brwiami, po czym rzekł dumnie:
- Mam w sobie magnez, który przyciąga piękności z całego osiedla! Ała, znowu?! - krzyknął, kiedy przechodząca Futariko uderzyła go kolejny raz książką. - zmiłuj się kobieto! - jęknął znów biorąc do ręki worek z lodem.
- Należało mu się. - powiedzieliśmy w tej samej chwili z siostrą, a na naszych twarzach rozkwitł porozumiewawczy uśmiech.
                                      

piątek, 6 czerwca 2014

Leniwie podniosłem powieki i obrzuciłem spojrzeniem swój pokój. Nie chciało mi się wstawać, choć wiedziałem, że muszę. Najchętniej zostałbym już pod kołdrą do skończenia świata. Och, czemu tak nie mogę?
- Yo! wstawaj śpiochu! - ktoś brutalnie otworzył drzwi od mojego pokoju i wskoczył na łóżko. Tym ktosiem był nie kto inny jak nasz różowooki przyjaciel. Zapewne tata go wpuścił. Albo siostra, o ile ten wyżej wymieniony poszedł już do pracy.
- Wyglądasz jak naćpany, wstawaj. - powtórzył szturchając mnie.
- Juuż. Kto cię wpuścił mendo? - warknąłem podnosząc się do siadu. Po chwili jednak moje ciało znowu opadło na poduszki. Nie mam siły, dzisiaj wagaruję.
- Co ty odpierdalasz? - spojrzał na mnie krytycznie przyjaciel.
- Leżę, jakby nie patrzeć. - burknąłem zamykając powoli oczy. Blondyn wstał z mojego łóżka, aby za chwilę agresywnie wyciągnąć mnie z niego za nogi, co skutkowało niemiłym zderzeniem mojego ciała z podłogą. Zacząłem go wyzywać, ale już pogodziłem się z tym, że nie wygram. Zabrałem swoje rzeczy i poszedłem się umyć. Huh, faktycznie wyglądam jak po dragach. Podkrążone oczy, dziwny wyraz twarzy i brązowe włosy powywijane na wszystkie strony. Przemyłem twarz i wyszorowałem swoje zęby denerwując się szpiczastym zakończeniem kłów, wyglądają idiotycznie. Uczesałem i w miarę możliwości ułożyłem jako tako swoje włosy po czym się ubrałem. Wróciłem do swojego pokoju po plecak, chłopaka jednak już tam nie było. Rozwiązania są dwa: albo polazł do kuchni, albo zalega u siostry. Trzeba iść go poszukać, jeszcze ten pedofil coś jej zrobi. Zabrałem soczek z biurka i poszedłem go szukać. Tak jak myślałem, znajdował się w pokoju mojej młodszej siostry.
- Mam nadzieję, że ci się podoba? - pewnie znowu gadali o dollfie. Znowuż jej coś kupił? Rozumiem, że jest bogaty i bla bla bla, ale za każdym razem jak tu przychodzi daje jej coś, coś drogiego zazwyczaj. Uch, zajeżdża pedofilią. Jeszcze ją porwie pod pretekstem oglądania małych kotków w piwnicy.
- jest śliczna! Ciągle mi coś kupujesz, dziękuję braciszku Nariko! - wyplułem sok, który miałem w ustach. Cholera trzeba zmienić bluzkę.
- Oya, oya, stało się coś? - wyszczerzył się przytulony do brunetki chłopak. Dziewczyna w dłoniach trzymała miniaturowe kimono na siedemdziesięciocentymetrową dollfie. Była nim szczerze zachwycona. Huh, dawno nie widziałem jej szczęśliwej.
- Nic, a nic. - uśmiechnąłem się przesadnie. - idę się przebrać, zaraz wracam. A ty z łaski swojej zrób nam śniadanie jak już się tu panoszysz... - westchnąłem w drodze do pokoju zdejmując mokrą bluzkę. Z szafy wyciągnąłem szary t-shirt z napisem "hito rabu" i założyłem go na siebie. Zabrałem swoje rzeczy i poszedłem na dół. Nariko spakował nasze bento. Założyłem swoją ciemnobrązową kurteczkę wiosenną z futerkiem i buty. Poczekałem na siostrę i przyjaciela, po czym poszliśmy do naszych szkół.
