Blog chwilowo zawieszony. Doczeka się jednak ukończenia.

poniedziałek, 8 września 2014

Czajnik zaczął piszczeć, kiedy woda była już wystarczająco gorąca. Nie miałem ochoty wstać od stołu, pochłonięty do reszty grą na PSP Momo, które zostało w kuchni. Tak, pożyczyłem je sobie na chwilę. Jedynym, co mnie denerwowało był fakt, że większość z gier była po angielsku. Nie wszystko rozumiałem.
- Fajnie, że ci się podoba. - piszczenie ustało, a ja dostałem przez łeb gazetą. Brunetka wzięła do ręki czajnik i odniosłem mylne wrażenie, że zaleje moją herbatę. Ona jednak wyciągnęła z szafki swój fioletowy kubek, postawiła go z głuchym stuknięciem na blacie, po czym wrzuciła do niego torebkę muffinkowej herbaty i zalała ją gorącą wodą. Zauważywszy, że coś zostało na dnie, zdecydowała się zrobić herbaty także dla Momo. Wyszła z kuchni bez słowa, zabierając napoje. Odstawiłem grę na jej miejsce i wstawiłem nową porcję wody do gotowania. Tym razem przypilnowałem, żeby ją wyłączyć na czas. Znając ją, to przyszłaby tu znowu i znowu zakosiłaby mi herbatkę. Takie to małe, upierdliwe i okropne. Wyciągnąłem z szafki dużą, szklaną butelkę soku malinowego i nalałem trochę do swojej herbaty. Torebkę wyrzuciłem uprzednio do kosza, żeby to się za mocno nie zaparzyła. Odstawiłem butelkę na brzeg blatu (no, bo komu się chce utrzymywać porządek, nie?), a z kubkiem wróciłem do stolika, gdzie dalej okupowałem konsolę dziewczyny. W międzyczasie do kuchni przywitał tata na kolację, parę razy jeszcze zajrzały dziewczyny, ale to tylko na krótką chwilę. Uzupełnić zapas słodyczy na przykład. Trzeba zabrać, co moje, bo skończy się an tym, że wszystko wyjedzą. Czy one mają czarną dziurę zamiast żołądka? Znak kubka leniwie unosiła się para tworząc zawiłe wzory w powietrzu. W całym pomieszczeniu czuć było słodką woń napoju. Niestety był jeszcze za gorący do spożycia. Moja komórka zaczęła wibrować. Kto jest na tyle popieprzony, żeby pisać do mnie sms'y o tej porze? Wysunąłem urządzenie z ciasnej kieszeni i otwarłem klapkę. No kto, kto, mogłem się domyślić! "Okno". Kurde, to żeś się wysilił. A jakbym nie zrozumiał o co jełopowi chodzi? Hm? Już jedno zdanie mógłby sklecić, a nie samymi rzeczownikami rzuca. Wcisnąłem urządzenie z powrotem, zabrałem kubek i wymaszerowałem do siebie. Naczynie z piciem odstawiłem na biurko, potem poszedłem otworzyć okno. Po drugiej stronie wystawał ze swojego blondyn. Już umyty, w różowej piżamce i ręczniku na głowie. Szybko mu poszło.
- Wiesz... - zaczął drapiąc się koniuszkiem palca wskazującego po brodzie. - Świetnie się dzisiaj z tobą bawiłem, cieszę się, że jest już okej. - uśmiechnął się szeroko w moją stronę. Ręcznik przesunął się nieznacznie w bok.
- Tyle? Tylko po to mnie wołasz? - burknąłem podpierając się na łokciu.
- Jezu, trochę romantyzmu, a  nie - marudzisz ciągle jak emerytka! - ostro się na mnie oburzył.
- Dziękuję ci za ten wspaniały dzień. Gdybym tylko mógł powtórzyłbym go tysiące, jeśli nie miliony razy. - powiedziałem ironicznym głosem, wzdychając następnie ciężko i odwróciłem się, po czym zamknąłem okno. Opuściłem rolety w dół, po drugiej stronie słychać było jeszcze zniekształcone wrzaski zdenerwowanego blondyna. Na mojej twarzy wykwitł radosny uśmiech.
*
Otworzyłem swoje dzisiejsze bento i ze zdziwieniem spojrzałem do środka. Moja kochana siostra zrobiła mi dango! Pewnie nie nadaje się do spożycia.
- Jakie doobre~! - piskliwy głos dotarł moich uszu. Podniosłem oczy i ujrzałem po drugiej stronie dziewczynę chodzącą ze mną do klasy. Noemi... Naomi! Tak, to Naomi. Najsłodsza osoba w klasie oraz najbardziej rozchwytywana dziewczyna w szkole. Jasnobrązowe, zdrowe fale loków sięgające ładnego biustu - ni to za dużego, ni za małego -, radosne, ciemne oczy oraz perlisty uśmiech. Cera bez skazy, jak u pań z okładki. Dłonie zadbane, gładkie, średniej długości paznokcie muśnięte lakierem nabłyszczającym. Bladoróżowy sweter miał nieco za długie rękawy, które sięgały jej połowy kciuka.
- Produkcja siostry, jak coś ci się stanie, to nie ponoszę odpowiedzialności. - mruknąłem lustrując ją spojrzeniem. Ta tylko zaśmiała się cicho biorąc kolejną kuleczkę. A niech je, na zdrowie.
- Wiesz, pewnie się postarała. Nie powinieneś tego lekceważyć. - mówiąc to posunęła z kuleczką w stronę moich ust.
- To nie tanie romansidło, ludzie patrzą. - odtrąciłem jej dłoń. Tymczasem obok przeszły trzy inne dziewczyny patrząc na nią pogardliwie i rzucając niemiłe komentarze.
- Kolejnego próbuje uwieść? Który to już z kolei? - prychnęła czarnowłosa mrużąc oczy, Długie włosy odgarnęła za siebie i odeszła z eskortą koleżanek, a te oczywiście poparły jej słowa i dorzuciły swoje trzy grosze. Naomi posmutniała.
- Nimi się przejmujesz? Zazdroszczą ci i tyle. - pocieszyłem ją. Wziąłem pałeczki do ręki i przełamałem je z cichym trzaskiem, po czym zająłem się jedzeniem. - Jak ci smakują, to możesz zjeść jeszcze. - brązowowłosa podziękowała mi z uśmiechem i wzięła sobie kolejną kuleczkę. O ile Naomi jest rozchwytywana przez chłopaków, to nie wygląda, aby dziewczyny ją lubiły. Hej, no nic dziwnego. Między "płcią piękną" wiecznie prowadzone są jakieś spory. Kieruje nimi zawiść i inne uczucia, które na pewno nie są "piękne". A najgorzej mają te naprawdę fajne i urocze. Jak się ktoś na nie uweźmie, to już do końca mają przerypane. Współczuję jej. Dziwię się tylko, że dziewczyna się im nie odgryza. Dlaczego nie reaguje na ich komentowanie niczym innym jak spuszczeniem głowy i milczeniem? Mogłaby im wygarnąć, jakie są naprawdę. Może by coś do ich pustych łbów dotarło.
- Haaaaruuuuu~! - oczy wszystkich zwróciły się w stronę Nariko, który właśnie wrócił ze sklepiku obładowany drożdżówkami, słodkimi paluszkami, sokami i chrupkami. Patrzył na mnie, jakbym był co najmniej jakąś zjawą.
- No. - chrząknął podchodząc do ławki. - wyjdę na chwilę, a ty zaczynasz flirtować?! Tak to jest, tak?! - spojrzał na mnie "srogo", a po chwili się roześmiał, siadając na swoje krzesło. - Hejcia, Naomi. - podał jej dłoń. Uścisnęła ją z uśmiechem.
- A może zamiast jego śniadania spróbujesz tę oto słodką bułeczkę, którą sam cię nakarmię? - ujął jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy, drugą dłonią podsuwając nadziewaną bułkę.
- A ty co, Casanova? - zachichotała odsuwając się. - a bułcię chętnie zjem. - urwała sobie kawałek miękkiego ciasta i wsunęła do buzi. Przez tę krótką przerwę zdążyłem naprawdę ją polubić. Może zbyt szybko zaczynam uważać ludzi za godnych zaufania i dobrych. Ale kiedy ona wydaje się taka zabawna i naturalna. Słodka w całej okazałości.
*
- Dzisiaj też wracamy razem? – zagadałem siedzącego po mojej lewej blondyna.
- Niee. – jęknął cierpiętniczo. – Wakeshima wciągnęła mnie w jakiś konkurs dla amatorskich skrzypków i każe mi zostać na „ćwiczeniach”. – wywrócił oczyma.
- O, to świetna szansa, żebyś się wykazał. W końcu starsi wysyłali cię do szkoły muzycznej tyle lat, nie może to pójść na marne! – poklepałem go po ramieniu, a potem wybuchnąłem donośnym śmiechem widząc jego minę. Z takim wyrazem twarzy, to mógłby w Halloween  bez specjalnego przebrania chodzić. I tak by się go dzieciaki bały.
- Skrzypce są dla nuuudziarzy! – wyciągnął się, ziewając głęboko. Mnie samemu także zachciało się ziewnąć. Może to prawda, że ziewanie jest zaraźliwe? – A poza tym, to i tak nie mam talentu i „gówno przyjdzie”. – prychnął niezadowolony. 
- Nie uczyli cię, że "żeby wygrać, trzeba grać"? Nie spróbujesz, nie dowiesz się, czy faktycznie "gówno przyjdzie". - Kiedy zacząłem go pouczać zatkał sobie uszy palcami i zacisnął powieki. Nie miał najmniejszego zamiaru słuchać mojego zrzędzenia, brzmiącego jak wypowiedziane z ust przemądrzałego dorosłego.
- Dooobra! Pójdę już! - stęknął. - Tak w ogóle, daj odpisać matmę. - zwinął mi sprzed nosa gruby zeszyt z twardą okładką i otworzył go w miejscu, gdzie zapisałem pracę domową. Pasożyt jeden. Jego dług wdzięczności wobec mnie jest dłuższy niż sobie wyobrażacie. Z racji, że jeszcze nie było lekcji postanowiłem posłuchać muzyki. Słuchawki rozplątały się z niewiarygodną łatwością i po chwili siedziały już w uszach. Z mojej playlisty wybrałem Unravel i rozkoszowałem się słuchaniem kochanego utworu.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Przymknąłem mimowolnie powieki, a moja głowa zaczęła się z lekka kiwać. Wreszcie bezwładnie opadłem w przód, uderzając czołem o blat biurka. Natychmiast się rozbudziłem i podskoczyłem jak oparzony.  Głowa mnie boli (po takim czymś, to nie powinienem się chyba dziwić?). Ech, skoro już zasypiam na stojąco, to może najwyższa pora faktycznie pójść spać? Masując obolałe miejsce i ziewając przeciągle wstałem z krzesła. Było grubo po czwartej, a ja nadal zalegałem przed laptopem z kubkiem dawno wystudzonej kawy obok. Zapewne była już całkiem zimna i nie nadawała się do spożycia. Wokoło walały się papiery od przeróżnych rzeczy. Batoniki, chipsy, to, siamto.  Mógłbym tu wreszcie posprzątać. Mógłbym, ale tego nie zrobię. Zwyczajnie mi się nie chce. W momencie, w którym miałem już wyjść z pokoju rozległ się grzmot, a pokój wypełnił się na chwilę białym światłem pioruna. Skrzywiłem się lekko, będąc  zaskoczonym.  Ładnie to tak straszyć ludzi, zła pogodo? Rozmasowałem powieki i poszedłem się umyć. Byłem już tak rozkojarzony, że do wanny wszedłem w koszuli. Siedzenie do późna mi chyba nie służy. Zdenerwowany zdjąłem mokry materiał i zwinąłem go w kulkę, po czym rzuciłem gdzieś do góry misek stojących przy wannie. Szybko się umyłem (gdybym nie był tak zmęczony posiedziałbym dłużej, płyn pachniał tak niebiańsko), byle jak założyłem piżamę, której rolę pełnił t-shirt i bokserki z kucykami pony, po czym poszedłem spać. Po drodze zahaczając oczywiście o jakieś otwarte drzwi, na których pięknie rozpłaszczył się mój nos. Wiecie co? To się nazywa mieć pecha życiowego.  Zakryłem nos dłonią i poszedłem do siebie. Z biurka wziąłem chusteczki, które odpakowałem lewą ręką i przyłożyłem sobie jedną do nosa. Jak tak dalej pójdzie, to obudzę cały dom. Albo umrę przy upadku ze schodów chociażby. Sch… jak boli. Z oczu popłynęło mi parę łez, które szybko otarłem. Dobrze, że sobie niczego w tym nosie nie połamałem.  Trza jeszcze tą rękę umyć, bo wygląda jakbym kogoś zamordował, tyle tej cholernej krwi naleciało (i to w tak krótkim czasie!). Więc znów powtórzyłem drogę do łazienki, tym razem jednak macając wszystko po drodze, ażeby znowu czegoś głupiego nie odwalić. Jedną dłonią nadal trzymałem chusteczkę przy nosie, a drugą jakoś odkręciłem wodę i obmyłem ją z krwi. Nawet nie fatygując się o wytarcie jej wróciłem do pomieszczenia. Rzuciłem się na łóżko wycieńczony. Krew przestała już lecieć. Cisnąłem brudną chustkę gdzieś za siebie, rano się sprzątnie. Przymknąłem powieki i starając się wyciszyć powoli zasypiałem. Już nic mi na szczęście nie przeszkodziło. Mogłem spokojnie oddać się w objęcia Morfeusza
                                                                ☜(⌒▽⌒)☞
Nariko po niedługim czasie wrócił do szkoły. I już wszystko było jak gdyby nigdy nic. Stary, rozchichotany klasowy głąb. Pozaliczał zaległe testy, kartkówki, bóg jeden wie, co jeszcze tam musiał. Znowu prezentował się wszystkim jako wesoły chłopaczek bez zmartwień. Cholernie mnie to irytowało. Udawanie, że nic się nie stało, kiedy naprawdę ma jakiś problem. Ciekawe, czy kiedyś obrał już podobną taktykę, pfe. Od poranka po popołudniowe rozstania wiecznie się uśmiecha i zmyślnie zmienia temat, kiedy chcę zacząć. Głupi. Myślałem, że przed przyjaciółmi nie ma się tajemnic. Myliłem się? A może nawet nie jestem godzien nazwania przyjacielem?
