Blog chwilowo zawieszony. Doczeka się jednak ukończenia.

sobota, 5 lipca 2014

Kolejne dni mijały wolno, nudno. Jak zawsze nie ma co robić. Rutyna - szkoła, dom, szkoła, dom. Przez testy nie miałem nawet czasu spotkać się ze znajomymi. Mam dosyć nauki. Znaki fruwają mi przed oczami. Matulu, ratuj mnie. Zabierz do nieba, bo tu istne piekło. Oczywiście moja kochana siostra wspierała mnie najmocniej, jak potrafi chodząc w tę i we w tę, powtarzając jak mantrę: "nie zdasz, nie zdasz!". Domowy  zapas kawy dawno się wyczerpał. Kiedy to się wreszcie skończy? Przekręciłem nienaturalnie głowę, z cichym chrzęstem, aby spojrzeć na kalendarz. W tych ciemnościach mało co widać. Jedynym źródłem światła jest lampka na biurku. Jeszcze tylko jeden... dwa... dwa dni. Dwa dni i dwa kolejne testy, po czym mam święty spokój. Haha, na jakiś czas oczywiście. Prychnąłem z cierpiętniczą miną i powróciłem do zakuwania.
                                             *Nariko Pedał*
Ruka od rana krzątała się po domu. Nieco mi to przeszkadzało, nie lubiłem samotności, ale hałas jaki wydaje przy sprzątaniu, odkurzaniu i innych rzeczach doprowadza mnie do białej gorączki. Ruki pewnie żadne z was nie kojarzy. Dopiero parę dni temu rodzice wynajęli ją jako gosposię. Póki co na okres próbny, ale wątpię, że ją zwolnią. Skoro bierze mało, to nie będą mieli zastrzeżeń. Gumi nieszczególnie polubiła nową lokatorkę. Zwykle wraz z rozpoczęciem dnia, kiedy słyszy kroki jej niskich bucików na kafelkach umyka pod moje łóżko. Dziewczyna też raczej za nią nie przepada. Wygląda, jakby bała się psów. Jedno szczeknięcie, sprawia, że wszystko, co trzyma w dłoniach wylatuje, a sama zaczyna jęczeć. Wygląda to tak zabawnie, że nie raz korci mnie sięgnąć do kieszeni po komórkę i nagrać jej reakcję. Ale oczywiście tak nie przystoi i tylko cicho śmiejąc się pod nosem umykam do siebie, psa zabierając przy okazji. Dzisiaj jest chyba jeszcze bardziej podenerwowana niż zwykle. A to za sprawą tego, że... Ach, szkoda gadać, co sobie staruszkowie wymyślają. Do domu sprowadzą mi jakąś panienkę, która ma być rzekomą kandydatką na moją żonę i współspadkobiercę ich firmy. Matko. Czuję się jak jakiś cholerny panicz, który musi się ożenić, żeby przedłużyć żywotność rodu. To irytujące. W cholerę irytujące.
- Ruka, odpuść sobie. - jęknąłem otwierając lodówkę w poszukiwaniu soku. - widzisz, jak ta podłoga lśni? Mogę się w niej normalnie przejrzeć, więc oszczędź mnie i przestań myć wszystko po pięćset razy, to irytujące. - na chwilę podniosła na mnie wzrok robiąc wielkie oczy. Dopiero patrząc prosto na jej twarz dostrzegłem jaka jest urodziwa. Ma gęste, aczkolwiek krótkie krucze włosy, z prostą grzywką i wyząbkowanymi bokami. Mały, typowo azjatycki nosek oraz europejskie, duże oczy w kolorze bursztynu. Usta były małe i bladoróżowe. W stroju pokojówki prezentowała się jak panienka z okładek, no, no.
- Przepraszam, ale nie chcę zawieść państwa Akazawa... - spuściła głowę, a dłonei zacisnęła na materiale fartuszka.