- Na pewno chcesz ćwiczyć na wuefie? - zapytałem Futari.
- Um, nie jest tak źle, więc mogę... Najwyżej dostanę piłką w łeb... - zaśmiała się niemrawo, drapiąc palcem wskazującym po podbródku.
- W razie gdybyś tam padła, mogę udzielić ci pierwszej pomocy! - szybko zaoferował blondyn. Brunetka spaliła buraka, a ja dźgnąłem go w splot słoneczny.
- Ty... ty pierdoło jedna. - zgiął się w pół. Niebieskooka chwilę patrzyła na tą scenę, a potem wybuchnęła donośnym śmiechem. Poszliśmy dalej, nie czekając na naszego pedofila, który i tak po chwili się tam doczłapał. Młodszą odstawiliśmy przy gimnazjum, oddając ją w ręce jej przyjaciółek, a sami poszliśmy kawałek dalej - do liceum. Przebraliśmy się w szatni i w sam raz wyrobiliśmy się na lekcje. Pierwszą był znienawidzony przeze mnie (i chyba nie tylko...) język niemiecki. Nasz nauczyciel był z pochodzenia Niemcem, pan Muller. Wysoki o szerokich ramionach, elegancik noszący wiecznie garniaki. Na zakrzywionym nosie usadowione były prostokątne okulary. Czarne włosy zaczesywał w pedantyczną kitkę na karku. Sprawiał wrażenie niezbyt miłego. Opadłem ze zrezygnowaniem na krzesło przy ławce. Nariko zaś z entuzjazmem pogwizdywał przy rozpakowywaniu swoich rzeczy. Czy on zawsze musi być taki wesoły?
- A dzisiaj oddam wasze testy. - rozległ się głos nauczyciela. Mina blondyna momentalnie zrzedła. Ja natomiast pobladłem, a w brzuchu mi się skręcało. Na pewno za dobrze ten test nie poszedł.
- A-Akihiso Ku-re-ba-ya...shi. - zawołał pierwszego ucznia po odebranie testu. Czarnowłosy zabrał, co swoje i z dumą odszedł do ławki, chwaląc się sąsiadowi swoją oceną.
- Yatogami Tohka. - fioletowowłosa drżącymi rękoma odebrała swój test, aby za chwilę się rozluźnić dowiedziawszy się, że test nie poszedł tak źle. Po dziewczynie było jeszcze parę osób, a potem przyszła pora na mnie. Z bijącym ciężko sercem wstałem z ławki i podążyłem do biurka nauczyciela.
- Nie rozumiem cię, Haruka. Ze wszystkich przedmiotów wyrabiasz na 5,4,  z niektórych nawet 6. Ale twoje oceny z niemieckiego pozostawiają sporo do życzenia. Masz trochę pozytywnych ocen oraz jeszcze większe "trochę" jedynek. Weź się za siebie. - oddał mi kartkę, a ja ze spuszczoną głową poszedłem do swojego miejsca. Znowu. Cholera jasna.
- Poprawisz za tydzień z resztą... - zaczął mnie pocieszać przyjaciel.
- uhm, ciekawe jak się nauczę. Z 5 godzin na ten test zakuwałem i co? gówno mi z tego przyszło. - jęknąłem.
- Będzie dobrze, pomogę ci. - uśmiechnął się słodko, kładąc swoją dłoń na mojej. Spojrzałem na niego, mrucząc pod nosem ciche "dziękuję". - pokaż ten test. - wyrwał mi kartkę z dłoni i zaczął przeglądać moją pracę. - Ale różnorodność. "Danke", "danke sehr", "danke shon". Przynajmniej coś napisałeś... Rzeczowniki z dużej litery się pisze.
- Wiem.
- To czemu nie piszesz? - zachichotał. Przez resztę lekcji pisaliśmy poprawy w zeszytach. Gdy wreszcie rozbrzmiał dzwonek z wielką uciechą zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem nie patrząc nawet gdzie idę. Skutkowało to niestety zderzeniem z jakimś uczniem. Obaj upadliśmy na podłogę. Utkwiłem wzrok w poszkodowanym. Blady chłopak z zielonymi włosami i również zielonymi oczami, okolonymi mnóstwem grubych rzęs.