- Nee, nee, Nariko? - podbiegła do nas Hisaki, dziewczyna grająca w naszym przedstawieniu jednego z krasnoludków. Ha, nawet pasowała. Była w klasie jedną z najniższych osób. 
- Coś się stało Hisacchi? - zapytał podnosząc głowę. Chwilę rozmawiali o przedstawieniu, a potem już zaczęła się próba i trzeba było - brzydko mówiąc - zamknąć japy i siedzieć cicho. Przez nierozgarnięcie, humory i tym podobne rzeczy, które prezentowali uczniowie, próba przeciągnęła się o wiele dłużej, niżeli powinna. Kiedy nareszcie skończyliśmy, słońce chyliło się już ku zachodowi. Oczywiście wracałem wraz z blondynem. Szliśmy w ciszy. Nie odzywając się prawie wcale przez większość drogi. No, bo o czym rozmawiać? Ja zacznę swój temat, a on od razu go zmieni i nie pozwoli mi kontynuować. W końcu poczułem, że już dłużej nie wytrzymam. Zostałem w miejscu, nerwowo zaciskając szczękę. Torba upadła na ziemię, a dłonie zawinąłem w drżące pięści. Wszystko się we mnie gotowało. Zaraz wybuchnę niczym wulkan. 
- Irytujące... - syknąłem. - Cholernie irytujące i samolubne! - warknąłem. Różowooki odwrócił się i spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczyma. Jeszcze nie wiesz o co mi chodzi, hę? Kolejne pocky, które miały wylądować w jego ustach zastygły w zawieszonej dłoni. Aż taka z ciebie ameba, czy po postu udajesz, głupcze? 
- Oya, stało się coś, Haruka? - zapytał z pełną buzią.
- Zrobię jak ty i odpowiem, że nic takiego. - uśmiechnąłem się asymetrycznie, prychając przy tym z pogardą.
- Czy to jakaś aluzja, Haru?
- Skończ! - niemalże krzyknąłem, będąc u kresu swojej wytrzymałości. Miałem ochotę go uderzyć i wymalować na jego wesołej mordzie śliwę dwa razy większą od ostatniej. - Nie toleruję czegoś takiego, wiesz? Jesteś dla mnie ważny... Ba! Jak nie najważniejszy na świecie, martwię się o ciebie i nie masz... nie masz prawa ukrywać przede mną swojego bólu. Byłem. Widziałem! - fuknąłem na niego, a głos powoli zaczął mi się łamać. Nie tutaj człowieku, nie rycz. Ten pozostał niewzruszony (no, może poza rumieńcem, który wykwitł na jego twarzy), a jedyne słowa, jakie padły z jego strony brzmiały:
- Proszę, nie krzycz tak. Nie wiem, o co ci chodzi. - mówiąc to odwrócił się na pięcie i poszedł dalej, mój cały "piękny" monolog spłynął po nim jak po kaczce. Cały wysiłek poszedł się kochać. Po chwili jednak się zatrzymał. Opadł na kolana i spuścił głowę. Podniósł dłoń do ust. Jego ramiona zadrżały. Zaczął coś bełkotać pod nosem. Dla mnie jego słowa były  całkowicie niezrozumiałe. Dopiero, gdy trochę się uspokoiłem i podszedłem bliżej, zlepek słów zaczął nabierać sens. Choć nadal wypowiadane były szybko i niedbale. Podobnie jak ja wyrzucał teraz z siebie emocje.
- Masz własne problemy... chorą siostrę, brak matki. Rodzina klepie biedę... Czemu mam obarczać cię swoimi?! Nie jestem aż takim pieprzonym egoistą! - jęknął. Objął się ramionami i skulił.We mnie natomiast coś się poruszyło. Świadomość tego, jakim ja jestem idiotą znów we mnie uderzyła. Jak mogłem go tak zwyzywać ostatnio i być dla niego zimnym, i oschłym. Kto tu jednak jest skończonym dupkiem? Haruś jest! Podniósł się chwiejnie i ocierając łzy poszedł dalej. Nie wiedząc za bardzo, co należy zrobić, przytuliłem Nariko od tyłu, zatrzymując go.
- Czemu to robisz? - zapytał kładąc mokre, zimne dłonie na moich rękach. 
- Pomyślałem, że tak wypada. - burknąłem. - jak się nie podoba, to nie. - wzruszyłem ramionami i chciałem zabrać ręce trzymające go w uścisku, ale ten skutecznie mi w tym przeszkodził. Chwilę potem odwrócił się do mnie przodem i oparł czołem o mój tors, dłonie zaciskając na materiale mojej koszulki.
- Przepraszam. - uśmiechnął się lekko, wtulając we mnie. Pierwszy raz od dawna jego uśmiech nie przyprawił mnie o mdłości. Ja... cieszyłem się widząc go. W sercu poczułem znajome ciepło. Odwzajemniłem uśmiech, gładząc go delikatnie po włosach. Blondyn puścił mnie i odsunął się kawałek.
- Hej... - zacząłem. - to może teraz pizza? Tam sobie wszystko wyjaśnimy? - zaproponowałem. 
- Pizza. - potwierdził ocierając lekko zaczerwienione oczy. Zabrałem swoją torbę i zarzuciłem ją na ramię, po czym poszliśmy w stronę pizzerii.
- Aha. - przypomniało mi się. - i cokolwiek by się nie działo, nie możesz tego dusić. Jak zajdziemy, to wszystko ładnie mi opowiesz. - odparł mi skinieniem głowy. 
- Mogę chwycić cię za rękę? - Przytaknąłem. Blondyn niepewnie wsunął swoją niewiarygodnie drobna dłoń w moją i splótł nasze palce. Na jego poliki wkroczył niewielki rumieniec. Uśmiechnął się pod nosem i resztę drogi nie odzywał. Dla ludzi z zewnątrz pewnie wyglądaliśmy teraz jak para. O dziwo mnie to nie obrzydzało. Było to w pewnym sensie nawet słodkie. Co też się ze mną dzieje? Westchnąłem ciężko. Takie coś nie ma prawa przejść, nie może być "słodkim". Pedałem przecież nie jestem, prawda..? Przed wejściem do pizzerii Nariko stanął naprzeciw mnie i zapytał:
- Jak wyglądam?
- W jakim sensie? - nie wiedziałem zbytnio czy chodzi mu o ubiór, czy twarz, czy... no nie wiem, cokolwiek innego. 
- Jezu, o oczy mi chodzi. - wywrócił nimi z miną mówiącą: "aż taki tępy jesteś?"
- Czerwone. - mruknąłem i weszliśmy do środka. Pozwoliłem chłopakowi wybrać smak i dodatki, sam nawet nie miałem ochoty na jedzenie. Chciałem tylko pogadać. Na niczym innym mi nie zależało.  Kiedy wreszcie skończył dokonywać wyboru nad sosem, wreszcie złożyliśmy zamówienie. Oczywiście nie odbyło się bez kłótni o opłacenie. Ja upierałem się, że zapłacę za całość, ale on kategorycznie odmawiał i nalegał, abyśmy podzielili się kosztami po połowie. Koniec końców wygrałem z nim, wraz ze swoją upartością i zapłaciłem za całość. Naburmuszony skrzyżował ręce na piersiach i odwrócił głowę, wbijając spojrzenie w niewidoczny dla mnie punkt, gdzieś za oknem. O takie coś się będzie obrażał? Matko, to ja dziewczyny nie potrzebuję. Już mam przyjaciela, który posiada kobiecy umysł. Czekając na pizzę żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Odwlekaliśmy chwilę rozpoczęcia tego tematu. Wreszcie się przełamałem. 
- Więc... - zacząłem, nadal dość niepewnie. 
- Więc? 
- Nie rżnij znów głupa, kto ci twarz obił? - burknąłem podpierając brodę na dłoni. Drugą oparłem na drewnianym stoliku i wystukiwałem rytm piosenki, która rozbrzmiewała w tle. 
- Ja naprawdę nie chcę o tym rozmawiać. Było, minęło. Proszę, zostawmy to tak. - blondyn odgarnął grzywkę, a na twarzy wykwitł niemiły grymas. Znowu zaczynasz?
- Wyjaśniliśmy sobie już, że nie. - miałem zamiar kontynuować, ale ten otworzył już usta. Jednakże po chwili je zamknął, przygryzając dolną wargę zębami. Odczekałem chwilę, aż przełamał się całkowicie. 
- Tata. 
-...Tata? Jak to tata?! - wstałem gwałtownie. - przecież to...! 
- Po prostu wyprowadziłem go z równowagi, usiądź. - polecił, a jego spojrzenie wyraźnie dawało mi do zrozumienia, że dalsza rozmowa na ten temat nie ma sensu. Powiedział, co chciałem wiedzieć i nie jest zobowiązany do niczego więcej. Opadłem zrezygnowany z powrotem na krzesło. Urocza, blond kelnerka o pięknych, głęboko niebieskich oczach, ubrana w opaskę z króliczymi uszami przyniosła nam nasze zamówienie. 
- Pizza z krewetkami, pyon~. Smacznego, pyon~ - potrząsnęła głową z uśmiechem i machnęła zwiniętymi w "łapki" rękoma, po czym odeszła skocznym krokiem. 
- No, smacznego. - wyszczerzył się Nariko i wziął kawałek ciasta. Po chwili jednak odrzucił je na talerz i zaczął dmuchać na swoje dłonie. W kącikach oczu pojawiły się łzy. - gorące... - jęknął i natychmiast rzucił się na sok pomarańczowy, który ówcześnie zamówił. 
- I ty się dziwisz? Oni to dopiero z pieca wyjęli. - zaśmiałem się z niego.
- Nie patrz na mnie jak na idiotę. - wywrócił oczyma. - Wiesz.... chciałbym kiedyś pójść do baru karaoke. Albo na grupową randkę, to fajne. Dużo osób w naszym wieku spędza tak czas, nie? Może my też powinniśmy? - zaczął się zastanawiać, błądząc palcem po lśniącym blacie. 
- Nie przepadam za czymś takim, ale nie mogę zaprzeczyć, modne jest. - mruknąłem nieszczególnie zainteresowany tym tematem. Znając chłopaka, to teraz będzie się starał wciągnąć mnie w coś takiego. Śpiewać nie umiem, więc karaoke z góry odpada. A o grupowych randkach, to on niech nawet w najśmielszych snach nie marzy. To dziwne, głupie i zawstydzające. Wyrwałem trójkątny kawałek pizzy, za którym pociągnął się roztopiony ser. Odgarnąłem go widelcem, z czym był niemały problem, ponieważ to cholerstwo za nic nie chciało się przerwać. Ugryzłem kawałek, nie była aż tak gorąca. Smak miała dziwny. Krewetki niby dobre, ale całość mi nie pasowała. Zwłaszcza zbyt słony i ostry sos. Gdy jadłem, to chłopak oczywiście prowadził monolog mający mnie przekonać do udania się z nim kiedyś do barku karaoke.
- Ech? Nie smakuje ci? - zapytał nagle, widząc moją skwaszoną minę. - Mogłeś powiedzieć, jak wybierałem... - mruknął niezadowolony. 
- Ale ja i tak chciałem tylko pogadać, pizza to tak przy okazji. - wzruszyłem ramionami. - Ty lepiej żryj więcej, bo wyglądasz jak wieszak. 
- Nie "żryj", tylko "jedz" i... nie wyglądam jak wieszak! - naburmuszył się. - Wracając do karaoke... - oho. Zaczyna się. Znowu będzie mi truł dupę, dopóty nie odpuszczę i nie pójdę z nim. Niestety na jego nieszczęście, ja też jestem uparciuchem. Czasem większym nawet niż on. Tylko, że ten będzie mi robił sceny. Tak, opracował sobie już dawno plan idealny, jakby to mnie do czegoś zmusić. Jak zwykłe jojczenie się nie zda, to będzie odstawiał dramy przy ludziach, a ja się będę musiał wstydzić. 

