Blog chwilowo zawieszony. Doczeka się jednak ukończenia.

czwartek, 26 czerwca 2014

Ścieranie tej jakże dokładnej i misternej pracy zajęło mi strasznie dużo czasu. Ten idiota znowu coś wywinął. Jak nie biega z okna do okna albo całuje mnie po pijaku, to musi wymalować mi twarz. Kiedy skończyłem moja twarz była okropnie czerwona od tego ciągłego tarcia. Westchnąłem zrezygnowany i wszedłem pod prysznic, puszczając gorącą wodę. Niestety, za gorącą. Odskoczyłem jak oparzony i zakręciłem wodę. Moje biedne ciało, pali. Spróbowałem drugi raz, tym razem nie szalejąc z temperaturą. Na szczęście teraz była odpowiednia. Szybko zrobiłem, co musiałem i poszedłem spać.
Musnąłem lekko ustami odpowiedniki blondyna. 
- mój ty śliczny. - westchnąłem. 
- A czyj niby? - zachichotał i oddał pocałunek. Działałem na niego jak nikt inny. Zamruczałem cicho i pogłębiłem pocałunek przyciągając go do siebie bardziej. Blondynek całował coraz bardziej namiętnie, nie mógł się mną nasycić. Złapałem go za pośladki i uniosłem go, tak, żeby objął mnie swoimi chudymi udami w pasie. Cały czas nie przerywaliśmy naszego pocałunku. Nariko lekko się o mnie otarł. Całował mnie całkowicie bez opamiętania. Wciąż chciał więcej i więcej. Napalone, niewyżyte dziecko. Żeby było mi łatwiej go trzymać oparłem go plecami o ścianę. Całowałem pewnie, czasem lekko przygryzając jego blade wargi. Blondynek wzdychał rozkosznie w moich ramionach. Widok go podnieconego był czymś nie do opisania. Pomyśleć, że taki niewinny chłopczyk może wyglądać tak.  
- Haururu... - szepnął błogo. 
- Hmn? - zsunąłem się z moimi pocałunkami na jego wrażliwą szyję. Zacząłem gładzić jej skórę swoimi ustami. Nariko jęknął przeciągle. Uwielbiał, kiedy jego szyja była w centrum uwagi. Takie pieszczoty sprawiały mu niewyobrażalną przyjemność.  Zacząłem powolnie masować dłońmi jego pośladki, co jakiś czas przejeżdżając między nimi palcami. Blondyn zarumienił się jeszcze bardziej, ale pozwolił na dotykanie się tam.  Zacząłem delikatnie pocierać jego wejście, całując przy tym Nariko w usta. Ten zareagował na to łagodnymi ruchami bioder. Nie widząc żadnych obiekcji wjechałem w niego pierwszym palcem.
Usiadłem gwałtownie krzycząc:
- To poszło za daleko! - rozejrzałem się dookoła. Siedziałem w swoim pokoju. Było grubo po trzeciej. Zamknąłem oczy i spuściłem głowę oddychając ciężko. To sen... tylko sen... Wcale do niczego między nami nie doszło, wcale nie macałem go w dziwnych miejscach i wcale nie penetrowałem jego wnętrza palcami! Matko... jak mi gorąco. Zrzuciłem z siebie mokrą piżamę i ubrałem jakiś luźny t-shirt i bokserki. Sarłem pot z czoła i poszedłem otworzyć okno. Zimne powietrze owionęło moją osobę. Tak, wiem, że głupio robię i pewnie się przeziębię. Przez tenże pieprzony sen w mojej niezbyt mądrej głowie narodziło się pytanie. Mianowicie: czy byłbym w stanie faktycznie coś poczuć do Nariko. Znamy się... w praktyce od zawsze, jesteśmy zżyci,  wiemy o sobie sporo, rozumiemy się i wspieramy w trudnych chwilach. Czyli taka tradycyjna, szablonowa przyjaźń. Nie mogłoby z tego nic wyniknąć, nie? Zamknąłem oczy i rozmasowałem je palcami. Po takim fanserwisie to ja się będę bał zasnąć. Sprawdziłem, czy na pewno ustawiłem budzik, pokręciłem się trochę po domu (zaglądając przy tym do kuchni i zwinąłem herbatniki) aż wreszcie zrezygnowany znów walnąłem się na materac. Zamknąłem oczy i nakryłem się kołdrą. Jakieś pięć - może nawet mniej - minut potem zmieniłem pozycję. Wierciłem się i wierciłem, nie mogąc zasnąć. Wreszcie zdenerwowany wyciągnąłem z etażerki słuchawki, które podłączyłem do komórki i jakoś słuchając muzyki wreszcie zasnąłem (minęło pewnie sporo czasu, nim to nastąpiło. Przesłuchałem chyba z 1/3 mojej biblioteki!).