- Jejku, przepraszam! - pisnąłem wstając, po czym pomogłem mu się podnieś.
- Och... - jęknął.
- Wszystko okej? - zapytałem wyraźnie zdziwiony jego reakcją.
- Właśnie zderzyłem się z idealnym kandydatem na dominującego! Ach, to takie cudowne~! - zaczął się wiercić uradowany. Ja zaś stałem tam jak słup soli nie wiedząc o co chodzi.
- Oya, oya, co ty taki zdziwiony? - zaśmiał się. - A właśnie! Nie przedstawiłem się. Kisaragi Jun~ twój przyszły uległy. - podał mi dłoń.
- Em... Ha~aruka Ichinose. - bąknąłem.
- Może lizaka na dobry początek znajomości? - wyciągnął w moją stronę arbuzowe lizajdło. Przyjąłem je, dziękując. W tym momencie obok nas pojawił się Nariko.
- Yo~... Harusiu, kto to? - zapytał zdawszy sobie sprawę, że nie jestem sam.
- Kisaragi Jun, miło mi. Jak zgadnę ty też należysz do haremu Harusia? - podał mu dłoń zielonowłosy. To zaczyna robić się dziwne. Nariko był równie zszokowany, co i ja.
- Haruś, masz harem? - zaczął dusić się śmiechem. Wzruszyłem ramionami i odparłem cicho:
- najwyraźniej... - wtedy też zadzwonił dzwonek i rozstaliśmy się z tym jakże dziwnym osobnikiem. I dobrze zresztą. Boję się go. Kto to dominujący i uległy? Czemu jestem idealnym kandydatem na dominującego? O co mu w tym wszystkim chodzi? Mamusiu, on jest dziwny...! Z głębokim westchnieniem pokierowałem się na plastykę.
                                                                                   ~***~
- Au, au, au! Bolii... - jęknąłem czując kolejne uderzenie książką w głowę. Siedziałem tu już z Nariko trzecią godzinę i jedyne, co udało mi się zapamiętać, to to, że dürfen to nie rzeczownik i nie znaczy durszlak. Tak, tak, wiem. Jestem głupszy niż ustawa przewiduje. Nie moja wina, że nie mam smykałki do niemieckiego!
- Słuchasz mnie chociaż, kiedy ci tłumaczę? - zapytał blondyn patrząc na mnie z politowaniem.
- Tak. Staram się. - mruknąłem chowając twarz w kolanach. Nigdy się tego nie nauczę. Nie ma bata, zawalę niemiecki. Na cholerę tego uczą, w życiu mi się nie przyda. Nie mam zamiaru wyjeżdżać do Niemiec.
- Masz, powtórz sobie zwroty i zaraz poćwiczymy razem, okej? - podał mi książkę, tą samą, którą niemiłosiernie bił mnie po głowie.
- Jasne...
- To ja idę nam po herbatę, ćwicz, ćwicz. - uśmiechnął się przechylając głowę w bok. Wyszedł z pokoju, a ja zostałem sam z niemieckim. Mrr, cudownie. Randka idealna. Więc... Zaimki nieokreślone występują jako podmiot w zdaniach, w których wykonawca czynności jest bliżej nieokreślony. W miarę rozumiem. Dalej. W celu nadania zdaniu charakteru ogólnej ważności używany jest nieodmienny zaimek man, który można przetłumaczyć w połączeniu z czasownikiem w trzeciej osobie liczby pojedynczej jako "się" Aha... O czym ja czytałem?
- Uczysz się słoneczko ty moje? - zapytał wchodząc do pokoju z herbatami i talerzem kruchych ciasteczek maślanych.
- Od kiedy to "słoneczko" - parsknąłem. - jasne, jasne... Chyba. - ziewnąłem i wziąłem ciastko dla siebie. Blondyn klapnął na materac, który ugiął się nieznacznie pod jego ciężarem. Herbaty postawił na stoliku obok. Rozmasował zmęczone oczy i przysiadł się bliżej, w celu kontynuowania naszej nauki. Doczytałem jeszcze do końca definicję i sposób użycia zaimka "man", po czym z powątpieniem oddałem podręcznik chłopakowi.
