Blog chwilowo zawieszony. Doczeka się jednak ukończenia.

niedziela, 20 lipca 2014

Blondyn spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a po chwili odwrócił głowę mówiąc:
- Nic takiego… - oplótł rękoma swoje podwinięte pod brodę kolana i ukrył w nich twarz.Długie blond włosy skutecznie go zasłaniały. Ja natomiast powoli wpadałem w szał. Czemu mi nic nie chce powiedzieć. Nuż cholera, jestem jego przyjacielem od bóg jeden wie kiedy, a ten nie ufa mi nawet na tyle, żeby powiedzieć kto mu to zrobił?! Zastraszali go, czy jak?
- „Nic takiego”, a śliwę masz na pół gęby! – warknąłem. – Nariko, co jest? – westchnąłem ciężko.
- ja… uderzyłem się. – mruknął  wlepiając we mnie puste oczy.
- „się”? To ty jesteś masochistą, tak? – traciłem już na cierpliwości. Naprawdę,  ja chcę mu pomóc, to niech chociaż współpracuje na tyle, żeby powiedział mi, kto mu tak mordę umalował. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy, a broda lekko zadrżała. O nie. Nie, nie, nie! Przegiąłem przy nazwaniu go masochistą…? Ugh.
- Err… - przygryzłem dolną wargę i podrapałem się niemrawo po karku. – jakbyś czegoś chciał, to pisz. – burknąłem i wyszedłem z jego pokoju, praktycznie zderzając się z jego pokojówką.  Przeprosiłem (chociaż mój ton nie wskazywał na skruchę, wręcz przeciwnie. W zasadzie to na nią fuknąłem, jakbym to na nią był za coś zły.) i wyszedłem. W domu zaś zły na siebie i cały świat zatrzasnąłem się w pokoju i rzuciłem na łóżko, wtulając w poduszki. Dupa. Jedna, wielka dupa!  (Czyli profesjonalne określenie tej jakże zacnej sytuacji, w której się znajduję.) Tymczasem tata oraz Futari o coś się kłócili. Nie mogąc wytrzymać dłuższej chwili w pokoju wyszedłem. Powodem kłótni siostry ze staruszkiem był jakiś konwent mangowców, na który nie chciał jej zawieźć. Te konwenty, to takie jakby… Em… impreza szajbusek i szajbusów zainteresowanych mangą i innymi takimi. Spotykają się w szkołach lub innych sporych obiektach, rozmawiają o nowych sezonach, uczestniczą w blokach, wykładach, robią zdjęcia i takie… no. (jako najlepszy opis wszechczasów.) Większość osób chodząca na takie spotkania jest trochę szurnięta.
- Zawiozę ją. – powiedziałem stając w progu salonu, gdzie Futari prawiła kazanie ojcu, że każe jej korzystać z życia, a na spotkanie to już jej nie zawiezie.
- Kocham cię braciszku! – pisnęła i wyminęła mnie, pędząc do pokoju się spakować.
- Dziękuję, że ją zawozisz. – westchnął ojciec klepiąc mnie po ramieniu. – w mikrofali masz obiad. Jak testy? – zapytał jeszcze, kiedy kierowałem już swoje kroki ku kuchni. Podczas jedzenia opowiedziałem mu z grubsza, co było trudne,  a co wręcz przeciwnie. Oraz upewniłem go, że źle mi nie poszedł. Zjadłem szybko i zabrałem kluczyki, po czym poszedłem do samochodu. Futari już na mnie czekała , wraz z bagażami, które bezczelnie położyła na przodzie samochodu. Ochrzaniłem ją mówiąc, że w takich warunkach nie da się jechać i kazałem wszystko przełożyć do bagażnika. Marudząc zrobiła, co kazałem. Po podaniu miejsca spotkania ruszyliśmy. Ej… może powinienem zostać jednak wcześniej u Nariko i go przycisnąć? No, uciekłem stamtąd jak taki osioł, bo się wystraszyłem, że Nariko płacze. Idiota ze mnie. Szablonowy idiota, a nie przyjaciel! Przecież ten ktoś, kto mu to zrobił może to powtórzyć! Powinienem dowiedzieć się kto to i pogadać z  tym kretynem!