~~~
- Rany!~- jęknął Nariko. - czemu dzisiejszy obiad nie może być jadalny, coo? - warknął patrząc na dziwną papkę, która znalazła się na talerzu. To chyba miało przypominać gulasz.
- Chcesz moje bento? - zapytałem podsuwając mu pudełko.
- Skoro nalegasz... Znaczy... nie wiem, czy mogę, ale... - jojczył tak jeszcze przez chwilę, ale już dawno zajął się jedzeniem. Zbyt przekonujący to on nie jest.  Cholera, nienawidzę swoich snów. Przez to coś nie mogę teraz normalnie na niego spojrzeć. Fuj, fuj, fuj, ten sen był taki zboczony, obleśne... Na samą myśl zbiera mi się na wymioty.
- Czo ty taki blady dzisiaj? Stołówkowe żarcie ci szkodzi? - zapytał opychając się moimi onigiri. Twarz miał całą w ryżu. Je jak prosie.
- Być może, kto wie.. To pewnie przez pogodę. - wzruszyłem ramionami usprawiedliwiając się.
- Ach taak... Rozumiem. - powiedział wzdychając ciężko. Moje spojrzenie zawisło przez chwilę na jego szyi i zacząłem poważnie się nad czymś zastanawiać. Dla chłopaka najwyraźniej moje wgapianie się nie było komfortowe. Zerkał co chwilę w moją stronę, aż wreszcie syknął i zapytał o powód moich obserwacji.
- Masz wrażliwą szyję? - zapytałem odruchowo dźgając ją palcem. Ten wzdrygnął się i odtrącił moją rękę. O, ma.
- Być może... Dziwny jesteś. - wzruszył ramionami. Po zakończeniu lekcji niestety nie wracałem do domu z chłopakiem. Przyjechali po niego rodzice, pierwszy raz od dawien dawna widziałem ich razem. Musieli pojechać z nim na wizytę do lekarza. Blondynek przeprosił mnie i myknął do samochodu, gdzie czekała na niego jego dystyngowana blondwłosa matka oraz barczysty ojciec. Oboje w ubraniach z najdroższych marek - jak na biznesmenów przystało. Wyciągnąłem z kieszeni mojej puchatej kurteczki słuchawki i zacząłem je rozplątywać. Ciekawe, czy przed dojściem do domu zdążę. Na dworze zaczyna się robić cieplej. To oznacza... będę musiał przestać nosić moją kurteczkę! Niee, tylko nie to, proszę. Ja ją tak uwielbiam. Nie lubię jak jest za ciepło. Panie boże, ześlij nam siarczyste mrozy! Albo nie... wtedy będzie za zimno na kurtkę przejściową. I tak źle, i tak nie dobrze. O! Udało mi się wreszcie rozplątać czarny kabelek. Podłączyłem zestaw słuchawkowy do komórki (przedpotopowej dodam. Muszę sprawić sobie nową) i zacząłem przeglądać moją bibliotekę muzyczną. Po chwili w moich uszach rozległa się muzyka, Sakasama no chou. Nawet nie zauważyłem, jak zacząłem bujać się w rytm piosenki i cicho ją nucić pod nosem. Jeszcze czysto błękitne przed chwilą niebo zaczęło się chmurzyć. Och? Będzie padać? Powoli podniósł się wiatr, a na ziemię spadły pierwsze kropelki. Będzie. Skręciłem w prawo i już na wstępie się z kimś zderzyłem. Ja, jak i osoba poszkodowana upadliśmy tyłkiem na zimny i mokry chodnik, a dookoła posypały się kartony, z których wypadły mangi. Usłyszałem jęk rozpaczy. Natychmiast zacząłem zbierać to, co przeze mnie wypadło.
- Haruka senpai? - podniosłem wzrok i spojrzałem na moją ofiarę. To była Masae. Tyle, że... dziś miała na sobie okulary. Takie zwyczajne, w czarnych, cienkich oprawkach. Ale i tak wygląda nieco inaczej.
- Masae-chan, heej! - podrapałem się niemrawo po karku odwracając wzrok. - przepraszam. - powiedziałem podnosząc zapakowany już karton oraz pomogłem jej wstać.