- Dobrze. To teraz powiedz w języku niemieckim: W szkole uczy się japońskiego i matematyki. - polecił...
- in die...
- in der. - poprawił mnie.
- Dobrze. In der Schule man lernt....
- lernt man. Człowieku, nie każ mi zalegać tutaj do jutra. Przeróbmy dzisiaj chociaż to, proszę cię.
- In der Schule man lernt Japanish und Mathematic...?
- Mathe. - westchnął. Nauka niemieckiego ze mną idzie bardzo opornie. Dziwię się, że wytrzymał tu tyle czasu. Następnie kazał mi powiedzieć parę innych zdań, również z użyciem tego zaimka. O dziwo z każdym kolejnym szło mi coraz lepiej. No, nie licząc drobnych pomyłek. Ale źle nie było! Byłem mu bardzo wdzięczny, nawet nie wyobrażacie sobie jak.
- A ty na mnie narzekasz, że się nie uczę angielskiego! Przynajmniej wyrobiłem się na ładną 4. - pokiwał znacząco brwiami. Pożegnaliśmy się czułym uściskiem i przyjaciel poszedł do siebie. Było już po 8. Tata przesiadywał jeszcze w pracy, a siostra postanowiła dziś wyjść z Momo-chan. Miały być tu przed 9. Przyszykuję im jakieś przekąski, a co. Mam tylko nadzieję, że nie będą mi truły tyłka w nocy...Przybyłem do kuchni w poszukiwaniu czegoś na kolację dla nich. Niestety i w lodówce, i w szafkach świeciło pustkami. Mieliśmy tylko jakieś dżemy, starą szynkę, którą czym prędzej wyrzuciłem, ponieważ śmierdziała i płatki owsiane. Ubrałem się i poszedłem na zakupy. Markety tutaj są wielkie i pękają w szwach, nic tu nie brakuje, a dział słodyczy jest bardzo obszerny. Podczas zakupów zrozumiałem, jak bardzo nieznajome są mi gusta mojej siostry. Po dłuższej chwili zastanowienia wziąłem im dwie paczki pocky truskawkowych, chipsy i colę. Sobie zaś postanowiłem machnąć soczek z procentami. A co, dorosły jestem to mi nie zabronią. I tak jutro nie idę do szkoły. Magiczne słowo "weekend". Zapłaciłem za wszystko i udałem się w drogę powrotną do domu. Tam zastałem zmarznięte dziewczyny. Och, no tak. Zapominalska znowu nie wzięła kluczy.
- Gdzie łazisz o tej godzinie? - zapytała trzęsąca się z zimna brunetka.
- O to samo mam was zapytać? Byłem do sklepu, bo lodówka świeci pustkami. Lubicie pocky truskawkowe tak nawiasem mówiąc? - zapytałem przekręcając klucz w zamku. Siostra pokiwała głową energicznie, Momo zrobiła to po chwili i to jeszcze w spowolnionym tempie. Ale ona taka już jest. Chyba nigdy nie widziałem jej podekscytowanej.
- Chcecie kakao, czy od razu bierzecie się za konkrety? - zapytałem wskazując brodą w stronę coli.
- kakao, zmarzłyśmy. - powiedziała Futari.
- Okie dokie, to idźcie oglądać anime, czy co tam chcecie, a ja zrobię wam kakaeczko. - pogłaskałem je po głowie i zabrałem się za szykowanie napoi. Wyciągnąłem trzy jasnoróżowe kubeczki z Rilakkumą i duży talerz z tym samym motywem, na który nałożyłem słodycze. Do kubków nalałem mleka i wstawiłem je do naszej chyba przedpotopowej mikrofalówki. Potem nasypałem nam kakao, wymieszałem i zaniosłem do salonu, gdzie te dwie siedziały przed laptopem i oglądały zapewne anime. Albo jakieś horrory. Chociaż znając Futariko to na samych napisach początkowych by się popłakała. Postawiłem przed nimi kakao, a sam usiadłem w fotelu na przeciw i miałem wziąć swojego... ach tak. Zalegały przed laptopem. Moim laptopem. Trudno, zostaje mi telewizor. Włączyłem pierwszy lepszy program, na którym leciał akurat Harry Potter. Cicho popijałem swoje kakałko. Czynność tą niestety przerwał mi sms.