- Uważaj! – krzyknęła siostra. W ostatnim momencie zatrzymałem samochód. Gdyby nie jej ostrzeżenie, to teraz zarylibyśmy w tył mercedesa. Zaczęła na mnie klnąć i mówić, że jestem osłem bez kszty rozumu i ona jeździłaby dziesięć razy lepiej, gdyby mogła. Ma rację. Jestem osłem. Kiedy zamiast jej dogadać, zamknąłem się i spuściłem smętnie głowę wyglądała na zaskoczoną. Jeżeli byłaby typem nadopiekuńczej siostrzyczki natychmiast wypytałaby mnie o wszystko. Jednakże na moje szczęście ona nawet nie zaczęła tematu. I chwała jej za to. Dalsza droga minęła nam bez większych przeszkód. Odwiozłem ją na teren targów, gdzie odbywała się impreza i umówiliśmy się, kiedy mam ją odebrać.  Futari zniknęła razem z ogromem kolorowych, poprzebieranych (chociaż byli także normalnie ubrani) ludzi.  Pomachałem jej na pożegnanie i odjechałem. Po jakimś czasie zaczęło padać. I to nie tak leciutko mżyć, a ostro lać. Ba, burzę nawet przyniosło.  Do odtwarzacza wcisnąłem płytę z muzyką, która miała zagłuszyć głucho dudniące o samochód lodowate krople.  Niestety, ale płyty tutaj leżące należały tylko do siostry, więc na coś porządnego nie miałem co liczyć. Lepsze jednak już te słodkie piski, zamiast irytującego deszczu. Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem nucić Hanagonomi. Gdyby ktoś mnie zobaczył… Ech, szkoda myśleć o tym. Wjechałem teraz w drogę prowadzącą przez las. Było tu ciemno, a mgła skutecznie zmniejszała widoczność. Ha, ha, no to sobie pogodę wybrałem na przejażdżkę. Zmniejszyłem prędkość, ostrożności przecież nigdy za wiele. Chryste jakie lasy są straszne. Po obejrzeniu tylu horrorów to ja na zawał tutaj zejdę. A co jak samochód nagle się rozwali, nikt nie będzie chciał pomóc, a zasięgu nawet na lekarstwo nie będzie? Co jeśli w pobliżu znajduje się jedynie dom jakiegoś psychopaty, który będzie chciał ze mnie i paru innych osób zrobić ludzką stonogę?! Samochód zgasł… Co?! Zacząłem krzyczeć jak mała dziewczynka próbując odpalić go na nowo. Udało się! Ha ha haa~!  Jestem mistrzeeeem! Tej sytuacji też nikt nie powinien widzieć. Sialala, wcale się nie boję. Wcale! Kiedy znalazłem się za lasem odetchnąłem z ulgą. Nigdy więcej jazdy przez las samemu. Nigdy.
                                                         ~*~Nariko~*~
Resztę dnia spędziłem mało męsko. Wtulony w poduszkę cicho pochlipywałem, oglądając telewizję. Nie chcę, żeby Haruka był na mnie zły. Ale… no nie mogę mu powiedzieć. Nie mam zamiaru też robić tacie problemów. Może i czasem wyładowuje się na mnie, ale… ale nie jest zły. Tyle, że Haru znów będzie się doszukiwał wszędzie winowajcy, do znudzenia. Czemu on nie może zrozumieć, że mu nie powiem i już? Ughr… Mocniej wcisnąłem twarz w miękką poduszkę.  Do moich uszu doszedł dźwięk ugniatanych kamieni na podjeździe i głośny odgłos silnika samochodu. Wsuwając nogi w ciepłe kapcie wstałem i podszedłem do okna. Jednakże okazało się, że to nie u mnie, a u Harusia. Ho..?  Dokąd on tak późno jeździł? Znaczy… nie żebym musiał wiedzieć wszystko co robi. To zwykła, ludzka ciekawość. Jaki on śliczny…  Ukucnąłem przy wielkim oknie i wlepiałem swoje łakome spojrzenie na chłopaka.  Przyglądałem się jego nienagannej sylwetce, gęstym włosom i głębokim oczom odcieni bursztynu. Ideał. Moje serce bije szybciej za każdym razem, gdy na niego patrzę. Obija się o żebra chcąc wyskoczyć. Puk, puk. Ruka przyszła. Westchnąłem ciężko i nakazałem jej, żeby weszła, samemu nie odstępując ani na krok od okna, aż Haruka wszedł do domu. Czarnowłosa przyniosła mi kolację. Ciepłe bułeczki z nadzieniem truskawkowym i kakao z piankami. Ach… kocham tą dziewczynę.