                                                                           ☜(⌒▽⌒)☞
Na pizzy się nie skończyło. Włóczyliśmy się po mieście do końca dnia. Przeszliśmy naszą stałą trasę ze cztery razy. Tak bez celu chodziliśmy w kółko. Byleby nie siedzieć. Z zaciekawieniem słuchałem tego wszystkiego, co miał mi do powiedzenia. A on posiadał takich rzeczy aż za dużo. Jak już zaczął i się wkręcił, to było źle. Wczuwał się, żywo gestykulował i praktycznie skakał z podniecenia. Późnym już wieczorem odprowadziłem go pod jego dom. Na pożegnanie zamknąłem go w uścisku pełnym czułości. Staliśmy tak chwilkę w bezruchu, a potem on popędził do środka. Z wewnątrz usłyszałem jeszcze wesołe szczekanie Gumi oraz strzępki rozmów. Uśmiechnąłem się delikatnie i wszedłem na teren mojego mieszkania. U Futari siedziała znów Momo. I znów zabrały mi laptopa, bo muszą koniecznie obejrzeć nowy odcinek. A jeśli ja na przykład koniecznie muszę sprawdzić facebook'a? Tym, to się nie przejmiecie, nie?
- Nie zalegaj tu za długo, smarkaczu. - bąknąłem czochrając jej kasztanowe włosy. -Yo, Mocchan - rzuciłem jeszcze do jej przyjaciółki. Jasnowłosa odpowiedziała mi skinieniem głowy. Żeby to jeszcze Futari była tak cicha, jak ona. Panie, tylko tego mi potrzeba do szczęścia.
- Nie jestem smarkaczem, mam te zakichane 14 lat! To tylko 4 lata różnicy, więc się nie mądruj, dupku. - prychnęła odrzucając gęste loki.
- Aj, aj. Tak to się do brata, który cię po konwentach wozi zwracasz? Nigdzie cię już nie zawiozę, nic ci z mojego konta nie zamówię przez internet i nigdy już nie kupię ci rurek z kremem. - na to ostatnie dziewczyna pobladła i zaczęła się tłumaczyć, jąkając przy tym niemało. Wyszczerzyłem się triumfalnie i ruszyłem do kuchni po kubek gorącej herbaty.

niedziela, 20 lipca 2014

Blondyn spojrzał na mnie smutnym wzrokiem, a po chwili odwrócił głowę mówiąc:
- Nic takiego… - oplótł rękoma swoje podwinięte pod brodę kolana i ukrył w nich twarz.Długie blond włosy skutecznie go zasłaniały. Ja natomiast powoli wpadałem w szał. Czemu mi nic nie chce powiedzieć. Nuż cholera, jestem jego przyjacielem od bóg jeden wie kiedy, a ten nie ufa mi nawet na tyle, żeby powiedzieć kto mu to zrobił?! Zastraszali go, czy jak?
- „Nic takiego”, a śliwę masz na pół gęby! – warknąłem. – Nariko, co jest? – westchnąłem ciężko.
- ja… uderzyłem się. – mruknął  wlepiając we mnie puste oczy.
- „się”? To ty jesteś masochistą, tak? – traciłem już na cierpliwości. Naprawdę,  ja chcę mu pomóc, to niech chociaż współpracuje na tyle, żeby powiedział mi, kto mu tak mordę umalował. W kącikach jego oczu pojawiły się łzy, a broda lekko zadrżała. O nie. Nie, nie, nie! Przegiąłem przy nazwaniu go masochistą…? Ugh.
- Err… - przygryzłem dolną wargę i podrapałem się niemrawo po karku. – jakbyś czegoś chciał, to pisz. – burknąłem i wyszedłem z jego pokoju, praktycznie zderzając się z jego pokojówką.  Przeprosiłem (chociaż mój ton nie wskazywał na skruchę, wręcz przeciwnie. W zasadzie to na nią fuknąłem, jakbym to na nią był za coś zły.) i wyszedłem. W domu zaś zły na siebie i cały świat zatrzasnąłem się w pokoju i rzuciłem na łóżko, wtulając w poduszki. Dupa. Jedna, wielka dupa!  (Czyli profesjonalne określenie tej jakże zacnej sytuacji, w której się znajduję.) Tymczasem tata oraz Futari o coś się kłócili. Nie mogąc wytrzymać dłuższej chwili w pokoju wyszedłem. Powodem kłótni siostry ze staruszkiem był jakiś konwent mangowców, na który nie chciał jej zawieźć. Te konwenty, to takie jakby… Em… impreza szajbusek i szajbusów zainteresowanych mangą i innymi takimi. Spotykają się w szkołach lub innych sporych obiektach, rozmawiają o nowych sezonach, uczestniczą w blokach, wykładach, robią zdjęcia i takie… no. (jako najlepszy opis wszechczasów.) Większość osób chodząca na takie spotkania jest trochę szurnięta.
- Zawiozę ją. – powiedziałem stając w progu salonu, gdzie Futari prawiła kazanie ojcu, że każe jej korzystać z życia, a na spotkanie to już jej nie zawiezie.
- Kocham cię braciszku! – pisnęła i wyminęła mnie, pędząc do pokoju się spakować.
- Dziękuję, że ją zawozisz. – westchnął ojciec klepiąc mnie po ramieniu. – w mikrofali masz obiad. Jak testy? – zapytał jeszcze, kiedy kierowałem już swoje kroki ku kuchni. Podczas jedzenia opowiedziałem mu z grubsza, co było trudne,  a co wręcz przeciwnie. Oraz upewniłem go, że źle mi nie poszedł. Zjadłem szybko i zabrałem kluczyki, po czym poszedłem do samochodu. Futari już na mnie czekała , wraz z bagażami, które bezczelnie położyła na przodzie samochodu. Ochrzaniłem ją mówiąc, że w takich warunkach nie da się jechać i kazałem wszystko przełożyć do bagażnika. Marudząc zrobiła, co kazałem. Po podaniu miejsca spotkania ruszyliśmy. Ej… może powinienem zostać jednak wcześniej u Nariko i go przycisnąć? No, uciekłem stamtąd jak taki osioł, bo się wystraszyłem, że Nariko płacze. Idiota ze mnie. Szablonowy idiota, a nie przyjaciel! Przecież ten ktoś, kto mu to zrobił może to powtórzyć! Powinienem dowiedzieć się kto to i pogadać z  tym kretynem!
- Uważaj! – krzyknęła siostra. W ostatnim momencie zatrzymałem samochód. Gdyby nie jej ostrzeżenie, to teraz zarylibyśmy w tył mercedesa. Zaczęła na mnie klnąć i mówić, że jestem osłem bez kszty rozumu i ona jeździłaby dziesięć razy lepiej, gdyby mogła. Ma rację. Jestem osłem. Kiedy zamiast jej dogadać, zamknąłem się i spuściłem smętnie głowę wyglądała na zaskoczoną. Jeżeli byłaby typem nadopiekuńczej siostrzyczki natychmiast wypytałaby mnie o wszystko. Jednakże na moje szczęście ona nawet nie zaczęła tematu. I chwała jej za to. Dalsza droga minęła nam bez większych przeszkód. Odwiozłem ją na teren targów, gdzie odbywała się impreza i umówiliśmy się, kiedy mam ją odebrać.  Futari zniknęła razem z ogromem kolorowych, poprzebieranych (chociaż byli także normalnie ubrani) ludzi.  Pomachałem jej na pożegnanie i odjechałem. Po jakimś czasie zaczęło padać. I to nie tak leciutko mżyć, a ostro lać. Ba, burzę nawet przyniosło.  Do odtwarzacza wcisnąłem płytę z muzyką, która miała zagłuszyć głucho dudniące o samochód lodowate krople.  Niestety, ale płyty tutaj leżące należały tylko do siostry, więc na coś porządnego nie miałem co liczyć. Lepsze jednak już te słodkie piski, zamiast irytującego deszczu. Nawet nie zauważyłem kiedy zacząłem nucić Hanagonomi. Gdyby ktoś mnie zobaczył… Ech, szkoda myśleć o tym. Wjechałem teraz w drogę prowadzącą przez las. Było tu ciemno, a mgła skutecznie zmniejszała widoczność. Ha, ha, no to sobie pogodę wybrałem na przejażdżkę. Zmniejszyłem prędkość, ostrożności przecież nigdy za wiele. Chryste jakie lasy są straszne. Po obejrzeniu tylu horrorów to ja na zawał tutaj zejdę. A co jak samochód nagle się rozwali, nikt nie będzie chciał pomóc, a zasięgu nawet na lekarstwo nie będzie? Co jeśli w pobliżu znajduje się jedynie dom jakiegoś psychopaty, który będzie chciał ze mnie i paru innych osób zrobić ludzką stonogę?! Samochód zgasł… Co?! Zacząłem krzyczeć jak mała dziewczynka próbując odpalić go na nowo. Udało się! Ha ha haa~!  Jestem mistrzeeeem! Tej sytuacji też nikt nie powinien widzieć. Sialala, wcale się nie boję. Wcale! Kiedy znalazłem się za lasem odetchnąłem z ulgą. Nigdy więcej jazdy przez las samemu. Nigdy.
                                                         ~*~Nariko~*~
Resztę dnia spędziłem mało męsko. Wtulony w poduszkę cicho pochlipywałem, oglądając telewizję. Nie chcę, żeby Haruka był na mnie zły. Ale… no nie mogę mu powiedzieć. Nie mam zamiaru też robić tacie problemów. Może i czasem wyładowuje się na mnie, ale… ale nie jest zły. Tyle, że Haru znów będzie się doszukiwał wszędzie winowajcy, do znudzenia. Czemu on nie może zrozumieć, że mu nie powiem i już? Ughr… Mocniej wcisnąłem twarz w miękką poduszkę.  Do moich uszu doszedł dźwięk ugniatanych kamieni na podjeździe i głośny odgłos silnika samochodu. Wsuwając nogi w ciepłe kapcie wstałem i podszedłem do okna. Jednakże okazało się, że to nie u mnie, a u Harusia. Ho..?  Dokąd on tak późno jeździł? Znaczy… nie żebym musiał wiedzieć wszystko co robi. To zwykła, ludzka ciekawość. Jaki on śliczny…  Ukucnąłem przy wielkim oknie i wlepiałem swoje łakome spojrzenie na chłopaka.  Przyglądałem się jego nienagannej sylwetce, gęstym włosom i głębokim oczom odcieni bursztynu. Ideał. Moje serce bije szybciej za każdym razem, gdy na niego patrzę. Obija się o żebra chcąc wyskoczyć. Puk, puk. Ruka przyszła. Westchnąłem ciężko i nakazałem jej, żeby weszła, samemu nie odstępując ani na krok od okna, aż Haruka wszedł do domu. Czarnowłosa przyniosła mi kolację. Ciepłe bułeczki z nadzieniem truskawkowym i kakao z piankami. Ach… kocham tą dziewczynę.
- Dzięki. – rzuciłem w jej stronę. W odpowiedzi otrzymałem ukłon, po czym wyszła. Ech, jakie to nudne. Czemu wszyscy są tacy nudni? Zanim Ruka opuściła pokój, do środka wpakowała się Gumi. Podbiegła do mnie, szczekając wesoło i wskoczyła na kolana. Jakie to słodkie stworzenie. Ma takie piękne, skrzące oczka, czarne niczym noc.  Jej futerko jest mięciutkie i gładkie w dotyku. Niczym pluszowa zabawka. Pogłaskałem swoją księżniczkę za uchem i wstałem. Zabrałem jedzenie z biurka i znowu usiadłem na łóżku, po czym zabrałem się za oglądanie jakiejś miłosnej dramy.  O fuj, hetero są tacy nudni. Smutno mi. Chciałbym, żeby był tutaj Haru. Śmialibyśmy się razem z błędów aktorów, albo idiotycznych wersów. Komentowalibyśmy wszystko i wyli z tego wniebogłosy.
- Ruka! – krzyknąłem. Pokojówka raz dwa zjawiła się w moim pokoju.
- Słucham? – zapytała.