- Tata nie wraca dziś na noc. Wziął dodatkową zmianę za dodatkowe pieniądze. - poinformowałem dziewczyny. Tymczasem ja zwlokłem się z fotela i poszedłem do siebie. Otworzyłem okno, wychyliłem się po czym krzyknąłem imię przyjaciela. Ten zjawił się przed oknem ze szczoteczką w zębach i ręcznikiem na głowie.
- Czegoż? - zapytał szorując zęby.
- Zaoferuję ci za twą cudowną pomoc procenciki, chcesz?
- Dopiero się umyłem, ale zrezygnować bym nie potrafił! Zaraz będę. - oznajmił zamykając okno. Z dołu mojego mieszkania dobiegł złowrogi krzyk. Siostra z niewiadomego mi powodu wyzywała mnie właśnie od idioty. Zdziwiony zszedłem po schodach, aby po chwili oberwać swoimi dresami i skarpetkami w twarz.
- Następnym razem wepchnę ci je do gardła. Co one do cholery robią na środku korytarza?! - burknęła wściekła. Ech... Ona jest chyba miniaturową wersją mamy, tamta też się na mnie darła, kiedy coś źle zrobiłem. Też groziła. Tylko, że nie wiem, czy Futari robi to jak ona - na żarty - czy też nie...
                                   
                  


czwartek, 5 czerwca 2014

Heh. Na dworze dawno nie było tak pięknie. Zanim się obejrzałem szary i nudny zimowy pejzaż przeobraził się w tętniący życiem i aż bijący kolorami po oczach. Niebo było prawie tak czysto niebieskie jak oczy naszej kochanej Tsubaki. Ją też cieszyła piękna pogoda. Wszędzie było jej pełno i prawie co dzień wyciągała mnie na długie spacery, po których moje nogi bolały tak, że myślałem, iż następnego dnia nie dam rady wstać do szkoły. Teraz niestety energiczna panienka złamała sobie nogę i siedzi w szpitalu. Ech... wspomni moje słowa, kiedy to wypominałem jej, że za szybka jazda na rolkach może skończyć się źle. I tak powinna się cieszyć, że tylko noga, a nie samochód, który przejechał jej przed oczyma. Głupia.  Była o włos od śmierci. Myślałem, że tam zawału dostanę. Ale, ale. Wróćmy do chwili obecnej. Tak więc wraz z moim najdroższym przyjacielem jesteśmy w trakcie drogi powrotnej do domów. Mieszkamy dosyć blisko siebie, więc możemy razem wracać. Spojrzałem na idącego obok Nariko. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały uśmiechnął się niewinnie. Jego bladoróżowe oczy jednak pozostały smutne. Ciekawi mnie czemu.
- Nariko-chan~ - zanuciłem przeczesując dłonią jego włosy. - co ty taki zmartwiony, coo? - wygiąłem usta w podkówkę. Strząsnął moją dłoń, strasznie nie lubił, gdy ktoś dotykał jego włosy. Spojrzał na mnie mrużąc przy tym oczy, jakby intensywnie nad czymś rozmyślał. Po chwili odpowiedział na moje pytanie:
- no wiesz... Jesteśmy już w trzeciej klasie, testy, wybór dalszej szkoły... Możliwe też, że będziemy musieli się rozstać, nie? Ach, to takie smutne, smutne... - zaśmiał się ponuro. Huh, w sumie miał rację. Poszliśmy więc dalej nie kontynuując tematu. Drogę przecięły nam bawiące się dzieciaki państwa Sahakich, za nimi biegła zdenerwowana matka. Ile one mają w sobie energii. Automatycznie przypomniałem sobie dzieciństwo swoje i Nariko. Było bardzo zbliżone do ich... No może tylko w pewnym... dobra, wcale. Czytaliśmy książki i spędzaliśmy dnie w księgarniach lub też bibliotekach. Czy była to ambitna literatura, to nie wiem. Ale na pewno bawiła nas bardziej niżeli telewizja.