- Dzięki. – rzuciłem w jej stronę. W odpowiedzi otrzymałem ukłon, po czym wyszła. Ech, jakie to nudne. Czemu wszyscy są tacy nudni? Zanim Ruka opuściła pokój, do środka wpakowała się Gumi. Podbiegła do mnie, szczekając wesoło i wskoczyła na kolana. Jakie to słodkie stworzenie. Ma takie piękne, skrzące oczka, czarne niczym noc.  Jej futerko jest mięciutkie i gładkie w dotyku. Niczym pluszowa zabawka. Pogłaskałem swoją księżniczkę za uchem i wstałem. Zabrałem jedzenie z biurka i znowu usiadłem na łóżku, po czym zabrałem się za oglądanie jakiejś miłosnej dramy.  O fuj, hetero są tacy nudni. Smutno mi. Chciałbym, żeby był tutaj Haru. Śmialibyśmy się razem z błędów aktorów, albo idiotycznych wersów. Komentowalibyśmy wszystko i wyli z tego wniebogłosy.
- Ruka! – krzyknąłem. Pokojówka raz dwa zjawiła się w moim pokoju.
- Słucham? – zapytała.

- Możesz skoczyć do sklepu i kupić taką mała butelkę mleka truskawkowego oraz ciastka z czekoladą? – zapytałem dziewczynę. Odparła, że wykona zadanie „z przyjemnością” i wyszła. Nie znoszę, kiedy ludzie kłamią. Wiem przecież, że nie zawsze odpowiada jej praca u nas oraz, że niektóre rzeczy ją męczą i trudzą.  Dlaczego nikt nie jest ze mną tutaj szczery? Chyba tylko mój pies niczego przede mną nie ukrywa.   Wobec tego przynajmniej ja nie muszę odpłacać się im szczerością.  W dramie tymczasem nadszedł czas wyznania wzajemnej miłości. Ugh, głupie to. Dlaczego tej bohaterce coś takiego przychodzi z niewyobrażalną łatwością i ani trochę się z tym uczuciem nie krępuje? Przecież w rzeczywistości to nie jest takie łatwe (chyba, że po pijaku, o.). Gdybym był dziewczyną miałbym chociaż jakieś szanse na zostanie panią Ichinose i posiadanie małych dzieci Ichinose . A tak mogę być tylko pedałem Akazawa albo Akazawą chorym na głowę. Pieprzona płeć! We wszystkim to przeszkadza. Przez wszystkich jest się dyskryminowanym. Nie chcę tak żyć. Chcę się cieszyć życiem i wieść je bez zbędnych problemów. Czasem zastanawiam się czemu nie mogę być taki, jak wszyscy. Urodzić się w mniej lub bardziej zamężnej, kochającej się rodzinie. Dorastać na podwórku z dzieciakami, ślinić się na widok lasek w gazetach, spędzać długie godziny na treningach piłki nożnej, mieć przeciętne oceny, śmiać się z jedynek i tym podobne. Ale niee. Ja musiałem urodzić się w cudownym rodzie Ichinose, która wymaga idealności, rodziców praktycznie nie znać, być gejem i mieć pierdyliard problemów na głowie od spotkań z potencjalnymi małżonkami zacząwszy, po zakochaniu w przyjacielu zakończywszy. Ha, ha, moje życie jest takie ciekawe i urozmaicone, nieprawdaż? Odłożyłem tackę z jedzeniem na bok i znudzony zacząłem turlać się po łóżku. Tak, turlać. To takie odprężające zajęcie. W końcu zrobiło mi się niedobrze i musiałem przestać. Znowu poszedłem warować przy oknie z nadzieją na podejrzenie, co robi mój obiekt zainteresowań. Haru przebywający już w swoim pokoju nie mógł usiedzieć na miejscu. Co klapnął na łóżko musiał wstać, pięć razy przejść się dookoła pokoju, pobazgrać przy biurku i zrobić tysiąc innych rzeczy. Ha, ha, jak to śmiesznie wygląda. Kiedy podszedł do okna ja automatycznie odskoczyłem w bok i poleciałem na podłogę, przewracając tym samym palemkę stojącą obok. Czarna ziemia wysypała się z plastikowej doniczki na jasne panele. Roślinka leżała gdzieś obok. Chyba jej ostatnio nie podlewałem, bo jest ostro wysuszona. Trudno się mówi. Co do reszty syfu, to moją odpowiedzią są dwa słowa świadczące o moim lenistwie. Mianowicie: Ruka posprząta. Tak, lubię się wysługiwać ludźmi. I tak dostaje za to pieniądze, więc… To część jej pracy. Wstałem otrzepując spodnie różowej piżamy. Ech, trzeba będzie ją znowu wyprać. I w czym ja mam teraz spać? Nie lubię tamtych, są takie szorstkie… A jak wypiorę tą teraz, to już mi do nocy nie wyschnie. Gdzie na tym świecie zapodziała się sprawiedliwość? Przebrałem się w dres i koszulkę z Artemis, a nieszczęsną piżamkę poszedłem wrzucić do kosza na brudną bieliznę. Jezz, moja twarz boli niemiłosiernie. Ciekawe, kiedy to cholerstwo zejdzie. Trzeba przecież iść do szkoły oraz napisać zaległe testy! Nie żeby zależało mi na wyjściu z domu, wprost do ludzi… Wcale.  