- Gdzie tak lecisz z tymi kartonami? - zapytałem biorąc do ręki kolejny. Przewróciłem ją, to jej pomogę z noszeniem. Pokuta musi być. Masae opowiedziała mi o tym, że jej rodzice dostali nową pracę tutaj, oraz, że z niewiadomego powodu nie pozwalają jej zostać w tamtym mieście samej do ukończenia liceum i w następnym roku dołączy do jednego z tutejszych. Zaoferowałem się w pomaganiu noszenia tych bagaży. Być może zrobiłem źle, ponieważ... Mieszka na ostatnim piętrze kamienicy, nie ma windy. Mmm, brawo! I taszcz se teraz to wszystko na szczyt. Nowe mieszkanie dziewczyny było małe, ale skoro najwyraźniej od teraz ona i jej rodzice mają mieć osobne mieszkania, to jest ono wystarczające. Kuchnia była jeszcze nie do końca pomalowana i wyremontowana. Reszta zaś stała już w pełnej gotowości, z szafkami i resztą wyposażenia. Wystarczy tylko wypakować walizki i można mieszkać. Kiedy skończyliśmy brunetka uparła się, że chociaż soczkiem musi wynagrodzić moją pracę i zmusiła mnie do zostania u niej. Przysiadłem sobie w pół białej, pół jasnopomarańczowej kuchni na odwróconym wiadrze. Naprzeciw mnie było wielkie okno, przez które promienie słoneczne rzucały światło na to małe pomieszczenie. Drobinki kurzu tańczyły w powietrzu. Licealistka rzuciła w moją stronę puszkę coli, którą o dziwo udało mi się złapać. Brawo ja! Sama wzięła sobie herbatę z miodem w turkusowej puszce. W radiu tymczasem minął czas reklam i pokój wypełniła skoczna, k-popowa piosenka artystki zwanej Hyuną Kim. Masae po chwili zaczęła się bujać i przestępować z nogi, na nogę w rytm muzyki. Widocznie lubi kawałki tego typu, ponieważ na jej twarz wkroczył błogi uśmiech.
- Do jakiej szkoły pójdziesz? - zapytałem, a ta ocknęła się i przestała bujać. Odparła po chwili zastanowienia, że w sumie nie wie, a potem zaczęła z ożywieniem mówić o tym, jak bardzo denerwuje się tą zmianą szkoły, i że czasem ma ochotę zasztyletować rodziców za to, co jej zrobili. Wyjawiła mi wszystkie swoje lęki z tym związane, a ja słuchałem, co chwila przytakując, bądź potwierdzając słowami: "oczywiście", "masz rację" bądź "ach tak!", co oznaczało, że słucham jej uważnie. Kiedy już się wkręciła w to opowiadanie, to trudno mi było za nią nadążyć. Mówiła strasznie szybko i niezrozumiale, słowa zlepiały się w jedność. Przez każde zdanie przewijały się przeróżne emocje. Od ekscytacji, po złość albo nawet melancholię.
- Ha ha, pewnie już cię zanudziłam tak, że zastanawiasz się jak stosownie się z tego wszystkiego wykręcić, nie? - przystopowała na chwilę, po czym pociągnęła łyk arizony.
- No co ty. - parsknąłem śmiechem. - wcale nie. Wolę dy ktoś nawija bez przerwy, niżeli ma być grobowa cisza. - zgniotłem pustą puszkę i rzuciłem ją w stronę kosza. Ups, tym razem wylądowała obok. Zakląłem   pod nosem. Ja mam zeza, czy coś? Innej choroby też raczej nie mam, żeby tak okropnie odległości mylić.
- Chyba, że tak. W sumie, to chciałabym z tobą chodzić... - powiedziała patrząc w okno. Po chwili przemyślała swoje słowa i dodała pośpiesznie, a jej uszy zrobiły się czysto purpurowe. - do klasy oczywiście. - poczęła nerwowo stukać palcami o puszkę, a stopą zataczała kółka, jak przy rozciąganiu przed biegiem. Wybuchnąłem śmiechem widząc jej zakłopotanie i natychmiast uspokoiłem, że wiem, o co jej chodziło. Potem jeszcze długo rozmawialiśmy, a za oknem słońce dawno już zaszło. Nasze rozmowy były strasznie chaotyczne. Rozmawiając na jeden temat, potrafiliśmy przejść w drugi i trzeci, a potem jeszcze inny. Na szczęście już biernie nie słuchałem i przytakiwałem, a na prawdę uczestniczyłem w tym dialogu. Późnym już wieczorem, kiedy słońce chowało się za horyzontem, a miasto spowite było w ostatnich jego oranżowych promieniach ruszyłem do domu.
Przepraszam najmocniej za długość.

2 komentarze:

  1. W sumie to super!
    Ten seen hehehe :D Ale i tak ukradłaś pomysł :P
    Hmm takie pytanko: Nie jest ciut za wcześnie na takie myśli?
    Sama mówiłaś że chcesz to ciągnąć ciut.
    Ale i tak suuuper rozdział ^^
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mi ukradłaś zdziro :|
      W sumie, to teraz myślę jak to zrobić, żeby się szybko skończyło i zakończyć wszystkie wątki. Mam dosyć pisania nieskończonych tasiemców :3

      Usuń