- Możesz skoczyć do sklepu i kupić taką mała butelkę mleka truskawkowego oraz ciastka z czekoladą? – zapytałem dziewczynę. Odparła, że wykona zadanie „z przyjemnością” i wyszła. Nie znoszę, kiedy ludzie kłamią. Wiem przecież, że nie zawsze odpowiada jej praca u nas oraz, że niektóre rzeczy ją męczą i trudzą.  Dlaczego nikt nie jest ze mną tutaj szczery? Chyba tylko mój pies niczego przede mną nie ukrywa.   Wobec tego przynajmniej ja nie muszę odpłacać się im szczerością.  W dramie tymczasem nadszedł czas wyznania wzajemnej miłości. Ugh, głupie to. Dlaczego tej bohaterce coś takiego przychodzi z niewyobrażalną łatwością i ani trochę się z tym uczuciem nie krępuje? Przecież w rzeczywistości to nie jest takie łatwe (chyba, że po pijaku, o.). Gdybym był dziewczyną miałbym chociaż jakieś szanse na zostanie panią Ichinose i posiadanie małych dzieci Ichinose . A tak mogę być tylko pedałem Akazawa albo Akazawą chorym na głowę. Pieprzona płeć! We wszystkim to przeszkadza. Przez wszystkich jest się dyskryminowanym. Nie chcę tak żyć. Chcę się cieszyć życiem i wieść je bez zbędnych problemów. Czasem zastanawiam się czemu nie mogę być taki, jak wszyscy. Urodzić się w mniej lub bardziej zamężnej, kochającej się rodzinie. Dorastać na podwórku z dzieciakami, ślinić się na widok lasek w gazetach, spędzać długie godziny na treningach piłki nożnej, mieć przeciętne oceny, śmiać się z jedynek i tym podobne. Ale niee. Ja musiałem urodzić się w cudownym rodzie Ichinose, która wymaga idealności, rodziców praktycznie nie znać, być gejem i mieć pierdyliard problemów na głowie od spotkań z potencjalnymi małżonkami zacząwszy, po zakochaniu w przyjacielu zakończywszy. Ha, ha, moje życie jest takie ciekawe i urozmaicone, nieprawdaż? Odłożyłem tackę z jedzeniem na bok i znudzony zacząłem turlać się po łóżku. Tak, turlać. To takie odprężające zajęcie. W końcu zrobiło mi się niedobrze i musiałem przestać. Znowu poszedłem warować przy oknie z nadzieją na podejrzenie, co robi mój obiekt zainteresowań. Haru przebywający już w swoim pokoju nie mógł usiedzieć na miejscu. Co klapnął na łóżko musiał wstać, pięć razy przejść się dookoła pokoju, pobazgrać przy biurku i zrobić tysiąc innych rzeczy. Ha, ha, jak to śmiesznie wygląda. Kiedy podszedł do okna ja automatycznie odskoczyłem w bok i poleciałem na podłogę, przewracając tym samym palemkę stojącą obok. Czarna ziemia wysypała się z plastikowej doniczki na jasne panele. Roślinka leżała gdzieś obok. Chyba jej ostatnio nie podlewałem, bo jest ostro wysuszona. Trudno się mówi. Co do reszty syfu, to moją odpowiedzią są dwa słowa świadczące o moim lenistwie. Mianowicie: Ruka posprząta. Tak, lubię się wysługiwać ludźmi. I tak dostaje za to pieniądze, więc… To część jej pracy. Wstałem otrzepując spodnie różowej piżamy. Ech, trzeba będzie ją znowu wyprać. I w czym ja mam teraz spać? Nie lubię tamtych, są takie szorstkie… A jak wypiorę tą teraz, to już mi do nocy nie wyschnie. Gdzie na tym świecie zapodziała się sprawiedliwość? Przebrałem się w dres i koszulkę z Artemis, a nieszczęsną piżamkę poszedłem wrzucić do kosza na brudną bieliznę. Jezz, moja twarz boli niemiłosiernie. Ciekawe, kiedy to cholerstwo zejdzie. Trzeba przecież iść do szkoły oraz napisać zaległe testy! Nie żeby zależało mi na wyjściu z domu, wprost do ludzi… Wcale.  Chętnie posiedział bym w domu do końca miesiąca… roku… życia. Śmierć przed telewizorem w ciepłym łóżeczku to moje skryte marzenie, wiecie? Każdy chciałby tak umrzeć przecież! Do końca w dostatku, do końca w ciepłej pościeli, do końca z głupimi reklamami! To takie piękne i wzruszające, zaraz łzy mi pociekną. Jeśli już wszystkich nie wyryczałem. Ostatnio zachowuję się jak jakaś pieprzona baba przed okresem. Przez najbliższe parę minut stałem w łazience i tępo gapiłem się w lustro. Myślami zdążyłem odlecieć gdzieś hen daleko. Dopiero po niekrótkim czasie wyszedłem z transu i pokierowałem się z powrotem do swojego pokoju.  Znowu chce mi się spać. Ziewnąłem głęboko, zakrywając usta dłonią. W kącikach oczu utworzyły się łezki, które po chwili starłem grzbietem dłoni. Tak samemu, to seryjnie nie ma co robić. Oglądanie filmów po jakimś czasie nuży, książki ze swojej biblioteczki znam na pamięć, a i gier ciekawych nie mam. Może najwyższy czas znów zawirusować swój komputer przy ściąganiu nowych aplikacji i programów? Ciekaw jestem ile to już razy mój biedny laptop był w serwisie. Wypadałoby wreszcie zacząć dbać o to, co na nim zapisuję, co pobieram i tak dalej, bo w końcu szlag wszystko trafi i będzie dupa, a nie laptop. Od nadmiaru obrazków, to ścina się niemiłosiernie. Czasem zastanawiam się po co mi tam to wszystko. Powinienem wyrzucić je do kosza, same niewartościowe obrazki i tapety. Czasem trafi się folder z jakimiś zdjęciami moimi i znajomych, z koloni albo wycieczek chociażby. Jednakże tego w mojej czarnej dziurze ze świecą szukać. W porównaniu do innych, którzy mają wszystko posegregowane w odpowiednich folderach. Pięknie i przejrzyście, to ja mam porozpierdzielane po dyskach i pulpicie. Gdybym miał siłę, to bym to wszystko ogarnął. Ale niestety siły nie mam, chęci tym bardziej nie. Usiadłem na miękkim materacu ze swoim ostro zajechanym już sprzętem. Przejrzałem parę stron w poszukiwaniu ciekawych gier, aż wreszcie znalazłem to, czego szukałem. W momencie kiedy miałem kliknąć ikonę pobierania włączył mi się skype. Dzwonił... a. Dzwoniła Izumi. Jakie szczęście, tak dawno tej kochanej mordki nawet przez kamerkę nie widziałem. Szybko zaznaczyłem zieloną słuchawkę. Na ekranie pojawiła się radosna, okrągła twarz starej przyjaciółki. Zmieniła się nieco od ostatniego czasu. O ile zawsze jej wygląd był mniej niż przeciętny, to teraz prezentowała się znacznie lepiej. Niegdyś nudne, długie proste włosy zastąpiła krótką (bo kawałek ponad ramiona), wystrzępioną fryzurką pofarbowaną na kolor skrzepniętej krwi. Oczy zdecydowała się malować odważniej, a szyję zdobiła obróżka z pastelowym krzyżem zawieszonym po środku. Reszty jej stroju niestety nie widziałem, ale z pewnością prezentował się równie ciekawie.
- Yo! - rzuciła radośnie machając do kamerki. - O raaany, co ci się stało?! - po chwili zauważyła moją "ozdobę twarzy". Wzruszyłem ramionami i odparłem, że nic takiego. Chciała kontynuować i wyciągnąć to ze mnie, jednakże po chwili się poddała. Zbyt dobrze mnie znała, żeby myśleć, że jej się to uda. Burknęła tylko coś zirytowana i opadła na oparcie swojego fotela.
- Jak w Kanadzie? - zapytałem sadowiąc się wygodnie wśród poduszek.
- A wiesz, że nie najgorzej? Z angielskim już się zdążyłam do końca oswoić, a uczniowie liceum pływackiego są tacy śliiczni! - pisnęła, a na jej twarz wpłynęły rumieńce. - jedyne co mnie męczy, to te mordercze treningi. Czasem jest tak okropnie, że można ducha prawie wyzionąć! - wyżaliła się, a ja cicho się zaśmiałem. Naprawdę się cieszyłem z tej krótkiej rozmowy z nią. Potrzebny mi był ktoś do prowadzenia konwersacji. Sam bym w tym domu chyba zwariował.
- A co słychać u was? I Haru, rzecz jasna. - dodała pośpiesznie, a ja posępniałem.
- Cóż... - przeciągnąłem wyraz zakręcając nerwowo swoje blond kosmyki na palec. - nie jest jakoś tragicznie. Żyjemy.
- Gdzie twój wieczny optymizm, co? Jakiś markotny jesteś. - wywróciła swoimi szarymi oczyma.
- Najwyraźniej okres się zbliża. - zażartowałem, a Izi momentalnie wybuchnęła donośnym śmiechem.
- Od zawsze wiedziałam, że nie jesteś chłopcem! - parsknęła ocierając łzy śmiechu. Gdzieś w głębi domu usłyszałem otwierane drzwi, Ruka wróciła z zakupami. Och, jak dobrze.
                                                           

sobota, 5 lipca 2014

Kolejne dni mijały wolno, nudno. Jak zawsze nie ma co robić. Rutyna - szkoła, dom, szkoła, dom. Przez testy nie miałem nawet czasu spotkać się ze znajomymi. Mam dosyć nauki. Znaki fruwają mi przed oczami. Matulu, ratuj mnie. Zabierz do nieba, bo tu istne piekło. Oczywiście moja kochana siostra wspierała mnie najmocniej, jak potrafi chodząc w tę i we w tę, powtarzając jak mantrę: "nie zdasz, nie zdasz!". Domowy  zapas kawy dawno się wyczerpał. Kiedy to się wreszcie skończy? Przekręciłem nienaturalnie głowę, z cichym chrzęstem, aby spojrzeć na kalendarz. W tych ciemnościach mało co widać. Jedynym źródłem światła jest lampka na biurku. Jeszcze tylko jeden... dwa... dwa dni. Dwa dni i dwa kolejne testy, po czym mam święty spokój. Haha, na jakiś czas oczywiście. Prychnąłem z cierpiętniczą miną i powróciłem do zakuwania.
                                             *Nariko Pedał*
Ruka od rana krzątała się po domu. Nieco mi to przeszkadzało, nie lubiłem samotności, ale hałas jaki wydaje przy sprzątaniu, odkurzaniu i innych rzeczach doprowadza mnie do białej gorączki. Ruki pewnie żadne z was nie kojarzy. Dopiero parę dni temu rodzice wynajęli ją jako gosposię. Póki co na okres próbny, ale wątpię, że ją zwolnią. Skoro bierze mało, to nie będą mieli zastrzeżeń. Gumi nieszczególnie polubiła nową lokatorkę. Zwykle wraz z rozpoczęciem dnia, kiedy słyszy kroki jej niskich bucików na kafelkach umyka pod moje łóżko. Dziewczyna też raczej za nią nie przepada. Wygląda, jakby bała się psów. Jedno szczeknięcie, sprawia, że wszystko, co trzyma w dłoniach wylatuje, a sama zaczyna jęczeć. Wygląda to tak zabawnie, że nie raz korci mnie sięgnąć do kieszeni po komórkę i nagrać jej reakcję. Ale oczywiście tak nie przystoi i tylko cicho śmiejąc się pod nosem umykam do siebie, psa zabierając przy okazji. Dzisiaj jest chyba jeszcze bardziej podenerwowana niż zwykle. A to za sprawą tego, że... Ach, szkoda gadać, co sobie staruszkowie wymyślają. Do domu sprowadzą mi jakąś panienkę, która ma być rzekomą kandydatką na moją żonę i współspadkobiercę ich firmy. Matko. Czuję się jak jakiś cholerny panicz, który musi się ożenić, żeby przedłużyć żywotność rodu. To irytujące. W cholerę irytujące.
- Ruka, odpuść sobie. - jęknąłem otwierając lodówkę w poszukiwaniu soku. - widzisz, jak ta podłoga lśni? Mogę się w niej normalnie przejrzeć, więc oszczędź mnie i przestań myć wszystko po pięćset razy, to irytujące. - na chwilę podniosła na mnie wzrok robiąc wielkie oczy. Dopiero patrząc prosto na jej twarz dostrzegłem jaka jest urodziwa. Ma gęste, aczkolwiek krótkie krucze włosy, z prostą grzywką i wyząbkowanymi bokami. Mały, typowo azjatycki nosek oraz europejskie, duże oczy w kolorze bursztynu. Usta były małe i bladoróżowe. W stroju pokojówki prezentowała się jak panienka z okładek, no, no.
- Przepraszam, ale nie chcę zawieść państwa Akazawa... - spuściła głowę, a dłonei zacisnęła na materiale fartuszka.
- Bo akurat zwrócą uwagę... - burknąłem pod nosem. Wygrzebałem jakieś drobniaki z kieszeni spodni i rzuciłem w jej kierunku. - pójdź do sklepu i kup mi sok pomarańczowy... Tylko ubierz się normalnie. - dodałem widząc, że zbiera się już do wyjścia. Paradowanie w stroju pokojówki po mieście wyglądałoby dziwnie. I jeszcze by się jacyś zboczeńcy przynieśli. Niska (bo mająca zaledwie metrczterdzieścicztery) kobietka ukłoniła mi się i zniknęła w swoim pokoju. Ciekawe ile to ma lat. Wygląda na młodszą nawet ode mnie. Kiedy znajduje czas na naukę? No nieważne. Kupi mi sok, więc nie muszę już wychodzić z domu. Poszedłem do łazienki obejrzeć i zakroplić swoje oko. Zapalenie spojówek jest okropne. Nienawidzę chorować. A jeszcze muszę łazić z tym czerwonym ślipiem na testy. Wyglądam jak szablonowy wampir. Całe szczęście, że tylko jedno oko dosięgnęło to cholerstwo. Wziąłem i odkorkowałem krople do oczu. Przytrzymałem palcem dolną powiekę, głowę odchyliłem do tyłu i wpuściłem tam lekarstwo. Zamrugałem, czując to niemiłe uczucie. Nienawidzę go. Przez chwilę mój obraz byl nieco rozmyty, ale zaraz wrócił do normalności. Do moich nóg przypałętała się Gumi, zapewne chciała spacerku, albo jedzenia. Albo i tego i tego. Uzupełniłem jej miski, a kiedy już się najadła, ubrałem się, znalazłem jakieś stare okulary przeciwsłoneczne i wyprowadziłem malutką. Z tymi tandetnymi goglami na nosie wglądam jak pedalska wersja Shizuo. Jeszcze mi strój barmana założcie. Albo nie. Zabiorę strój pokojówki Ruki i zrobię fem cosplay. I tak mylą mnie z kobietą. Lepiej wyglądać jak kobieta, niż mieć twarz starego pierdziela, nie?! NIE?!?! Zrobiłem z psem małą, tycią wręcz rundkę dookoła ulicy i wróciliśmy. Oczy zaczęły mnie piec, mimo tego, że niebo było zachmurzone, a ja miałem okulary. No, zupełnie jak wampir. Może laski zacznę tym przyciągać? Taki magnes na psychofanki zmierzchu i Draculi. "Jestem wampirem, nie możemy być razem...!" Ten dramatyczny wers będę mówił każdej. Zdobędę serca tych małych kobietek. Ha, ha. Szkoda, że tylko dziewczyny (i to zapewne same hot 13-ki) lecą na takie coś. Chwilę po mnie do domu wróciła Ruka z trzema butelkami soku w siatce.