Chętnie posiedział bym w domu do końca miesiąca… roku… życia. Śmierć przed telewizorem w ciepłym łóżeczku to moje skryte marzenie, wiecie? Każdy chciałby tak umrzeć przecież! Do końca w dostatku, do końca w ciepłej pościeli, do końca z głupimi reklamami! To takie piękne i wzruszające, zaraz łzy mi pociekną. Jeśli już wszystkich nie wyryczałem. Ostatnio zachowuję się jak jakaś pieprzona baba przed okresem. Przez najbliższe parę minut stałem w łazience i tępo gapiłem się w lustro. Myślami zdążyłem odlecieć gdzieś hen daleko. Dopiero po niekrótkim czasie wyszedłem z transu i pokierowałem się z powrotem do swojego pokoju.  Znowu chce mi się spać. Ziewnąłem głęboko, zakrywając usta dłonią. W kącikach oczu utworzyły się łezki, które po chwili starłem grzbietem dłoni. Tak samemu, to seryjnie nie ma co robić. Oglądanie filmów po jakimś czasie nuży, książki ze swojej biblioteczki znam na pamięć, a i gier ciekawych nie mam. Może najwyższy czas znów zawirusować swój komputer przy ściąganiu nowych aplikacji i programów? Ciekaw jestem ile to już razy mój biedny laptop był w serwisie. Wypadałoby wreszcie zacząć dbać o to, co na nim zapisuję, co pobieram i tak dalej, bo w końcu szlag wszystko trafi i będzie dupa, a nie laptop. Od nadmiaru obrazków, to ścina się niemiłosiernie. Czasem zastanawiam się po co mi tam to wszystko. Powinienem wyrzucić je do kosza, same niewartościowe obrazki i tapety. Czasem trafi się folder z jakimiś zdjęciami moimi i znajomych, z koloni albo wycieczek chociażby. Jednakże tego w mojej czarnej dziurze ze świecą szukać. W porównaniu do innych, którzy mają wszystko posegregowane w odpowiednich folderach. Pięknie i przejrzyście, to ja mam porozpierdzielane po dyskach i pulpicie. Gdybym miał siłę, to bym to wszystko ogarnął. Ale niestety siły nie mam, chęci tym bardziej nie. Usiadłem na miękkim materacu ze swoim ostro zajechanym już sprzętem. Przejrzałem parę stron w poszukiwaniu ciekawych gier, aż wreszcie znalazłem to, czego szukałem. W momencie kiedy miałem kliknąć ikonę pobierania włączył mi się skype. Dzwonił... a. Dzwoniła Izumi. Jakie szczęście, tak dawno tej kochanej mordki nawet przez kamerkę nie widziałem. Szybko zaznaczyłem zieloną słuchawkę. Na ekranie pojawiła się radosna, okrągła twarz starej przyjaciółki. Zmieniła się nieco od ostatniego czasu. O ile zawsze jej wygląd był mniej niż przeciętny, to teraz prezentowała się znacznie lepiej. Niegdyś nudne, długie proste włosy zastąpiła krótką (bo kawałek ponad ramiona), wystrzępioną fryzurką pofarbowaną na kolor skrzepniętej krwi. Oczy zdecydowała się malować odważniej, a szyję zdobiła obróżka z pastelowym krzyżem zawieszonym po środku. Reszty jej stroju niestety nie widziałem, ale z pewnością prezentował się równie ciekawie.
- Yo! - rzuciła radośnie machając do kamerki. - O raaany, co ci się stało?! - po chwili zauważyła moją "ozdobę twarzy". Wzruszyłem ramionami i odparłem, że nic takiego. Chciała kontynuować i wyciągnąć to ze mnie, jednakże po chwili się poddała. Zbyt dobrze mnie znała, żeby myśleć, że jej się to uda. Burknęła tylko coś zirytowana i opadła na oparcie swojego fotela.
- Jak w Kanadzie? - zapytałem sadowiąc się wygodnie wśród poduszek.