- Czujesz to? - zapytał w pewnym momencie Nariko zaciągając się słodką wonią, która wreszcie dotarła i do mnie. Bzy. Ulubione kwiecie różowookiego. Uśmiechnąłem się pod nosem patrząc jak twarz przyjaciela promienieje. Z tymi swoimi łagodnymi rysami twarzy i wielkimi oczyma w niezbyt męskim kolorze wygląda jak dziewczyna. Ba, i to stosunkowo młoda. Gdybym go nie znał to dostałby ode mnie jakieś 14 lat, no i oczywiste określenie płcią piękną. Jego imię jeszcze potęguje ten śmieszny efekt. Nariko-chan. Jak dla jakiejś dziewczynki z mangi shojo, ha ha. Zerwałem randomowego przydrożnego kwiatka i wpiąłem mu go w blond włosy.
- Co ty robisz? - spojrzał na mnie jak na psychicznego niedorozwoja. Ał, jego spojrzenie przewierca mnie na wskroś. Boli. Pali!
- Nic, nic. Ładnie ci. - wyszczerzyłem się patrząc jak jego lico znów czerwienieje. - Na~ri~ko-cha~n! - tego było już za wiele. Blondasek wpadł w furię i uderzył mnie książką od historii w twarz, potem zaczął okładać resztę mojego ciała. Uciekając od niego potknąłem się o krawężnik i... prawie wpadłem na ulicę, pod rozpędzony tir. Jedyne, co mnie zatrzymało, to stalowy uścisk ręki Nariko. Odsunąłem się parę kroków i opadłem na kolana ciężko dysząc. Mogłem umrzeć. Tak po prostu. Przełknąłem głośno ślinę.
- P-p-przepraszam. - zaczął jęczeć jeszcze bardziej przerażony ode mnie blondyn. Hej, to prawie ja wpadłem pod tir, a on wygląda jakby miał wyzionąć ducha. Po krótszej lub dłuższej chwili otrząsnąłem się z szoku.
- Idziemy? nic złego się nie stało, uspokój się głuptasie. - powiedziałem podnosząc się.
- Ach? - spojrzał na mnie niezbyt mądrym wzrokiem. - a! jasne. - uśmiechnął się przepraszająco, unosząc przy tym ramiona do góry. W jego oku błysnęła łza, choć mogło mi się tylko zdawać. - ch-chodźmy już. - zaproponował pomagając mi wstać. Mimo, że już pewnie stałem na ziemi, to i tak nie puścił mojej dłoni. Ta, ściskał ją tak mocno, że krew mi nie dopływała.
- Nariko! - syknąłem wreszcie. Mimo drobnej postury był silny. - boli....
- Wybacz, wiem, że zachowuję się dziwnie... - skarcił sam siebie. Dalsza droga była już na nasze szczęście spokojna. Pożegnaliśmy się przed furtką mojego domu i Nariko poszedł w swoją stronę. Zatrzasnąłem za sobą bramę i poszedłem w głąb, by za chwilę znaleźć się w naszym ciasnym, ale przytulnym domku. Już w korytarzu czuć było charakterystyczny zapach sosu słodko-kwaśnego oraz dźwięki naczyń i sztućców w kuchni. Nie mogę się doczekać obiadu, dania, które robi tata są takie cholernie dobre. Odstawiłem swój plecak przed drzwiami mojego pokoju i poszedłem do lokum młodszej siostry. Zapukałem cicho trzy razy, po czym wszedłem do pomieszczenia. Futari miała u siebie bardzo dziewczęco. Jasne, żywe kolory dominowały w jej pokoju. Białe meble i podłoga, bladoróżowe ściany i duże okno przysłonięte firanką w podobnym kolorze. Jej łóżko miało ozdobne oparcie, a na nim leżała kolorowa kołdra, poduszka z jakąś postacią i masa pluszowych stworów. Wśród nich siedziała właśnie moja siostra czytając książkę ze smętnym wyrazem twarzy. Jej czarne włosy opadały w gęstych falach na ramiona, sięgały aż bioder. Miała piękne europejskie, jasne oczy po matce i rumianą cerę.