- Siocek! - ucieszyłem się podbiegając do niej i ja przytulając, przy tym odebrałem swoje zakupy. - Dziękuję, Ruka. - kiedy poszedłem do kuchni, ta stała nadal jak wryta, a jej porcelanowa do tej pory, twarz jak u laleczki, zmieniła się na buraczaną. popatrzyła się chwile w przestrzeń, a potem coś przypomniała i poszła do siebie. Zapewne się przebrać. Ja siedziałem już u siebie w pokoju, zajadając się czipsami i pijąc sok marchewkowy. Przy okazji oglądałem powtórkę z jakiegoś teleturnieju kulinarnego. Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do drzwi od mojego pokoju. Jak się domyśliłem, była to Ruka.
- Pan Akazawa prosił, żebyś się odpowiednio ubrał przed przyjściem państwa Cheriukich. - powiedziała i wręczyła mi wrzosowy komplet. Ukłoniła się i wycofała. Gdyby jeszcze zaoferowała mi ubranie mnie, serio czułbym się jak ten pieprzony panicz. Zamknąłem za nią drzwi i zacząłem się ubierać. Eleganckie, ubrania mnie irytowały, a szorstki materiał uwierał. Nie mogę się doczekać końca tego dnia. Stanąłem przed lustrem poprawiając muchę. Ten strój totalnie na mnie wisi. Nie dość, że kolor się zlewa z moją jasną karnacją i włosami, to tak XS'ka jest ze dwa razy za szeroka w ramionach, a u spodni spokojnie wszedłbym w jedną nogawkę. No może nie spokojnie... Ale na upartego bym się wcisnął. Wystukałem krotkiego sms'a do matki. Najwyżej się wkurzy. Rzuciłem niewygodne ciuchy gdzieś w kąt i ubrałem się w białe rurki, z dziurkami oraz czarną blzukę z nadrukiem z Zombie Phony.  Też za luźna, ale na pewno bardziej dopasowana od tamtych ubrań. Przed godziną siedemnastą wrócili rodzice. Zrobili mi małą grandę, jednakże zgodzili się, żebym pozostał w tym stroju. I całe szczęście... Punkt 18 w domu zjawiła się pani Cheriuki i jej córka - Yanao Cheriuki. Starsza była pod pewnymi względami podobna do mojej matki. Alabastrowa cera i prosty nos, małe usta. Różniła się nieco włosami, które były ciemne i ściśnięte w wysokim koku oraz postawą. Nie wyglądała na miłą i miałem ochotę, brzydko mówiąc, spierdalać stąd gdzie pieprz rośnie. Yanao była młodszą i słodziutką wersją swojej matki. Włosy rozpuściła i zakręciła, dzięki czemu miała urocze loczki, niczym gaijin gyaru. Oczy powiększone zostały optycznie błękitnymi soczewkami oraz makijażem. Była drobnej budowy. Miała na sobie waniliową sukienkę z koronki oraz tego samego koloru baleriny. Na dłoni wisiała złota bransoletka z pandą, a na palcu lśnił pierścionek przypominający koronę. Jaka szkoda, że ją rozczaruję.
- Dzień dobry, pani Cheriuki, Yanao. - skłoniłem się im lekko i ucałowałem wierzchy ich dłoni.  - ja jestem Nariko Akazawa, to zaszczyt was poznać. - uśmiechnąłem się przekrzywiając nieznacznie głowę. Następnie nastąpiła krótka wymiana zdań między rodzicami, a Cheriuki. Potem poszliśmy do salonu, gdzie każdy zajął miejsca na dwóch przeciwległych beżowych kanapach ze skóry. Między nami stał szklany stolik do kawy, gdzie czekała już zastawa, a Ruka systematycznie donosiła nam nowe jedzenie. Yanao podążała za nią łakomym wzrokiem. Miała skwaszoną minę, wyglądała, jakby czegoś jej zazdrościła. Nasi starsi tymczasem rozprawiali na różne tematy, popijając kawę i zagryzając ją ciasteczkiem. Wychwalali nasze talenty i snuli plany, jaka z nas będzie wspaniała para. My, czyli ja i Yana nie odzywaliśmy się natomiast prawie wcale. Chyba, że liczyć ciche przytakiwanie, lub "dziękuję pani/panu... och, wcale nie jestem taka/taki wspaniały!". Brunetka siedziała wyprostowana, prawie że na baczność, a ja lekko zgarbiony dziubałem widelcem w torcie.
- Och, ich dzieci będą takie rozkoszne... Dzięki urodzie pani córki... Nawet państwo Yukuza będą nam zazdrościć tej młodej pary, haha...! - rozmarzyła się moja mama i ugryzła kawałek pierniczka. Potem tor rozmów przeniósł się na firmę i spadki. Moi rodzice tłumaczyli dokładnie czego oczekują od mojej małżonki i obiecywali, że nie będzie żałować tej decyzji.
- Mamo, tato... pani Cheriuki... Yanao. - nie wytrzymałem w końcu i wstałem. Jak mam to powiedzieć, to teraz. - niestety nie ożenię się z Yanao. Jestem gejem. (#YOLO) Wybaczcie. - wyszczerzyłem się. Oczy wszystkich wyglądały jak spodki. Wściekła Yanao uciekła z domu z dzikim warknięciem, oburzona pani Cheriuki razem z nią, klnąc na nas pod nosem i rezygnując z jakiejkolwiek współpracy z nami. Filiżanka trzymana przez matkę wypadła jej z rąk i roztrzaskała się na kafelkach. Ruka nie zwracała na moją wypowiedź większej uwagi, nie komentowała i od razu zabrała się do sprzątania. Ojciec... Jak to on. Wpadł w szał. Haha, nigdy nie umie się opanować. Może to i dobrze, że rzadko są w domu?...
                                          *Haururu mniejszy pedał*
Ech? Czyżby z Nariko się pogorszyło aż tak, że nie może testu napisać? Przecież to, to, to co ma, to niegroźne jest. Na większość egzaminów przylazł, a teraz ni słychu ni widu. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Na sms'y też nie odpowiada. Fochnął się na mnie za coś, czy jak...?
- Jak nie piszesz, możesz oddać. - burknęła nauczycielka dźgając mnie w ramię ołówkiem.
- A... ach! piszę, wybacz!  - pochyliłem się na powrót nad kartką i zacząłem skrobać. Ostatni dzień, ostatni test i wolność na jakiś czas. Jak ja się cieszę. Aż bym piwko machnął z tego powodu. Chociaż w domu by marudzili... Czemu nauki ścisłe to takie skurwielstwo, ja się pytam?! Przygryzłem nerwowo końcówkę zielonego ołówka z bic'a, która i tak była już doszczętnie poobgryzana. Mimowolnie zacząłem poruszać prawą nogą, szybko ją unosząc i opuszczając. Takie typowe objawy nerwów. Nagle mnie olśniło i zacząłem jak najszybciej wypełniać kolumny w zadaniu.
- Koniec czasu, odłóżcie ołówki. - no cholera, nie zdążyłem wszystkiego zrobić. Odpuść, błagam. Idź se na kawkę i daj nam dodatkowe 10 minut. Proszę pani, ja mam orzeczenie! Ja muszę dłużej pisać!!! Odłożyłem ołówek obok kartki i... centralnie uderzyłem głową o blat stolika, jęcząc przeciągle.
- Nie poszło tak źle. - zaśmiała się czerwonowłosa czochrając mnie po włosach. Uniosłem głowę, żeby zabrała tą pieprzoną kartkę. Pani Wakeshima jak zwykle w cudownym nastroju, pft. Widząc moje spojrzenie zaśmiała się cicho jeszcze raz i poprawiła krwiste okulary w prostokątnych oprawkach. Odeszła dalej zarzucając włosy za ramię. Usłyszałem jeszcze marudzenie paru innych uczniów i to, jak Aya... albo Ayame... (nieważne!) krzyczy dokładnie to, co ja niedawno w myślach. Tak, to o orzeczeniu. Ukradła mi pomysł zdzira mała. No, nie mała w sumie... Kawał babska z niej. Zaraz po testach (i sprzątaniu ławek) poszedłem odwiedzić Nariko. Jak na prawdziwego przyjaciela przystało, trzeba sprawdzić co się z nim dzieje. Zadzwoniłem dwa razy i czekałem, dosłownie chwilkę. Drzwi otworzyła mi jakaś czarnowłosa, niska dziewczynka w stroju pokojówki... Czy on jakieś pornole tutaj nagrywa?
- Dzień dobry, w czym mogę usłużyć? - zapytała lekko się kłaniając. WTF, Nariko, skąd żeś ją wziął?
- Em... Dobry... Jest Nariko? - chwilę zastanawiała się nad daniem mi odpowiedzi. Zamiast konkretnego "tak/nie" zadała kolejne pytanie.
- Coś się stało?
- Przyniosłem lekcje, - burknąłem pokazując plecak. - jestem jego przyjacielem, Haruka Ichinose.
- Jest u siebie. - odsunęła się, pozwalając mi tym samym wejść do środka. Zamknęła za mną drzwi i zanim ruszyłem w stronę schodów dopytała się jeszcze, czy jestem głodny, czy podać coś do picia i takie pierdółki. Dziwna jest. Ale ładna. Ale wygląda jak porngwiazdka. Ale jak lolicońska porngwiazdka. Tak bardzo w stylu Nariko. Drzwi od pokoju chłopaka były lekko uchylone. Zapukałem, ale nie doczekawszy się odpowiedzi postanowiłem sam wejść.  Blondyn leżał z twarzą wlepioną we wrzosową poduszkę, ręka zwisała z brzegu łóżka, a w niej spoczywała komórka, do której podłączone były słuchawki. Położyłem tornister przy wejściu i przykucnąłem obok niego, potem poklepałem go lekko po ramieniu, co skutkowało - jakże przezabawnym - krzykiem przerażenia. Ale... Potem tak zabawnie nie było.
- Nariko?
- Haru...?
- Co ci jest? - patrzyłem jak wryty na wielkiego siniaka na policzku blondyna. On też wyglądał na zaskoczonego.
Krótki, bo krótki. 

czwartek, 26 czerwca 2014

Ścieranie tej jakże dokładnej i misternej pracy zajęło mi strasznie dużo czasu. Ten idiota znowu coś wywinął. Jak nie biega z okna do okna albo całuje mnie po pijaku, to musi wymalować mi twarz. Kiedy skończyłem moja twarz była okropnie czerwona od tego ciągłego tarcia. Westchnąłem zrezygnowany i wszedłem pod prysznic, puszczając gorącą wodę. Niestety, za gorącą. Odskoczyłem jak oparzony i zakręciłem wodę. Moje biedne ciało, pali. Spróbowałem drugi raz, tym razem nie szalejąc z temperaturą. Na szczęście teraz była odpowiednia. Szybko zrobiłem, co musiałem i poszedłem spać.
Musnąłem lekko ustami odpowiedniki blondyna. 
- mój ty śliczny. - westchnąłem. 
- A czyj niby? - zachichotał i oddał pocałunek. Działałem na niego jak nikt inny. Zamruczałem cicho i pogłębiłem pocałunek przyciągając go do siebie bardziej. Blondynek całował coraz bardziej namiętnie, nie mógł się mną nasycić. Złapałem go za pośladki i uniosłem go, tak, żeby objął mnie swoimi chudymi udami w pasie. Cały czas nie przerywaliśmy naszego pocałunku. Nariko lekko się o mnie otarł. Całował mnie całkowicie bez opamiętania. Wciąż chciał więcej i więcej. Napalone, niewyżyte dziecko. Żeby było mi łatwiej go trzymać oparłem go plecami o ścianę. Całowałem pewnie, czasem lekko przygryzając jego blade wargi. Blondynek wzdychał rozkosznie w moich ramionach. Widok go podnieconego był czymś nie do opisania. Pomyśleć, że taki niewinny chłopczyk może wyglądać tak.  
- Haururu... - szepnął błogo. 
- Hmn? - zsunąłem się z moimi pocałunkami na jego wrażliwą szyję. Zacząłem gładzić jej skórę swoimi ustami. Nariko jęknął przeciągle. Uwielbiał, kiedy jego szyja była w centrum uwagi. Takie pieszczoty sprawiały mu niewyobrażalną przyjemność.  Zacząłem powolnie masować dłońmi jego pośladki, co jakiś czas przejeżdżając między nimi palcami. Blondyn zarumienił się jeszcze bardziej, ale pozwolił na dotykanie się tam.  Zacząłem delikatnie pocierać jego wejście, całując przy tym Nariko w usta. Ten zareagował na to łagodnymi ruchami bioder. Nie widząc żadnych obiekcji wjechałem w niego pierwszym palcem.
Usiadłem gwałtownie krzycząc:
- To poszło za daleko! - rozejrzałem się dookoła. Siedziałem w swoim pokoju. Było grubo po trzeciej. Zamknąłem oczy i spuściłem głowę oddychając ciężko. To sen... tylko sen... Wcale do niczego między nami nie doszło, wcale nie macałem go w dziwnych miejscach i wcale nie penetrowałem jego wnętrza palcami! Matko... jak mi gorąco. Zrzuciłem z siebie mokrą piżamę i ubrałem jakiś luźny t-shirt i bokserki. Sarłem pot z czoła i poszedłem otworzyć okno. Zimne powietrze owionęło moją osobę. Tak, wiem, że głupio robię i pewnie się przeziębię. Przez tenże pieprzony sen w mojej niezbyt mądrej głowie narodziło się pytanie. Mianowicie: czy byłbym w stanie faktycznie coś poczuć do Nariko. Znamy się... w praktyce od zawsze, jesteśmy zżyci,  wiemy o sobie sporo, rozumiemy się i wspieramy w trudnych chwilach. Czyli taka tradycyjna, szablonowa przyjaźń. Nie mogłoby z tego nic wyniknąć, nie? Zamknąłem oczy i rozmasowałem je palcami. Po takim fanserwisie to ja się będę bał zasnąć. Sprawdziłem, czy na pewno ustawiłem budzik, pokręciłem się trochę po domu (zaglądając przy tym do kuchni i zwinąłem herbatniki) aż wreszcie zrezygnowany znów walnąłem się na materac. Zamknąłem oczy i nakryłem się kołdrą. Jakieś pięć - może nawet mniej - minut potem zmieniłem pozycję. Wierciłem się i wierciłem, nie mogąc zasnąć. Wreszcie zdenerwowany wyciągnąłem z etażerki słuchawki, które podłączyłem do komórki i jakoś słuchając muzyki wreszcie zasnąłem (minęło pewnie sporo czasu, nim to nastąpiło. Przesłuchałem chyba z 1/3 mojej biblioteki!).
~~~
- Rany!~- jęknął Nariko. - czemu dzisiejszy obiad nie może być jadalny, coo? - warknął patrząc na dziwną papkę, która znalazła się na talerzu. To chyba miało przypominać gulasz.
- Chcesz moje bento? - zapytałem podsuwając mu pudełko.
- Skoro nalegasz... Znaczy... nie wiem, czy mogę, ale... - jojczył tak jeszcze przez chwilę, ale już dawno zajął się jedzeniem. Zbyt przekonujący to on nie jest.  Cholera, nienawidzę swoich snów. Przez to coś nie mogę teraz normalnie na niego spojrzeć. Fuj, fuj, fuj, ten sen był taki zboczony, obleśne... Na samą myśl zbiera mi się na wymioty.
- Czo ty taki blady dzisiaj? Stołówkowe żarcie ci szkodzi? - zapytał opychając się moimi onigiri. Twarz miał całą w ryżu. Je jak prosie.
- Być może, kto wie.. To pewnie przez pogodę. - wzruszyłem ramionami usprawiedliwiając się.
- Ach taak... Rozumiem. - powiedział wzdychając ciężko. Moje spojrzenie zawisło przez chwilę na jego szyi i zacząłem poważnie się nad czymś zastanawiać. Dla chłopaka najwyraźniej moje wgapianie się nie było komfortowe. Zerkał co chwilę w moją stronę, aż wreszcie syknął i zapytał o powód moich obserwacji.
- Masz wrażliwą szyję? - zapytałem odruchowo dźgając ją palcem. Ten wzdrygnął się i odtrącił moją rękę. O, ma.
- Być może... Dziwny jesteś. - wzruszył ramionami. Po zakończeniu lekcji niestety nie wracałem do domu z chłopakiem. Przyjechali po niego rodzice, pierwszy raz od dawien dawna widziałem ich razem. Musieli pojechać z nim na wizytę do lekarza. Blondynek przeprosił mnie i myknął do samochodu, gdzie czekała na niego jego dystyngowana blondwłosa matka oraz barczysty ojciec. Oboje w ubraniach z najdroższych marek - jak na biznesmenów przystało. Wyciągnąłem z kieszeni mojej puchatej kurteczki słuchawki i zacząłem je rozplątywać. Ciekawe, czy przed dojściem do domu zdążę. Na dworze zaczyna się robić cieplej. To oznacza... będę musiał przestać nosić moją kurteczkę! Niee, tylko nie to, proszę. Ja ją tak uwielbiam. Nie lubię jak jest za ciepło. Panie boże, ześlij nam siarczyste mrozy! Albo nie... wtedy będzie za zimno na kurtkę przejściową. I tak źle, i tak nie dobrze. O! Udało mi się wreszcie rozplątać czarny kabelek. Podłączyłem zestaw słuchawkowy do komórki (przedpotopowej dodam. Muszę sprawić sobie nową) i zacząłem przeglądać moją bibliotekę muzyczną. Po chwili w moich uszach rozległa się muzyka, Sakasama no chou. Nawet nie zauważyłem, jak zacząłem bujać się w rytm piosenki i cicho ją nucić pod nosem. Jeszcze czysto błękitne przed chwilą niebo zaczęło się chmurzyć. Och? Będzie padać? Powoli podniósł się wiatr, a na ziemię spadły pierwsze kropelki. Będzie. Skręciłem w prawo i już na wstępie się z kimś zderzyłem. Ja, jak i osoba poszkodowana upadliśmy tyłkiem na zimny i mokry chodnik, a dookoła posypały się kartony, z których wypadły mangi. Usłyszałem jęk rozpaczy. Natychmiast zacząłem zbierać to, co przeze mnie wypadło.
- Haruka senpai? - podniosłem wzrok i spojrzałem na moją ofiarę. To była Masae. Tyle, że... dziś miała na sobie okulary. Takie zwyczajne, w czarnych, cienkich oprawkach. Ale i tak wygląda nieco inaczej.
- Masae-chan, heej! - podrapałem się niemrawo po karku odwracając wzrok. - przepraszam. - powiedziałem podnosząc zapakowany już karton oraz pomogłem jej wstać.
- Gdzie tak lecisz z tymi kartonami? - zapytałem biorąc do ręki kolejny. Przewróciłem ją, to jej pomogę z noszeniem. Pokuta musi być. Masae opowiedziała mi o tym, że jej rodzice dostali nową pracę tutaj, oraz, że z niewiadomego powodu nie pozwalają jej zostać w tamtym mieście samej do ukończenia liceum i w następnym roku dołączy do jednego z tutejszych. Zaoferowałem się w pomaganiu noszenia tych bagaży. Być może zrobiłem źle, ponieważ... Mieszka na ostatnim piętrze kamienicy, nie ma windy. Mmm, brawo! I taszcz se teraz to wszystko na szczyt. Nowe mieszkanie dziewczyny było małe, ale skoro najwyraźniej od teraz ona i jej rodzice mają mieć osobne mieszkania, to jest ono wystarczające. Kuchnia była jeszcze nie do końca pomalowana i wyremontowana. Reszta zaś stała już w pełnej gotowości, z szafkami i resztą wyposażenia. Wystarczy tylko wypakować walizki i można mieszkać. Kiedy skończyliśmy brunetka uparła się, że chociaż soczkiem musi wynagrodzić moją pracę i zmusiła mnie do zostania u niej. Przysiadłem sobie w pół białej, pół jasnopomarańczowej kuchni na odwróconym wiadrze. Naprzeciw mnie było wielkie okno, przez które promienie słoneczne rzucały światło na to małe pomieszczenie. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu. Licealistka rzuciła w moją stronę puszkę coli, którą o dziwo udało mi się złapać. Brawo ja! Sama wzięła sobie herbatę z miodem w turkusowej puszce. W radiu tymczasem minął czas reklam i pokój wypełniła skoczna, k-popowa piosenka artystki zwanej Hyuną Kim. Masae po chwili zaczęła się bujać i przestępować z nogi, na nogę w rytm muzyki. Widocznie lubi kawałki tego typu, ponieważ na jej twarz wkroczył błogi uśmiech.
- Do jakiej szkoły pójdziesz? - zapytałem, a ta ocknęła się i przestała bujać. Odparła po chwili zastanowienia, że w sumie nie wie, a potem zaczęła z ożywieniem mówić o tym, jak bardzo denerwuje się tą zmianą szkoły, i że czasem ma ochotę zasztyletować rodziców za to, co jej zrobili. Wyjawiła mi wszystkie swoje lęki z tym związane, a ja słuchałem, co chwila przytakując, bądź potwierdzając słowami: "oczywiście", "masz rację" bądź "ach tak!", co oznaczało, że słucham jej uważnie. Kiedy już się wkręciła w to opowiadanie, to trudno mi było za nią nadążyć. Mówiła strasznie szybko i niezrozumiale, słowa zlepiały się w jedność. Przez każde zdanie przewijały się przeróżne emocje. Od ekscytacji, po złość albo nawet melancholię.
- Ha ha, pewnie już cię zanudziłam tak, że zastanawiasz się jak stosownie się z tego wszystkiego wykręcić, nie? - przystopowała na chwilę, po czym pociągnęła łyk arizony.
- No co ty. - parsknąłem śmiechem. - wcale nie. Wolę dy ktoś nawija bez przerwy, niżeli ma być grobowa cisza. - zgniotłem pustą puszkę i rzuciłem ją w stronę kosza. Ups, tym razem wylądowała obok. Zakląłem   pod nosem. Ja mam zeza, czy coś? Innej choroby też raczej nie mam, żeby tak okropnie odległości mylić.
- Chyba, że tak. W sumie, to chciałabym z tobą chodzić... - powiedziała patrząc w okno. Po chwili przemyślała swoje słowa i dodała pośpiesznie, a jej uszy zrobiły się czysto purpurowe. - do klasy oczywiście. - poczęła nerwowo stukać palcami o puszkę, a stopą zataczała kółka, jak przy rozciąganiu przed biegiem. Wybuchnąłem śmiechem widząc jej zakłopotanie i natychmiast uspokoiłem, że wiem, o co jej chodziło. Potem jeszcze długo rozmawialiśmy, a za oknem słońce dawno już zaszło. Nasze rozmowy były strasznie chaotyczne. Rozmawiając na jeden temat, potrafiliśmy przejść w drugi i trzeci, a potem jeszcze inny. Na szczęście już biernie nie słuchałem i przytakiwałem, a na prawdę uczestniczyłem w tym dialogu. Późnym już wieczorem, kiedy słońce chowało się za horyzontem, a miasto spowite było w ostatnich jego oranżowych promieniach ruszyłem do domu.
Przepraszam najmocniej za długość.

sobota, 14 czerwca 2014

Rano obudziłem się w zasadzie wcześniej niżeli powinienem. Po prost nie potrafię długo spać w czyimś towarzystwie. Na wycieczkach i tym podobnych - zawsze budzę się jako pierwszy. Ziewnąłem przeciągle i lekko się podniosłem patrząc na swoją lewą stronę. Skulony przy ścianie, z lekko rozchylonymi ustami spał Nariko w swojej różowej piżamie. Włosy były porozrzucane w nieładzie. Odgarnąłem kołdrę i poszedłem się ubrać oraz zrobić nam obu bento, bo wątpię, że ten się sam wyrobi. Ugotowałem ryż oraz odgrzałem kurczaczki. Oprócz tego nałożyłem nam trochę zieleniny i owoców.
- Ha~ru~ka. Idź mi do domu po rzeczy, bo mi się nie... - ziew. - nie chce. - powiedział przecierając oczy. Dopiero zauważyłem, że stoi w drzwiach kuchni. Portki od piżamy ciut zjeżdżały z jego wyjątkowo wąskich bioder.
- Nie dość, że mi włazisz przez okno, śpisz w moim łóżku jak swoim to jeszcze mam ci po ubrania chodzić? Co ja służąca? - parsknąłem podając mu w międzyczasie przygotowaną herbatę. Blondwłosy wziął ją delikatnie w swoje chude dłonie, podmuchał, po czym upił łyka krzywiąc się przy tym nieznacznie. Napój bowiem był jeszcze gorący.
- mogę dzisiaj po szkole też przyjść? - zapytał totalnie ignorując moje pytanie.
- I tak byś się wprosił. - wzruszyłem ramionami. - rodzice w domu, taak?
- Nie, masz tu klucz. - wyjął z kieszeni swoich spodni mały, srebrny kluczyk. Kłamca. Gdybym wiedział to bym go do domu wychrzanił, w podskokach by leciał. Ten ohydny człowiek tylko patrzył się na mnie niewinnie swoimi różowymi oczyma dokładnie śledząc każdy krok i analizując każdy ruch, czy też drgnięcie kącika ust. Przyglądał się mi tak intensywnie, że powoli zaczynałem czuć się nieswojo. Naprawdę.
- To czemuś wczoraj nie polazł? - westchnąłem opuszczając ramiona ze zrezygnowaniem. Naprawdę nie rozumiem go. Już, cholera, kobiety są bardziej zrozumiałe od niego! Może on nie jest człowiekiem? Co jeśli to kosmita, który ma za zadanie mnie porwać na swój statek, gdzie inne zielone ludki będą eksperymentować na moim ciele?
- Bo jest tam pusto. I smutno... - zakręcił kosmyk włosów na palec wywracając oczyma. W pewnym momencie ścisnęło mi serce. Już od lat jego rodzice nie zajmują się nim i nie poświęcają mu czasu. Wychowuje się sam. Tak jest od dawien dawna.