- A wiesz, że nie najgorzej? Z angielskim już się zdążyłam do końca oswoić, a uczniowie liceum pływackiego są tacy śliiczni! - pisnęła, a na jej twarz wpłynęły rumieńce. - jedyne co mnie męczy, to te mordercze treningi. Czasem jest tak okropnie, że można ducha prawie wyzionąć! - wyżaliła się, a ja cicho się zaśmiałem. Naprawdę się cieszyłem z tej krótkiej rozmowy z nią. Potrzebny mi był ktoś do prowadzenia konwersacji. Sam bym w tym domu chyba zwariował.
- A co słychać u was? I Haru, rzecz jasna. - dodała pośpiesznie, a ja posępniałem.
- Cóż... - przeciągnąłem wyraz zakręcając nerwowo swoje blond kosmyki na palec. - nie jest jakoś tragicznie. Żyjemy.
- Gdzie twój wieczny optymizm, co? Jakiś markotny jesteś. - wywróciła swoimi szarymi oczyma.
- Najwyraźniej okres się zbliża. - zażartowałem, a Izi momentalnie wybuchnęła donośnym śmiechem.
- Od zawsze wiedziałam, że nie jesteś chłopcem! - parsknęła ocierając łzy śmiechu. Gdzieś w głębi domu usłyszałem otwierane drzwi, Ruka wróciła z zakupami. Och, jak dobrze.
                                                           

sobota, 5 lipca 2014

Kolejne dni mijały wolno, nudno. Jak zawsze nie ma co robić. Rutyna - szkoła, dom, szkoła, dom. Przez testy nie miałem nawet czasu spotkać się ze znajomymi. Mam dosyć nauki. Znaki fruwają mi przed oczami. Matulu, ratuj mnie. Zabierz do nieba, bo tu istne piekło. Oczywiście moja kochana siostra wspierała mnie najmocniej, jak potrafi chodząc w tę i we w tę, powtarzając jak mantrę: "nie zdasz, nie zdasz!". Domowy  zapas kawy dawno się wyczerpał. Kiedy to się wreszcie skończy? Przekręciłem nienaturalnie głowę, z cichym chrzęstem, aby spojrzeć na kalendarz. W tych ciemnościach mało co widać. Jedynym źródłem światła jest lampka na biurku. Jeszcze tylko jeden... dwa... dwa dni. Dwa dni i dwa kolejne testy, po czym mam święty spokój. Haha, na jakiś czas oczywiście. Prychnąłem z cierpiętniczą miną i powróciłem do zakuwania.
                                             *Nariko Pedał*
Ruka od rana krzątała się po domu. Nieco mi to przeszkadzało, nie lubiłem samotności, ale hałas jaki wydaje przy sprzątaniu, odkurzaniu i innych rzeczach doprowadza mnie do białej gorączki. Ruki pewnie żadne z was nie kojarzy. Dopiero parę dni temu rodzice wynajęli ją jako gosposię. Póki co na okres próbny, ale wątpię, że ją zwolnią. Skoro bierze mało, to nie będą mieli zastrzeżeń. Gumi nieszczególnie polubiła nową lokatorkę. Zwykle wraz z rozpoczęciem dnia, kiedy słyszy kroki jej niskich bucików na kafelkach umyka pod moje łóżko. Dziewczyna też raczej za nią nie przepada. Wygląda, jakby bała się psów. Jedno szczeknięcie, sprawia, że wszystko, co trzyma w dłoniach wylatuje, a sama zaczyna jęczeć. Wygląda to tak zabawnie, że nie raz korci mnie sięgnąć do kieszeni po komórkę i nagrać jej reakcję. Ale oczywiście tak nie przystoi i tylko cicho śmiejąc się pod nosem umykam do siebie, psa zabierając przy okazji. Dzisiaj jest chyba jeszcze bardziej podenerwowana niż zwykle. A to za sprawą tego, że... Ach, szkoda gadać, co sobie staruszkowie wymyślają. Do domu sprowadzą mi jakąś panienkę, która ma być rzekomą kandydatką na moją żonę i współspadkobiercę ich firmy. Matko. Czuję się jak jakiś cholerny panicz, który musi się ożenić, żeby przedłużyć żywotność rodu. To irytujące. W cholerę irytujące.
- Ruka, odpuść sobie. - jęknąłem otwierając lodówkę w poszukiwaniu soku. - widzisz, jak ta podłoga lśni? Mogę się w niej normalnie przejrzeć, więc oszczędź mnie i przestań myć wszystko po pięćset razy, to irytujące. - na chwilę podniosła na mnie wzrok robiąc wielkie oczy. Dopiero patrząc prosto na jej twarz dostrzegłem jaka jest urodziwa. Ma gęste, aczkolwiek krótkie krucze włosy, z prostą grzywką i wyząbkowanymi bokami. Mały, typowo azjatycki nosek oraz europejskie, duże oczy w kolorze bursztynu. Usta były małe i bladoróżowe. W stroju pokojówki prezentowała się jak panienka z okładek, no, no.
- Przepraszam, ale nie chcę zawieść państwa Akazawa... - spuściła głowę, a dłonei zacisnęła na materiale fartuszka.
- Bo akurat zwrócą uwagę... - burknąłem pod nosem. Wygrzebałem jakieś drobniaki z kieszeni spodni i rzuciłem w jej kierunku. - pójdź do sklepu i kup mi sok pomarańczowy... Tylko ubierz się normalnie. - dodałem widząc, że zbiera się już do wyjścia. Paradowanie w stroju pokojówki po mieście wyglądałoby dziwnie. I jeszcze by się jacyś zboczeńcy przynieśli. Niska (bo mająca zaledwie metrczterdzieścicztery) kobietka ukłoniła mi się i zniknęła w swoim pokoju. Ciekawe ile to ma lat. Wygląda na młodszą nawet ode mnie. Kiedy znajduje czas na naukę? No nieważne. Kupi mi sok, więc nie muszę już wychodzić z domu. Poszedłem do łazienki obejrzeć i zakroplić swoje oko. Zapalenie spojówek jest okropne. Nienawidzę chorować. A jeszcze muszę łazić z tym czerwonym ślipiem na testy. Wyglądam jak szablonowy wampir. Całe szczęście, że tylko jedno oko dosięgnęło to cholerstwo. Wziąłem i odkorkowałem krople do oczu. Przytrzymałem palcem dolną powiekę, głowę odchyliłem do tyłu i wpuściłem tam lekarstwo. Zamrugałem, czując to niemiłe uczucie. Nienawidzę go. Przez chwilę mój obraz byl nieco rozmyty, ale zaraz wrócił do normalności. Do moich nóg przypałętała się Gumi, zapewne chciała spacerku, albo jedzenia. Albo i tego i tego. Uzupełniłem jej miski, a kiedy już się najadła, ubrałem się, znalazłem jakieś stare okulary przeciwsłoneczne i wyprowadziłem malutką. Z tymi tandetnymi goglami na nosie wglądam jak pedalska wersja Shizuo. Jeszcze mi strój barmana założcie. Albo nie. Zabiorę strój pokojówki Ruki i zrobię fem cosplay. I tak mylą mnie z kobietą. Lepiej wyglądać jak kobieta, niż mieć twarz starego pierdziela, nie?! NIE?!?! Zrobiłem z psem małą, tycią wręcz rundkę dookoła ulicy i wróciliśmy. Oczy zaczęły mnie piec, mimo tego, że niebo było zachmurzone, a ja miałem okulary. No, zupełnie jak wampir. Może laski zacznę tym przyciągać? Taki magnes na psychofanki zmierzchu i Draculi. "Jestem wampirem, nie możemy być razem...!" Ten dramatyczny wers będę mówił każdej. Zdobędę serca tych małych kobietek. Ha, ha. Szkoda, że tylko dziewczyny (i to zapewne same hot 13-ki) lecą na takie coś. Chwilę po mnie do domu wróciła Ruka z trzema butelkami soku w siatce.
- Siocek! - ucieszyłem się podbiegając do niej i ja przytulając, przy tym odebrałem swoje zakupy. - Dziękuję, Ruka. - kiedy poszedłem do kuchni, ta stała nadal jak wryta, a jej porcelanowa do tej pory, twarz jak u laleczki, zmieniła się na buraczaną. popatrzyła się chwile w przestrzeń, a potem coś przypomniała i poszła do siebie. Zapewne się przebrać. Ja siedziałem już u siebie w pokoju, zajadając się czipsami i pijąc sok marchewkowy. Przy okazji oglądałem powtórkę z jakiegoś teleturnieju kulinarnego. Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do drzwi od mojego pokoju. Jak się domyśliłem, była to Ruka.