- Bo akurat zwrócą uwagę... - burknąłem pod nosem. Wygrzebałem jakieś drobniaki z kieszeni spodni i rzuciłem w jej kierunku. - pójdź do sklepu i kup mi sok pomarańczowy... Tylko ubierz się normalnie. - dodałem widząc, że zbiera się już do wyjścia. Paradowanie w stroju pokojówki po mieście wyglądałoby dziwnie. I jeszcze by się jacyś zboczeńcy przynieśli. Niska (bo mająca zaledwie metrczterdzieścicztery) kobietka ukłoniła mi się i zniknęła w swoim pokoju. Ciekawe ile to ma lat. Wygląda na młodszą nawet ode mnie. Kiedy znajduje czas na naukę? No nieważne. Kupi mi sok, więc nie muszę już wychodzić z domu. Poszedłem do łazienki obejrzeć i zakroplić swoje oko. Zapalenie spojówek jest okropne. Nienawidzę chorować. A jeszcze muszę łazić z tym czerwonym ślipiem na testy. Wyglądam jak szablonowy wampir. Całe szczęście, że tylko jedno oko dosięgnęło to cholerstwo. Wziąłem i odkorkowałem krople do oczu. Przytrzymałem palcem dolną powiekę, głowę odchyliłem do tyłu i wpuściłem tam lekarstwo. Zamrugałem, czując to niemiłe uczucie. Nienawidzę go. Przez chwilę mój obraz byl nieco rozmyty, ale zaraz wrócił do normalności. Do moich nóg przypałętała się Gumi, zapewne chciała spacerku, albo jedzenia. Albo i tego i tego. Uzupełniłem jej miski, a kiedy już się najadła, ubrałem się, znalazłem jakieś stare okulary przeciwsłoneczne i wyprowadziłem malutką. Z tymi tandetnymi goglami na nosie wglądam jak pedalska wersja Shizuo. Jeszcze mi strój barmana założcie. Albo nie. Zabiorę strój pokojówki Ruki i zrobię fem cosplay. I tak mylą mnie z kobietą. Lepiej wyglądać jak kobieta, niż mieć twarz starego pierdziela, nie?! NIE?!?! Zrobiłem z psem małą, tycią wręcz rundkę dookoła ulicy i wróciliśmy. Oczy zaczęły mnie piec, mimo tego, że niebo było zachmurzone, a ja miałem okulary. No, zupełnie jak wampir. Może laski zacznę tym przyciągać? Taki magnes na psychofanki zmierzchu i Draculi. "Jestem wampirem, nie możemy być razem...!" Ten dramatyczny wers będę mówił każdej. Zdobędę serca tych małych kobietek. Ha, ha. Szkoda, że tylko dziewczyny (i to zapewne same hot 13-ki) lecą na takie coś. Chwilę po mnie do domu wróciła Ruka z trzema butelkami soku w siatce.
- Siocek! - ucieszyłem się podbiegając do niej i ja przytulając, przy tym odebrałem swoje zakupy. - Dziękuję, Ruka. - kiedy poszedłem do kuchni, ta stała nadal jak wryta, a jej porcelanowa do tej pory, twarz jak u laleczki, zmieniła się na buraczaną. popatrzyła się chwile w przestrzeń, a potem coś przypomniała i poszła do siebie. Zapewne się przebrać. Ja siedziałem już u siebie w pokoju, zajadając się czipsami i pijąc sok marchewkowy. Przy okazji oglądałem powtórkę z jakiegoś teleturnieju kulinarnego. Po jakimś czasie usłyszałem pukanie do drzwi od mojego pokoju. Jak się domyśliłem, była to Ruka.