- Więc, mój dom zawsze otwarty. Czy też okno... - uśmiechnąłem się pokrzepiająco, an co on spojrzał na mnie z niemałą wdzięcznością również się szczerząc. Poszedłem do jego mieszkania zabrać mu plecak oraz rzeczy, o które prosił. Blondynek szybko załatwił swoje sprawy i mogliśmy wyjść do szkoły. Drogę przemierzaliśmy w milczeniu. Słychać było tylko szuranie naszych butów, śpiew ptaków oraz szum drzew, których gałęzie poruszane były przez wiatr. Gdy doszliśmy do "alejki bzu" chłopak automatycznie zwolnił, aby jak najdłużej cieszyć się zapachem roślin. Skręciliśmy dalej. Niedługo potem naszym oczom ukazał się budynek szkolny. Kolejny dzień nauki. Jak ten weekend szybko minął. Nawet nie zauważyłem kiedy się zaczął. Haha, tak już jest. Kiedy ma się co robić czas pędzi jak z bicza strzelił. Zmieniliśmy obuwie oraz zostawiliśmy kurtki w naszej szatni i poszliśmy na lekcje. Pierwszą był język niemiecki, na którym miałem pisać poprawę. Czy się bardzo stresowałem? Szczerze to myślałem, że zemdleję. W brzuchu mi się skręcało, nogi miałem jak z waty. Jeszcze nauczyciel miał z tego testu odpytywać ustnie. Matko boska, pytanie przy tablicy jest najgorszym, co może być. Przecież test to bym napisał, ale to... Nariko przysiadł sobie w pierwszej ławce i patrzył się na mnie ciekawsko, niczym kot na właściciela. Na początku nauczyciel kazał mi wymienić nazwy sportów. Mniej więcej mi poszło nie licząc tego, kiedy się bardzo zestresowałem i zamiast powiedzieć Fußall, powiedziałem jakieś jękliwe "f-f-fufuball". Potem miałem wytłumaczyć po niemiecku drogę dojazdu do kina, a na koniec zdania z man.  Ogółem poszło jak na moje możliwości wybitnie i dostałem piątkę z minusem. 
- Wiedziałem, że ci się uda. - poklepał mnie po ramieniu blondyn. - Ale to "f-f-f-fufuballl!" było świetne! - zaczął dusić się ze śmiechu i udając mnie szeptał wystraszonym głosikiem właśnie tę moją pomyłkę. 
- Zamknij się już, błagam. - jęknąłem. - I... dziękuję za "korki". Jesteś świeeetny! - uśmiechnąłem się asymetrycznie pokładając na ławce. 
- n-nie ma za co. Ta ocena to w większości twoja zasługa, w końcu ty się kułeś! - zarumienił się nieco pod wpływem komplementu. Po chwili się "ogarnął" i wrócił do dawnego "ja". - Każdy wie, że jestem świetny. Żadna panienka mi się nie oprze! Chyba, że twoja siostra... Bo ona to nie człowiek. To diabeł w ciele dziewczynki! - och? czego on też nie powie. Nie domyśliłbym się sam.
~~ 
Większość uczniów na przerwach hasała sobie już wesoło po boisku. Niestety, ale nam niespecjalnie podobało się aktywne spędzanie czasu. Zamiast tego wędrowaliśmy korytarzami w tę i we w tę, rozmawiając na przeróżne tematy. Od wczorajszego spotkania Masae zaczynając po rozmyślaniach dlaczego pierogi są niesmaczne kończąc. Skręciliśmy w lewo do korytarza gdzie mieściły się się sale chemiczne, biologiczne oraz techniczne. Tam też zauważyłem "mojego uległego" - Jun'a Kisaragiego. Szedł z jakąś dziewczyną i podnieconym głosem coś szeptał. Nagle stanął jak wryty, wskazał na mnie i krzyknął "to on, to on!". Odwróciłem się chcąc sprawdzić, czy ktoś jeszcze tu idzie. Niestety, ale byliśmy sami. Chodziło o mnie. 
- Tak bardzo pragnę go na dominującego, ooch!~ - zaczął się wiercić cały czerwony na polikach. 
- Przestań, zbiera mi się na wymioty. Wiesz, że nie toleruję tego. - burknęła dziewczyna o włosach w odcieniu orzechowym. 
- Ara, ara, a ze mną to się przyjaźnisz! - założył ręce na biodra.
- Mam korzyści... Tylko dlatego. 
- Och, ale ja wiem, nie wstydź się... Wiem, że po 15 latach przyjaźni nie byłabyś w stanie mnie zostawić misiuuuu~. - przytulił ją. Zaraz jednak stanął prosto i kontynuował rozmowę: - więc, moja droga. To tutaj nazywa się Haruka Ichinose, będzie moim dominującym, którego każdego wieczoru z chęcią będę zadowalał. - zamrugałem kilkakrotnie oczyma. To się robiło dziwne. Kiedy tylko jego znajoma zaczęła go wyzywać ulotniłem się nie zwracając uwagi na całą tą sytuację. Mój przyjaciel zaś był wyraźnie rozbawiony tym wszystkim. Potem długo tłumaczył mi kim jest dominujący i uległy. Fe, o to chodziło? To ohydne! Okropne! Niemoralne! Ohyda. Jak mówiła tamta dziewczyna "zbiera mi się na wymioty". Powstrzymałem tenże silny odruch i poszliśmy pod kolejną klasę. Następną lekcją była sztuka, na której dowiedzieliśmy się, że nasza klasa na dniach otwartych będzie robiła przedstawienie. Padło u nas na "Śnieżkę". Przez większą część lekcji rozdzielane były role oraz wybierano osoby odpowiedzialne za stroje, oświetlenie, dodatki oraz muzykę. Niby nic takie przedstawienie, a każdy z nas będzie musiał sporo włożyć. Mi - jako, że uczęszczam na kółko teatralne - dostała się jedna z dłuższych ról, mianowicie księcia. Dostałem swój plik kartek i poszedłem je przeglądać do stolika. Blondyn dostał jakże wyczerpującą rolę drzewa. Zawiedziony ciskał we wszystkich swoim piorunującym spojrzeniem, usiadł prychając obok mnie i nadął policzki. Miałem ochotę zacząć się z niego śmiać. Oburzenie sięgało teraz w nim zenitu. Gdyby występował w mandze zapewne fruwałyby wokół niego onomatopeje wyrażające wkurzenie i głęboką irytację, a przy skroni te śmieszne kreski. Nauczyciel sztuki nadal rozdawał rolę i objaśniał różne kwestie z ludźmi odpowiedzialnymi za aspekty techniczne. 
- Oprócz prób na lekcjach musicie tak sobie zagospodarować czas, żeby przyjść tu w środę i czwartek na 16.  - powiedziała brązowowłosa pani profesor w kwiecie wieku, poprawiając swoje ogromne okulary.Po klasie rozniosły się jęki i prośby. Nie dość, że każdy miał pełno zajęć, potem dodatkowe, to jeszcze jakieś przedstawienia. Nikt się na to nie pisał z własnej woli, dlatego też taki opór.
- Oj… nie przesadzajcie! – machnęła dłońmi. – raz na ruski rok można się trochę poświęcić, nie?... nie? – skuliła się widząc morderczy wzrok uczniów. Och, cudowna nauczycielka. Panuje nad uczniami, że ho ho.
- Skoro nauczycielka tak powiedziała, to tak będzie. Nic nie poradzicie. – powiedziałem. Parę osób zwróciło się w moją stronę i wbiła we mnie zimne spojrzenie. – źle mówię? Godzina, czy dwie was nie zbawią. – westchnąłem bazgrząc coś po okładce.   zeszytu. Ich zachowanie czasem jest iście dobijające. W klasie zapadła niezręczna cisza. Na całe szczęście przerwał ją dzwonek oznajmiający nadejście końca lekcji. Profesorka jeszcze raz przypomniała o środzie i czwartku.
Zabrałem swoje rzeczy i wyszedłem z klasy. Nariko zaraz za mną. Pokierowaliśmy się do stołówki, gdzie czekał na nas bardziej lub mniej jadalny obiad. Stanęliśmy z Nariko w kolejce po... w sumie jeszcze nie wiem po co.
- A ty co, zabujałeś się w Norazaki, że ją tak przed uczniami bronisz? - dźgnął mnie łokciem w bok.
- Jakby nie patrzeć nie, nie wyrywam na lewo i prawo jak ty,  nie patrząc dodatkowo na wiek. - wzruszyłem ramionami przesuwając się w stronę okienka.
- Patrzę przecież. Takiej niesprawnej po 50-ce nie wezmę. Ani 9 latki. Chyba, że to byłaby taka cudowna dziewięciolatka! O. - powiedział.
- Ho, ho,  taki z ciebie pedofil? Wiesz co, może ja jednak się gdzieś wyprowadzę z Futari… - nadeszła moja kolej. Kucharka nałożyła mi frytek i ryby na talerz, a do tego jakiejś surówki. Do picia wziąłem sobie klasycznie mleko. Nariko wybrał zaś sok. Nic nie może równać się z potęgą mleka, czy on tego nie rozumie…? Zajęliśmy pierwszy lepszy stolik i zaczęliśmy jeść. Blondyn raz dwa wsunął swoje frytki i rybę.
- Matko, jakie to pysznee… Czemu tego tak mało?! – oburzył się. Patrzył kątem oka na mój talerz z niemałym pożądaniem.
- Chcesz moje? Nietknięte, zjadłem tylko trochę surówki. – podsunąłem mu swoją porcję. Patrzył na nią z powątpieniem. Znowu mu daję swój przydział jedzenia. Przebiegł oczami między talerzem, a mną parę razy i wziął sobie frytki. Ja zaś wypiłem swoje cudowne mleko. Mógłbym do końca życia pić tylko to. Jest takie smaczne i słodkie… Ach, nie rozumiem ludzi, którzy nie lubią tego białego napoju.
- Uch, chyba już się nie podniosę… - jęknął opadając ciężko na oparcie.  No tak, zjadł dwie porcje. On jest na coś chory, czy co? Pochłania tyle jedzenia, a jest chudy jak anorektyk.
- Nosić cię spaślaku nie będę. – zaśmiałem się biorąc nasze tacki i odniosłem je do okienka. Wróciłem po blondyna i wyszliśmy ze stołówki. Kolejne lekcje nie były za ciekawe. Dostaliśmy niezbyt piękne oceny, a i nauczyciele wydawali się być dziś nie w humorze. Oczywiście wyżywali się na uczniach kartkówkami i pytaniem ustnym. Raany, cóż za męczarnia. Mamusiu ja chcę do domku, błagam cię zabierz mnie stąd, dobrze? Więc jakoś przeżyliśmy do końca szkolnego dnia.  Potem było już z górki. Chłopak, jak zapowiedział rano, wpadł do mnie od razu po szkole.  Obejrzeliśmy razem jakiś film, a potem musieliśmy wpaść do niego, zabrać Gumi i wyprowadzić ją na spacer. Mała suczka cały czas biegała wokół moich nóg i nieraz prawie się przez nią przewróciłem, co bardzo odpowiadało zazdrosnemu o uwagę psa chłopakowi.
- Mogę z nią przyjść do ciebie, czy nie bardzo będzie ci odpowiadało towarzystwo natrętnego psa w domu? –zapytał splatając dłonie na karku i pstrząc do góry, gdzie spokojnie płynęły sobie chmurki. Małe, puchate chmureczki.
- O ile nie zdemoluje mi domu, to proszę bardzo. – odparłem.
- Wracamy? – przeniósł wzrok na mnie. Skinąłem lekko głową  i zawróciliśmy.  Niecałe pięć minut drogi potem byliśmy z powrotem w moim domu, gdzie Nariko puścił pieska luzem. Ten znalazł sobie wygodne siedzisko na kolanach Futari, która siedziała w salonie. Najpierw spojrzała na psa zdziwiona, no bo skąd miałoby się u nas wziąć zwierzę? Potem zaś jej spojrzenie powędrowało na nas i wszystko sobie uzmysłowiła. Odłożyła trzymaną w dłoni gazetę i zaczęła bawić się z maleństwem. My zaszyliśmy się u mnie.
- Masz najnowszy tom Devils and Realist? – zapytał opadając na mój skórzany fotel stojący przy biurku. Pokiwałem głową i podałem mu z półki mangę. Sam zaś zmęczony położyłem się na łóżku i prawie przysypiałem. Blondyn pochłonął się w lekturze, a ja niedługo potem usnąłem. Obudziłem się późnym wieczorem, Nariko był już prawdopodobnie u siebie, nie było słychać tu ani jego, ani jego psa. Wstałem ociężały i przypomniałem sobie o lekcjach. Odrobiłem je możliwie najszybciej, jak tylko się dało. Szczerze to nadal miałem ochotę spać. I pewnie zaraz znów usnę przy tym wypracowaniu. Że też jej się chciało to zadawać. Pani zlituj się nad nami. Serio, kupię jej czekoladki, misia, cokolwiek, ale niech nam tyle tego szajsu nie zadaje, bo z tym do następnego miesiąca nie wyjdę, o. Z trudem dokończyłem wypracowanie. Znaki mi się już myliły i nieraz musiałem zacząć przepisywanie całkowicie od początku. Jedna, głupia kreseczka, a potrafi zmienić sens całego zdania. Czemu nie możemy mieć normalnego alfabetu jak Anglicy chociażby? Niee, my musimy mieć trzy alfabety, a w tym ostatnim sryliard znaków, po 20 kresek, nie? Odstawiłem kartki na bok i jeszcze raz przejrzałem, czy na pewno nie zapomniałem nic zrobić. Upewniwszy się, że tak było poszedłem się umyć. To, co zobaczyłem w lustrze nie dość, że mnie przeraziło, to jeszcze centralnie i dogłębnie zdenerwowało. Ba, wkurzyło jak nie wiem. Wyciągnąłem komórkę z kieszeni i wystukałem numer.