- Pan Akazawa prosił, żebyś się odpowiednio ubrał przed przyjściem państwa Cheriukich. - powiedziała i wręczyła mi wrzosowy komplet. Ukłoniła się i wycofała. Gdyby jeszcze zaoferowała mi ubranie mnie, serio czułbym się jak ten pieprzony panicz. Zamknąłem za nią drzwi i zacząłem się ubierać. Eleganckie, ubrania mnie irytowały, a szorstki materiał uwierał. Nie mogę się doczekać końca tego dnia. Stanąłem przed lustrem poprawiając muchę. Ten strój totalnie na mnie wisi. Nie dość, że kolor się zlewa z moją jasną karnacją i włosami, to tak XS'ka jest ze dwa razy za szeroka w ramionach, a u spodni spokojnie wszedłbym w jedną nogawkę. No może nie spokojnie... Ale na upartego bym się wcisnął. Wystukałem krotkiego sms'a do matki. Najwyżej się wkurzy. Rzuciłem niewygodne ciuchy gdzieś w kąt i ubrałem się w białe rurki, z dziurkami oraz czarną blzukę z nadrukiem z Zombie Phony.  Też za luźna, ale na pewno bardziej dopasowana od tamtych ubrań. Przed godziną siedemnastą wrócili rodzice. Zrobili mi małą grandę, jednakże zgodzili się, żebym pozostał w tym stroju. I całe szczęście... Punkt 18 w domu zjawiła się pani Cheriuki i jej córka - Yanao Cheriuki. Starsza była pod pewnymi względami podobna do mojej matki. Alabastrowa cera i prosty nos, małe usta. Różniła się nieco włosami, które były ciemne i ściśnięte w wysokim koku oraz postawą. Nie wyglądała na miłą i miałem ochotę, brzydko mówiąc, spierdalać stąd gdzie pieprz rośnie. Yanao była młodszą i słodziutką wersją swojej matki. Włosy rozpuściła i zakręciła, dzięki czemu miała urocze loczki, niczym gaijin gyaru. Oczy powiększone zostały optycznie błękitnymi soczewkami oraz makijażem. Była drobnej budowy. Miała na sobie waniliową sukienkę z koronki oraz tego samego koloru baleriny. Na dłoni wisiała złota bransoletka z pandą, a na palcu lśnił pierścionek przypominający koronę. Jaka szkoda, że ją rozczaruję.
- Dzień dobry, pani Cheriuki, Yanao. - skłoniłem się im lekko i ucałowałem wierzchy ich dłoni.  - ja jestem Nariko Akazawa, to zaszczyt was poznać. - uśmiechnąłem się przekrzywiając nieznacznie głowę. Następnie nastąpiła krótka wymiana zdań między rodzicami, a Cheriuki. Potem poszliśmy do salonu, gdzie każdy zajął miejsca na dwóch przeciwległych beżowych kanapach ze skóry. Między nami stał szklany stolik do kawy, gdzie czekała już zastawa, a Ruka systematycznie donosiła nam nowe jedzenie. Yanao podążała za nią łakomym wzrokiem. Miała skwaszoną minę, wyglądała, jakby czegoś jej zazdrościła. Nasi starsi tymczasem rozprawiali na różne tematy, popijając kawę i zagryzając ją ciasteczkiem. Wychwalali nasze talenty i snuli plany, jaka z nas będzie wspaniała para. My, czyli ja i Yana nie odzywaliśmy się natomiast prawie wcale. Chyba, że liczyć ciche przytakiwanie, lub "dziękuję pani/panu... och, wcale nie jestem taka/taki wspaniały!". Brunetka siedziała wyprostowana, prawie że na baczność, a ja lekko zgarbiony dziubałem widelcem w torcie.
- Och, ich dzieci będą takie rozkoszne... Dzięki urodzie pani córki... Nawet państwo Yukuza będą nam zazdrościć tej młodej pary, haha...! - rozmarzyła się moja mama i ugryzła kawałek pierniczka. Potem tor rozmów przeniósł się na firmę i spadki. Moi rodzice tłumaczyli dokładnie czego oczekują od mojej małżonki i obiecywali, że nie będzie żałować tej decyzji.
- Mamo, tato... pani Cheriuki... Yanao. - nie wytrzymałem w końcu i wstałem. Jak mam to powiedzieć, to teraz. - niestety nie ożenię się z Yanao. Jestem gejem. (#YOLO) Wybaczcie. - wyszczerzyłem się. Oczy wszystkich wyglądały jak spodki. Wściekła Yanao uciekła z domu z dzikim warknięciem, oburzona pani Cheriuki razem z nią, klnąc na nas pod nosem i rezygnując z jakiejkolwiek współpracy z nami. Filiżanka trzymana przez matkę wypadła jej z rąk i roztrzaskała się na kafelkach. Ruka nie zwracała na moją wypowiedź większej uwagi, nie komentowała i od razu zabrała się do sprzątania. Ojciec... Jak to on. Wpadł w szał. Haha, nigdy nie umie się opanować. Może to i dobrze, że rzadko są w domu?...
                                          *Haururu mniejszy pedał*
Ech? Czyżby z Nariko się pogorszyło aż tak, że nie może testu napisać? Przecież to, to, to co ma, to niegroźne jest. Na większość egzaminów przylazł, a teraz ni słychu ni widu. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Na sms'y też nie odpowiada. Fochnął się na mnie za coś, czy jak...?
- Jak nie piszesz, możesz oddać. - burknęła nauczycielka dźgając mnie w ramię ołówkiem.
- A... ach! piszę, wybacz!  - pochyliłem się na powrót nad kartką i zacząłem skrobać. Ostatni dzień, ostatni test i wolność na jakiś czas. Jak ja się cieszę. Aż bym piwko machnął z tego powodu. Chociaż w domu by marudzili... Czemu nauki ścisłe to takie skurwielstwo, ja się pytam?! Przygryzłem nerwowo końcówkę zielonego ołówka z bic'a, która i tak była już doszczętnie poobgryzana. Mimowolnie zacząłem poruszać prawą nogą, szybko ją unosząc i opuszczając. Takie typowe objawy nerwów. Nagle mnie olśniło i zacząłem jak najszybciej wypełniać kolumny w zadaniu.
- Koniec czasu, odłóżcie ołówki. - no cholera, nie zdążyłem wszystkiego zrobić. Odpuść, błagam. Idź se na kawkę i daj nam dodatkowe 10 minut. Proszę pani, ja mam orzeczenie! Ja muszę dłużej pisać!!! Odłożyłem ołówek obok kartki i... centralnie uderzyłem głową o blat stolika, jęcząc przeciągle.
- Nie poszło tak źle. - zaśmiała się czerwonowłosa czochrając mnie po włosach. Uniosłem głowę, żeby zabrała tą pieprzoną kartkę. Pani Wakeshima jak zwykle w cudownym nastroju, pft. Widząc moje spojrzenie zaśmiała się cicho jeszcze raz i poprawiła krwiste okulary w prostokątnych oprawkach. Odeszła dalej zarzucając włosy za ramię. Usłyszałem jeszcze marudzenie paru innych uczniów i to, jak Aya... albo Ayame... (nieważne!) krzyczy dokładnie to, co ja niedawno w myślach. Tak, to o orzeczeniu. Ukradła mi pomysł zdzira mała. No, nie mała w sumie... Kawał babska z niej. Zaraz po testach (i sprzątaniu ławek) poszedłem odwiedzić Nariko. Jak na prawdziwego przyjaciela przystało, trzeba sprawdzić co się z nim dzieje. Zadzwoniłem dwa razy i czekałem, dosłownie chwilkę. Drzwi otworzyła mi jakaś czarnowłosa, niska dziewczynka w stroju pokojówki... Czy on jakieś pornole tutaj nagrywa?
- Dzień dobry, w czym mogę usłużyć? - zapytała lekko się kłaniając. WTF, Nariko, skąd żeś ją wziął?
- Em... Dobry... Jest Nariko? - chwilę zastanawiała się nad daniem mi odpowiedzi. Zamiast konkretnego "tak/nie" zadała kolejne pytanie.
- Coś się stało?
- Przyniosłem lekcje, - burknąłem pokazując plecak. - jestem jego przyjacielem, Haruka Ichinose.
- Jest u siebie. - odsunęła się, pozwalając mi tym samym wejść do środka. Zamknęła za mną drzwi i zanim ruszyłem w stronę schodów dopytała się jeszcze, czy jestem głodny, czy podać coś do picia i takie pierdółki. Dziwna jest. Ale ładna. Ale wygląda jak porngwiazdka. Ale jak lolicońska porngwiazdka. Tak bardzo w stylu Nariko. Drzwi od pokoju chłopaka były lekko uchylone. Zapukałem, ale nie doczekawszy się odpowiedzi postanowiłem sam wejść.  Blondyn leżał z twarzą wlepioną we wrzosową poduszkę, ręka zwisała z brzegu łóżka, a w niej spoczywała komórka, do której podłączone były słuchawki. Położyłem tornister przy wejściu i przykucnąłem obok niego, potem poklepałem go lekko po ramieniu, co skutkowało - jakże przezabawnym - krzykiem przerażenia. Ale... Potem tak zabawnie nie było.
- Nariko?
- Haru...?
- Co ci jest? - patrzyłem jak wryty na wielkiego siniaka na policzku blondyna. On też wyglądał na zaskoczonego.
Krótki, bo krótki.