- Pan Akazawa prosił, żebyś się odpowiednio ubrał przed przyjściem państwa Cheriukich. - powiedziała i wręczyła mi wrzosowy komplet. Ukłoniła się i wycofała. Gdyby jeszcze zaoferowała mi ubranie mnie, serio czułbym się jak ten pieprzony panicz. Zamknąłem za nią drzwi i zacząłem się ubierać. Eleganckie, ubrania mnie irytowały, a szorstki materiał uwierał. Nie mogę się doczekać końca tego dnia. Stanąłem przed lustrem poprawiając muchę. Ten strój totalnie na mnie wisi. Nie dość, że kolor się zlewa z moją jasną karnacją i włosami, to tak XS'ka jest ze dwa razy za szeroka w ramionach, a u spodni spokojnie wszedłbym w jedną nogawkę. No może nie spokojnie... Ale na upartego bym się wcisnął. Wystukałem krotkiego sms'a do matki. Najwyżej się wkurzy. Rzuciłem niewygodne ciuchy gdzieś w kąt i ubrałem się w białe rurki, z dziurkami oraz czarną blzukę z nadrukiem z Zombie Phony.  Też za luźna, ale na pewno bardziej dopasowana od tamtych ubrań. Przed godziną siedemnastą wrócili rodzice. Zrobili mi małą grandę, jednakże zgodzili się, żebym pozostał w tym stroju. I całe szczęście... Punkt 18 w domu zjawiła się pani Cheriuki i jej córka - Yanao Cheriuki. Starsza była pod pewnymi względami podobna do mojej matki. Alabastrowa cera i prosty nos, małe usta. Różniła się nieco włosami, które były ciemne i ściśnięte w wysokim koku oraz postawą. Nie wyglądała na miłą i miałem ochotę, brzydko mówiąc, spierdalać stąd gdzie pieprz rośnie. Yanao była młodszą i słodziutką wersją swojej matki. Włosy rozpuściła i zakręciła, dzięki czemu miała urocze loczki, niczym gaijin gyaru. Oczy powiększone zostały optycznie błękitnymi soczewkami oraz makijażem. Była drobnej budowy. Miała na sobie waniliową sukienkę z koronki oraz tego samego koloru baleriny. Na dłoni wisiała złota bransoletka z pandą, a na palcu lśnił pierścionek przypominający koronę. Jaka szkoda, że ją rozczaruję.
- Dzień dobry, pani Cheriuki, Yanao. - skłoniłem się im lekko i ucałowałem wierzchy ich dłoni.  - ja jestem Nariko Akazawa, to zaszczyt was poznać. - uśmiechnąłem się przekrzywiając nieznacznie głowę. Następnie nastąpiła krótka wymiana zdań między rodzicami, a Cheriuki. Potem poszliśmy do salonu, gdzie każdy zajął miejsca na dwóch przeciwległych beżowych kanapach ze skóry. Między nami stał szklany stolik do kawy, gdzie czekała już zastawa, a Ruka systematycznie donosiła nam nowe jedzenie. Yanao podążała za nią łakomym wzrokiem. Miała skwaszoną minę, wyglądała, jakby czegoś jej zazdrościła. Nasi starsi tymczasem rozprawiali na różne tematy, popijając kawę i zagryzając ją ciasteczkiem. Wychwalali nasze talenty i snuli plany, jaka z nas będzie wspaniała para. My, czyli ja i Yana nie odzywaliśmy się natomiast prawie wcale. Chyba, że liczyć ciche przytakiwanie, lub "dziękuję pani/panu... och, wcale nie jestem taka/taki wspaniały!". Brunetka siedziała wyprostowana, prawie że na baczność, a ja lekko zgarbiony dziubałem widelcem w torcie.
- Och, ich dzieci będą takie rozkoszne... Dzięki urodzie pani córki... Nawet państwo Yukuza będą nam zazdrościć tej młodej pary, haha...! - rozmarzyła się moja mama i ugryzła kawałek pierniczka. Potem tor rozmów przeniósł się na firmę i spadki. Moi rodzice tłumaczyli dokładnie czego oczekują od mojej małżonki i obiecywali, że nie będzie żałować tej decyzji.
- Mamo, tato... pani Cheriuki... Yanao. - nie wytrzymałem w końcu i wstałem. Jak mam to powiedzieć, to teraz. - niestety nie ożenię się z Yanao. Jestem gejem. (#YOLO) Wybaczcie. - wyszczerzyłem się. Oczy wszystkich wyglądały jak spodki. Wściekła Yanao uciekła z domu z dzikim warknięciem, oburzona pani Cheriuki razem z nią, klnąc na nas pod nosem i rezygnując z jakiejkolwiek współpracy z nami. Filiżanka trzymana przez matkę wypadła jej z rąk i roztrzaskała się na kafelkach. Ruka nie zwracała na moją wypowiedź większej uwagi, nie komentowała i od razu zabrała się do sprzątania. Ojciec... Jak to on. Wpadł w szał. Haha, nigdy nie umie się opanować. Może to i dobrze, że rzadko są w domu?...
                                          *Haururu mniejszy pedał*
Ech? Czyżby z Nariko się pogorszyło aż tak, że nie może testu napisać? Przecież to, to, to co ma, to niegroźne jest. Na większość egzaminów przylazł, a teraz ni słychu ni widu. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Na sms'y też nie odpowiada. Fochnął się na mnie za coś, czy jak...?