- Witaj księżniczko. - rzuciłem ze swoim standardowym szerokim uśmiechem siadając obok niej. Nawet nie wysiliła się na uśmiech. - jak się czujesz? - spojrzała na mnie swoimi smutnymi oczyma w kolorze letniego nieba.
- dobrze. - odparła.
- Kłóci się to z twoim wyrazem twarzy, wiesz?
- To po co się pytasz? - westchnęła oplatając mnie ramionami. - boję się. Jak będzie wyglądać moja przyszłość? - zapytała, sam nie wiem czy siebie, czy mnie. Brązowowłosa schowała głowę w zagłębieniu mojej szyi i znów przeciągle westchnęła.
- Nie wiadomo przecież jak szybko się to rozwinie. - pocieszyłem ją. - Tymczasem baw się, Futari. Wykorzystaj ten czas tak, żebyś potem nie żałowała, że czegoś nie spróbowałaś. Czemu nie wyjdziesz z Momo albo Tanaką? Tęsknią za waszymi wypadami... - przeczesywałem dłonią jej gęste włosy, a ton głosu starałem się zmienić tak, aby jak najbardziej dodać siostrze otuchy.
- obiad! - usłyszeliśmy z kuchni wołanie ojca. Odlepiliśmy się od siebie i poszliśmy zjeść wspólnie posiłek. Tata zastawił przed nami stół i usiadł naprzeciw. Jak zawsze wyglądał pogodnie i optymistycznie, nucił cichutko pod nosem jakąś skoczną piosenkę.
- Smacznego! - powiedziałem złączając dłonie. Reszta domu zrobiła tak samo i zabraliśmy się do jedzenia smakowicie wyglądającego dania z ryżem. Podczas konsumowania posiłku uważnie przyglądałem się siostrze. Jasnooka z trudem utrzymywała miseczkę w powietrzu, ręka trzęsła jej się jak galaretka.
- Jesteśmy w domu, tu etykieta nie jest aż tak ważna. Możesz postawić ta miskę na stole, jeśli trzymanie sprawia ci trudność... - mruknąłem. Kasztanowowłosa momentalnie obróciła się w moją stronę z małą dezorientacją na twarzy.
- Mogę? - zapytała raz jeszcze dla pewności, przed odstawieniem miseczki z ryżem.
- ubrudziłaś się, świntuchu. - zaśmiałem się ścierając papierową serwetką kawałki ryżu z jej brody. Tata patrząc na nas mimowolnie się uśmiechnął, a wokół jego brązowych oczu utworzyły się zmarszczki. Siostra syknęła zarumieniona i odwróciła się ode mnie, uderzając tym samym falą loków w twarz.  Ugh. A ja tylko chciałem być miły. Dokończyłem posiłek i po pozmywaniu naczyń po wszystkich udałem się do swojego pokoju w celu odrabiania lekcji i nauki. Jednakże nie zdążyłem się za to nawet zabrać, ponieważ usłyszałem walnięcie w okno. Oho. Podszedłem do niego i otworzyłem na oścież wychylając się przez nie. Parę metrów dalej znajdowało się okno przyjaciela. Mówiąc "mieszkamy niedaleko siebie" miałem na myśli bardzo małą różnicę.
- nudzi ci się? - mruknąłem. - Znowu jutro będziesz narzekać, że nie zdążyłeś się nauczyć na angielski.
- We mnie płynie angielska krew! - wykrzyknął blondyn przyjmując teatralną pozę. - moje umiejętności....
- Są na poziomie: Hello how r u? - dokończyłem za niego śmiejąc się donośnie.
- Ja to nie ty. - wytknął mi język chłopak. - wyyjdźmy gdzieś! -jęknął rozpaczliwie. - nawet loda ci postawię, ale wyjdźmy!
- kusząąca propozycja. - zachichotałem, a on dopiero zdał sobie sprawę z dwuznaczności tejże propozycji. Jego twarz stała się cała czerwona. Okrzyknął mnie idiotą i zatrzasnął okno.