- Wiesz, że zaraz umrzesz? – zapytałem przez aparat.
- to groźba? Może powinienem z tym pójść na policję…? – udawał niewiniątko,  jakby niczemu nie był winien. Cholera, no… Pisakami? Jak ja mam to teraz zmyć?
- Nie zdążysz. – warknąłem do telefonu i zacząłem jedną dłonią zmywać moją pomalowaną przez tego idiotę twarz. Ja przy nim więcej nie zasypiam! No raany, co za głupek.
- N-n-nie podoba ci się zrobiony przeze mnie makijaż? A ja tak bardzo się starałem! – udał, że płacze i wydawał z siebie donośne „bu”. 
- Ty cierpisz na jakieś niedojebanie mózgowe, nie? - westchnąłem rozłączając się i powróciłem do zmywania tegoż dzieła sztuki z mojej twarzy.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Dziś pierwszy raz od siedmiu dni wstałem całkiem wypoczęty i pełen sił. No dobra, to dodatkowe 15 minut nie zaszkodzi. Na powrót zamknąłem oczy, ale w moim dosypianiu przeszkodził mi dźwięk tłuczonego szkła. Cholera, znowu Futari? Odrzuciłem kołdrę i zeskoczyłem ze swojego łóżka, po czym szybkim krokiem pomaszerowałem do kuchni, sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła.
- Nie powinnaś brać szklanych rzeczy sama. - mruknąłem wchodząc do pomieszczenia, gdzie dziewczyna zaczęła już zbierać odłamki szkła. - zostaw bo się... - nawet nie dokończyłem, ponieważ brunetka już zdążyła się zaciąć. - mówiłem. Idź przemyj, zaraz przyjdę. - poleciłem jej pochylając się i sam zacząłem sprzątać odłamki stłuczonej szklanki. Ta tylko bez słowa pokiwała głową i poszła wykonać to, co jej kazałem. Grubsze kawałki zebrałem ręcznie, a te drobne zmiotłem na szufelkę i wyrzuciłem do kosza. Sprawdziłem, czy nic nie zostało i poszedłem do siostry. Z wysokiej półki, do której nie dosięgała wyciągnąłem plastry. Wziąłem jeden, po czym odkleiłem od niego papierki i owinąłem nim palec dziewczyny.
- Ale z tym dam sobie radę sama, wiesz? - zabrała dłoń i wyszła z kuchni. Ech... A ostatnio było tak fajnie. Teraz znowu będzie marudzić, że jest bezużyteczna, bo wszystko wypuszcza, źle ocenia odległości, przewraca się i tak dalej, i tak dalej. Wyciągnąłem z szafki nową szklankę oraz talerzyk. Przygotowałem kakao oraz ciasteczka maślane, których zostało nam jeszcze trochę, po czym zaniosłem je do pokoju siostry. Zamknęła na klucz. Głupia, myśli, że swojego nie mam? Odstawiłem tackę z jedzeniem przy drzwiach, po czym poszedłem po mój zapasowy klucz.
- Nie udało ci się... - zanuciłem z podłym uśmieszkiem, kiedy wszedłem do jej pokoju.
- Wredny jesteś. - warknęła. Rozejrzałem się po pokoju nigdzie jej nie widząc. Dopiero po dluższej chwili uzmysłowiłem sobie, że leży calutka zakryta kołdrą. Odstawiłem tackę na jej biurko i do niej podszedłem.
- Akuku. - zdarłem jej z głowy kołdrę. Odwróciła się ode mnie wtulona w pluszowego królika. - Wstajemy i nie śpimyyyy! - odgarnąłem kosmyk jej włosów i krzyknąłem prosto do ucha. Westchnąłem ciężko, kiedy nie dało to efektów. - Ora, ora, bo powiem tacie o yai.
- to jest yaoi, a nie "yai". - zaśmiała się, ale nadal nie patrzyła w moją stronę. Pociągnąłem w dół za spodenki jej piżamy. Poskutkowało. Wyskoczyła jak z procy i zaczęła mnie okładać pięściami.
- Ale masz czerwoną gębę! - zachichotałem.
- Żebym ja ciebie nie zaczęła rozbierać głupku! - powaliłem ją i nasza pozycja się zmieniła. Teraz to ja klęczałem nad nią.
- Mrrr, chętnie. Kazirodcze seksy? Ała, ał, cholera! - zaklnąłem, kiedy kopnęła mnie w brzuch. Podniosłem się do siadu i objąłem dłońmi, po czym zacząłem kaszleć. W gratisie dostałem jeszcze standardowo z liścia oraz zostałem okrzyknięty pedofilem.
- Jak ksiądz normalnie! - burknęła opadając na czarne, skórzane krzesło obrotowe, po czym zajęła się ciastkami i kakao. Ja zaś podniosłem się i wymaszerowałem z pokoju, zabierając po drodze oba klucze. Nie umknęło to jej uwadze, ale nie miała już siły się ze mną droczyć. Po prostu spojrzała na mnie srogo, a ja wiedziałem, że i tak później oderwę. Mój brzuch, moja twarz. Matko boska. Czyżby szatan wkroczył na ziemię pod postacią małej dziewczynki? Pewnie Lucek miał dosyć siedzenia tam w tym skwarze i opętał ciało pierwszej lepszej dziewoi. Skoro już wstałem to pójdę się umyć. I tak bym już nie zasnął. po odbyciu swojej porannej toalety zrobiłem dla taty i siebie śniadanie. Z racji tego, że kiedy ja już skończyłem, a on jeszcze spał, zawinąłem jego talerz folią aluminiową i włożyłem do mikrofali. Wróciłem do siebie i postanowiłem zalegać cały dzień przed komputerem. Jednakże... brakowało czegoś. Mam, jedzenia brakuje. Odstawiłem urządzenie i poszedłem po paluszki. No co, lubię sobie coś pogryzać przy oglądaniu, zabronicie? Na dworze tymczasem rozszalała się burza. Mało jednak obchodziło mnie to, że może się coś stać. Anime ważniejsze. Gdzieś w międzyczasie jeszcze tata wyjechał do kina z Momo i Futari. Kiedy już opróżniłem do czysta paczkę, poszedłem po jakiś napój. Suszy mnie. W domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Och? Nariko wrócił wcześniej? Poczłapałem jeszcze całkowicie w sosie otworzyć drzwi, wiecie, piżameczka jeszcze do popołudnia, niedziela w końcu nie? Jednakże przed drzwiami nie stał mój przyjaciel, a ta dziewczyna od gitary ze wczoraj. Natychmiast pożałowałem, że otworzyłem te cholerne drzwi w takim stroju. Brązowooka była cała przemoczona. Wręcz z niej ciekło. Mundurek opinał się na niej, a mokry materiał prześwitywał (WTF, jak w hentai'u normalnie) stanik wyraźnie się odznaczał.
- Oo, hej. Co cię tu sprowadza? - zapytałem cały czerwony na twarzy. No cóż, uczesałem się przynajmniej. Czarnowłosa wyglądała na równie zawstydzoną tą całą sytuacją. Wodziła wzrokiem wszędzie, byleby tylko nie patrzeć na mnie.
- Mogę skorzystać z telefonu? Mój się roztrzaskał i nie mam jak zadzwonić po starszych, żeby przyjechali. No zobacz. - wykonała zamaszysty ruch dłońmi pokazując swoją mokrą osobę.
- Jasne, wchodź. P-przepraszam za mój strój. - odwróciłem głowę drapiąc się po łokciu.
- A ja za najście. - wzruszyła ramionami wchodząc do przedpokoju.  Wziąłem komórkę z komody i podałem dziewczynie.
- Hah, jaka męska tapeta. - poklepała mnie po ramieniu, po czym wykręciła numer do jednego ze swoich rodziców. Chwilę z nim rozmawiała, podała mu mój adres i się rozłączyła. Cała rozmowa trwała bardzo krótko. Czarnowłosa zatrzasnęła klapkę i oddała mi telefon, pytając się przy tym, czy nie będzie problemem przetrzymanie mnie tutaj jakieś 15 minut, no może maksymalnie pół godzinki. Z chęcią się zgodziłem.  Zrobiłem dziewczynie herbatkę oraz dałem ręcznik, żeby wytarła sobie włoski.
- Przepraszam, że nie dam ci nic do przebrania, ale widzisz. Moje ubranie byłoby sporo za duże, a młodszej siostry siostry opięte. - zwłaszcza na niektórych częściach ciała. Dodałem w myślach. Nie dało się zaprzeczyć, że dziewczyna miała niemałe krągłości. (Haru zboczeńcu, przestań.)
- Samo to, że mogę przeczekać w ciepłym domu, zamiast na dworze jest wystarczająco uprzejme z twojej strony... - mruknęła popijając łyk zielonej herbaty.
- Jak masz na imię?
- Masae, a ty?
- Haruka. - powiedziałem opierając się o oparcie kanapy.
- Imię równie męskie, co tapeta. - parsknęła śmiechem. Potem jeszcze dłuuugo rozmawialiśmy, aż przyjechali jej rodzice. Kolejny raz mi podziękowała, kłaniając się pod kątem 45 stopni, czyli bardzo oficjalnie. Głębszy ukłon to już ten na kolanach. Pożegnałem się z Masae i wróciłem do przerwanego wcześniej zajęcia, czyli komputera.
~~
Spałem już dobrych parę godzin. Jednakże coś przerwało mi tę kochaną czynność. Do moich uszu dotarł dźwięk zamykanego okna. Hę? Podniosłem leniwie jedną powiekę i spojrzałem w tamtą stronę.  Nariko właśnie stał przy oknie i otrzepywał swoje spodnie.
- Ugh, ubrudziłem je o parapet! - jęknął.
- Czy ja mam urojenia, czy serio tu stoisz idioto? - podniosłem się do siadu.
- Jestem, jestem. Wygodnie tak chodzić, przez okno. - mruknął udając się w stronę drzwi od mojego pokoju. Na przyszłość będę zamykał okno na noc. Ale... on jest do reszty popierdolony. Dziwniejszego osobnika chyba nie widziałem. No, nie licząc tego o włosach w kolorze sałaty w szkole.
- Po co przyszedłeś? - udawajmy, że wchodzenie do przyjaciół przez okno jest normalne. Przecież każdy tak robi, nie? Do was też znajomi przychodzą w nocy przez przypadkiem zostawione otwarte okno, na pewno.
- Nie ma w domu mleka. - burknął zawiedziony.
- Serio? - nie wiem już, mam się śmiać, czy też płakać? A może obie te czynności wykonywać naraz? To chyba najtrafniejsze wyjście w tejże dziwnej sytuacji, w jakiej aktualnie jestem.
- Nie. Miałem nadzieję na przywiązanie cię do łóżka i ostre gwałty. - odwrócił się w moją stronę z dziwnym uśmiechem i zmrużonymi oczyma, po czym przejechał językiem po dolnej wardze. Fuuj. Ohydny jest. Ale śmieszny. Nawet nie poszedłem za nim do kuchni. Chwilkę potem wrócił z ciastkiem w ustach i butelką mleka w ręce. Otworzył okno i już wlazł na parapet ale warknąłem na niego, żeby nie szedł.
- Wiesz, że jakbyś spadł, to możesz się nieźle połamać? - prychnąłem zamykając okno.
- Wiem, dlatego to takie ekscytujące! - szepnął podniecony.
- Chodź, wyjdziesz drzwiami jak człowiek. - powiedziałem ciągnąc go za rękaw jego za długiej piżamy w kolorze... Ekhem, on am różową... Co. A na mnie Masae mówiła, że jestem mało męski! Nariko w tym kolorze jeszcze bardziej przypomina dziewczynę. Deskę, ale dziewczynę. Włosy ma już ciut za długie. Ale w sumie... niech ich nie obcina. Wygląda ślicznie.
- Nie mam kluczy od domu. Upsi daisy! - zaśmiał się wskakując na moje łóżko. Głupek.
- Znowu mam spać na futonie? - mruknąłem gotowy wyciągnąć to cholerstwo z szafy. Najlepiej to niech się ta blondynka tutaj wprowadzi!
- Z przyjacielem się wstydzisz, taak? - ziewnął. - miejsca starczy, więc klapaj! - powiedział, jakby łóżko należało do niego. Chwilę się wahałem. Dodał więc: - kiedy byliśmy mali ci to nie przeszkadzało, więc czemu? - uległem i położyłem się obok niego. Burknąłem srogim tonem, że ma się nie rozpychać, bo dostanie w mordę. Na to tylko się zaśmiał i objął mnie od tyłu, dłonie kładąc na mojej klatce piersiowej. To ja jednak wybieram futon. Ale nie będzie to dziwnie wyglądać jak teraz spierniczę? Lepiej tu zostać? Ale jeśli zostanę, będzie to wyglądało na to, że podoba mi się ta sytuacja. Co robić? Ugh... Matko, jak ja nie lubię takiego tulenia. Nie wytrzymałem i odepchnąłem od siebie chłopaka.
- Łaj? - burknął niezadowolony.
- Gorąco. - westchnąłem zatapiając twarz w poduszce.