- Jak nie piszesz, możesz oddać. - burknęła nauczycielka dźgając mnie w ramię ołówkiem.
- A... ach! piszę, wybacz!  - pochyliłem się na powrót nad kartką i zacząłem skrobać. Ostatni dzień, ostatni test i wolność na jakiś czas. Jak ja się cieszę. Aż bym piwko machnął z tego powodu. Chociaż w domu by marudzili... Czemu nauki ścisłe to takie skurwielstwo, ja się pytam?! Przygryzłem nerwowo końcówkę zielonego ołówka z bic'a, która i tak była już doszczętnie poobgryzana. Mimowolnie zacząłem poruszać prawą nogą, szybko ją unosząc i opuszczając. Takie typowe objawy nerwów. Nagle mnie olśniło i zacząłem jak najszybciej wypełniać kolumny w zadaniu.
- Koniec czasu, odłóżcie ołówki. - no cholera, nie zdążyłem wszystkiego zrobić. Odpuść, błagam. Idź se na kawkę i daj nam dodatkowe 10 minut. Proszę pani, ja mam orzeczenie! Ja muszę dłużej pisać!!! Odłożyłem ołówek obok kartki i... centralnie uderzyłem głową o blat stolika, jęcząc przeciągle.
- Nie poszło tak źle. - zaśmiała się czerwonowłosa czochrając mnie po włosach. Uniosłem głowę, żeby zabrała tą pieprzoną kartkę. Pani Wakeshima jak zwykle w cudownym nastroju, pft. Widząc moje spojrzenie zaśmiała się cicho jeszcze raz i poprawiła krwiste okulary w prostokątnych oprawkach. Odeszła dalej zarzucając włosy za ramię. Usłyszałem jeszcze marudzenie paru innych uczniów i to, jak Aya... albo Ayame... (nieważne!) krzyczy dokładnie to, co ja niedawno w myślach. Tak, to o orzeczeniu. Ukradła mi pomysł zdzira mała. No, nie mała w sumie... Kawał babska z niej. Zaraz po testach (i sprzątaniu ławek) poszedłem odwiedzić Nariko. Jak na prawdziwego przyjaciela przystało, trzeba sprawdzić co się z nim dzieje. Zadzwoniłem dwa razy i czekałem, dosłownie chwilkę. Drzwi otworzyła mi jakaś czarnowłosa, niska dziewczynka w stroju pokojówki... Czy on jakieś pornole tutaj nagrywa?
- Dzień dobry, w czym mogę usłużyć? - zapytała lekko się kłaniając. WTF, Nariko, skąd żeś ją wziął?
- Em... Dobry... Jest Nariko? - chwilę zastanawiała się nad daniem mi odpowiedzi. Zamiast konkretnego "tak/nie" zadała kolejne pytanie.
- Coś się stało?
- Przyniosłem lekcje, - burknąłem pokazując plecak. - jestem jego przyjacielem, Haruka Ichinose.
- Jest u siebie. - odsunęła się, pozwalając mi tym samym wejść do środka. Zamknęła za mną drzwi i zanim ruszyłem w stronę schodów dopytała się jeszcze, czy jestem głodny, czy podać coś do picia i takie pierdółki. Dziwna jest. Ale ładna. Ale wygląda jak porngwiazdka. Ale jak lolicońska porngwiazdka. Tak bardzo w stylu Nariko. Drzwi od pokoju chłopaka były lekko uchylone. Zapukałem, ale nie doczekawszy się odpowiedzi postanowiłem sam wejść.  Blondyn leżał z twarzą wlepioną we wrzosową poduszkę, ręka zwisała z brzegu łóżka, a w niej spoczywała komórka, do której podłączone były słuchawki. Położyłem tornister przy wejściu i przykucnąłem obok niego, potem poklepałem go lekko po ramieniu, co skutkowało - jakże przezabawnym - krzykiem przerażenia. Ale... Potem tak zabawnie nie było.
- Nariko?
- Haru...?
- Co ci jest? - patrzyłem jak wryty na wielkiego siniaka na policzku blondyna. On też wyglądał na zaskoczonego.
Krótki, bo krótki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz